LOT-ne premie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ponad milion franków szwajcarskich otrzymało siedmiu członków zarządu LOT-u od Swissair. Zdaniem LOT-u, było to zgodne z prawem. Minister skarbu nie miał o tym pojęcia.
Pieniądze te - równowartość ok. 3 mln zł - były formą premii za usługi konsultingowe. Jak twierdzi rzecznik prasowy LOT-u, Leszek Chorzewski ich świadczenie było zgodne z prawem. "Przed zawarciem umów consultingowych biuro prawne LOT-u zasięgnęło opinii prawnej dwóch niezależnych kancelarii prawnych. Uznały one, że nie łamie to ani ustawy kominowej ani prawa korporacyjnego" - powiedział.

"Członkowie zarządu LOT-u wykonywali prace ponad swoje obowiązki, ale w ramach pracy w zarządzie firmy. Były to usługi consultingowe, których celem był rozwój aliansu (LOT- był członkiem tworzonego przez Swissair sojuszu Qualiflyer - PAP) w  Europie Centralnej" - powiedział rzecznik.

O sprawie wysokich premii szefów LOT-u napisała wtorkowa "Gazeta Wyborcza". Powołując się na raport firmy Ernst&Young na temat bankructwa Swissair, napisała, że między wrześniem 2000 roku a październikiem 2001 roku siedmiu członków zarządu LOT-u otrzymało od szwajcarskiego przewoźnika ponad milion franków szwajcarskich za usługi consultingowe. Wówczas Swissair miał 37,6 proc. udziałów w PLL LOT. Pieniądze te obiecano szefowi LOT-u zanim Swissar kupił w nim udziały jako "pakiet kompensacyjny".

Raport potwierdza wcześniejsze doniesienia szwajcarskiej prasy na temat - jej zdaniem - zagadkowych premii, wypłacanych szefom polskiego przewoźnika.

Rzecznik LOT-u twierdzi, że pieniądze te zarządowi LOT-u zostały wypłacone w Polsce, gdzie zostały także opodatkowane. Z raportu Ernst&Young wynika jednak, że prezes polskich linii Jan Litwiński zażyczył sobie, aby pieniądze trafiły na specjalnie w tym celu otwarte konto w oddziale Credit Suisse na lotnisku w Zurichu.

"Przewodniczącym Rady Nadzorczej LOT-u był przedstawiciel Skarbu Państwa i on doskonale o tym wiedział" -  zapewnia także rzecznik (Skarb Państwa ma pakiet większościowy firmy). Chodzi o nieżyjącego już przewodniczącego RN Jana Szczęsnego.

Wbrew temu co twierdzi rzecznik, resort skarbu był zaskoczony informacjami o lukratywnych premiach, jakie otrzymali członkowie zarządu LOT-u.

"Zwrócimy się do LOT-u z prośbą o wyjaśnienie, gdyż dowiedzieliśmy się o tym z  doniesień prasowych" - powiedziała Beata Jarosz rzeczniczka prasowa ministerstwa.

Dwaj byli ministrowie skarbu państwa Wiesław Kaczmarek i Emil Wąsacz także zapewniają, że nic nie wiedzieli ani o usługach, ani o premiach.

"Na pewno nie dochodziły do mnie żadne informacje na ten temat, ani nie byłem o tym informowany przez prezesa LOT-u" - mówi Kaczmarek. Jego zdaniem, konieczne jest sprawdzenie, czy umowa o pracę prezesa LOT-u przewidywała świadczenie takich usług. "Konieczne jest wyjaśnienie, na ile ujawniony dzisiaj fakt mieści się w ramach przepisów karno-skarbowych. Nie spotkałem się do tej pory, aby szefowie spółek mieli tego typu świadczenia" - mówił.

"W czasie mojego urzędowania nadzorowałem prywatyzację LOT-u, ale  nie docierały do mnie żadne informacje na temat takich działań zarządu tej spółki. W czasie kiedy dokonywano tych transakcji nie  byłem już ministrem" - mówił Wąsacz.

Jego zdaniem, ewentualne pobieranie pieniędzy od Swissaira mogło być próbą obejścia ustawy kominowej, która ograniczała zarobki szefów spółek z udziałem Skarbu Państwa. "Trzeba wyjaśnić czy  usługi te były warte aż takich pieniędzy".

Tym bardziej, że jak pisze "GW", brak jakiegokolwiek dokumentu potwierdzającego wykonanie jakichkolwiek usług przez szefów LOT-u.

em, pap