Zebrano 400 tys. podpisów i do Sejmu wpłynął projekt dotyczący całkowitego zakazu aborcji.
Czyli zaraz zaczną się pikiety, protesty pod szpitalem, w którym pracuję. Będą krzyczeć: tu robią aborcję.
To o panu?
O mnie. Będzie też mój portret ze zdjęciem rozczłonkowanego płodu. Problem nie tylko w tym, że tak nie wygląda płód po aborcji. Bo aborcji nie robi się w sposób mechaniczny, przepraszam za dosadność, ale nikt już dziś nie wkłada łyżki i nie skrobie macicy. Takie zdjęcia pochodzą z lat 70. i 80. i przedstawiają dzieci usunięte w 20. tygodniu ciąży. Teraz wywołuje się poród, po czym rodzi się martwe dziecko.
Mówi pan teraz o względach medycznych kwalifikujących do usunięcia ciąży?
Tak. Mówię o tzw. wadach śmiertelnych, np. o dzieciach, które się kończą na poziomie oczu – powyżej już nic nie ma. Po urodzeniu żyją dwa, trzy dni. Pokazać pani zdjęcia?
Nie.
Mam całą kolekcję takich zdjęć. Gdyby ludzie je zobaczyli, toby inaczej mówili o aborcji ze względów medycznych. Bo wad, które nie dają żadnych szans na przeżycie, jest bardzo dużo, np. agenezja nerek. Jeśli pani porozmawia z jakimś duchownym, to powie panu, że można zrobić przeszczepienie nerek. Tyle że nikt jeszcze na świecie takiego przeszczepienia nie zrobił. Poza tym w przypadku tej choroby nie umiera się z powodu braku nerek, tylko braku płuc. Po urodzeniu takie dziecko oddycha przez skórę. Przez godzinę-dwie i umiera.
Radzi pan, żeby urodzić takie dziecko?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.