Merta: Straciłyśmy przyjaciela

Merta: Straciłyśmy przyjaciela

Dodano:   /  Zmieniono: 
FOT. TEDI/NEWSPIX.PL Źródło: Newspix.pl
Kiedyś beształam córkę słowami: „Tata się w grobie przewraca”. Odpowiedziała mi: „Żebyśmy tylko wiedziały, w którym” - mówi Magdalena Merta, jedna z wdów smoleńskich.
Spotykamy się w Sejmie. Magdalena Merta pojawia się tu regularnie na spotkaniach zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, kierowanego przez Antoniego Macierewicza. -  Nie jestem dumna ze stanu, w jaki popadłam po śmierci swojego męża. Na swoją obronę mam to, że nie do końca wtedy byłam panią swoich emocji -  mówi Merta, gdy pytamy ją o słowa wypowiedziane publicznie tuż po katastrofie, że też chciałaby nie żyć. Jej mąż Tomasz Merta był wiceministrem kultury. Choć powołany w czasach rządu PiS, zachował stanowisko w gabinecie Donalda Tuska. Gdyby nie to, być może 10 kwietnia 2010 r. nie byłoby go w samolocie lecącym na uroczystości katyńskie… 

Magdalena Merta zdaje sobie sprawę, że tuż po katastrofie zajmowała się głównie „informowaniem świata o tym, jak zazdrości Marii Kaczyńskiej”. Z tego stanu wyrwały ją dopiero słowa przyjaciółki, też wdowy smoleńskiej, że one wszystkie zazdroszczą Marii Kaczyńskiej, ale to jeszcze nie powód, by opowiadać o tym przy dzieciach. -  Dziś już tak nie myślę. Dziś wiem, że Tomek zostawił mnie tu z pewnymi powinnościami - stwierdza. 

Na razie jej i dzieciom nie dano przeżyć normalnie żałoby. Przede wszystkim dlatego, że na światło dzienne wychodziły kolejne zaniedbania i pomyłki ze śledztwa. - Może byłoby łatwiej, gdybyśmy nie mieli nic do zarzucenia Rosjanom. Albo gdybyśmy nie mieli poczucia, że państwo polskie sprzymierzyło się z obcym mocarstwem przeciwko swoim obywatelom -  mówi. I jeszcze ta niepewność, czy trzy lata po katastrofie w trumnie z nazwiskiem Tomasz Merta rzeczywiście znajduje się ciało męża. - Osób podpisanych przez Rosjan jako Tomasz Merta było więcej niż jedna – mówi Magdalena Merta. I właśnie to nie pozwala jej na całkowite zamknięcie żałoby. 

Wie, że córki zdają sobie sprawę z więzi, jaka łączyła ją z mężem. – To nawet zabawne, bo gdy Tomek żył, to jedna z moich córek bardzo często mi mówiła, że ona sobie nie pozwoli, by jej mąż wchodził jej tak na głowę, jak w jej mniemaniu na moją wchodził Tomek -  opowiada. Ale dziś to się zmieniło. Ostatnio powiedziała, że chciałaby mieć takie małżeństwo, jakie miałam ja. 

Magdalena Merta sądzi, że każda z jej trzech córek inaczej przeżyła śmierć ojca. Najstarsza, trzydziestolatka dzielnie towarzyszy matce w jej zmaganiach o wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Średnia, dziewiętnastoletnia wciąż tęskni do ojca i za wszelką cenę chce stać się taka, jaką chciałby ją widzieć ojciec. Pochłaniają ją choćby humanistyczne pasje, którymi ojciec zdążył ją zarazić. Najmłodsza, dwunastoletnia, jeszcze się chroni, uciekając w dzieciństwo. Ale wszystkie trzy rozumieją zaangażowanie swojej matki w wyjaśnianie przyczyn katastrofy. -  Moje córki rozumieją, że ja inaczej nie mogę - mówi. 

A ona czuje, że musi. Wie, że jest to winna Tomkowi. Bo gdyby to ona zginęła, on zrobiłby to samo dla niej. -  Czasem mam wrażenie, że jesteśmy jak rodzina Olewników, która za wszelką cenę chce wiedzieć, co się stało, i nie odpuszcza - mówi. Jednak swoją żałobę porównałaby do żałoby, jaką przez lata przeżywały rodziny katyńskie. I wierzy w to, że podobnie jako zbrodnia katyńska katastrofa smoleńska również kiedyś doczeka się wyjaśnienia.

Cały materiał ukazał się w najnowszym numerze "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .

Najnowszy numer tygodnika "Wprost" jest również dostępny na Facebooku .