Skarpeta czy lokata?

Skarpeta czy lokata?

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. 123rf
Fundusze, akcje, obligacje, waluty, złoto, mieszkanie na wynajem. Jest kilkadziesiąt metod ulokowania naszych oszczędności. Która dzisiaj opłaca się najbardziej?
Gdybyśmy spytali pierwszego lepszego kioskarza, od czego Polacy zaczynają oszczędzanie, bez namysłu wskazałby palcem paczkę papierosów. Później pokazałby gazety, bilety komunikacji miejskiej, a w końcu napoje i słodycze na półkach. Kryzys coraz głębiej zagląda do kieszeni Kowalskich. Polacy wydają coraz mniej, ciężej znaleźć im pracę, a ich dochody z roku na rok maleją.

Reakcją na spowolnienie gospodarki w krajach Europy Zachodniej jest oszczędzanie, jednak pieniądze nadal odkładamy niechętnie. Według najnowszych badań Fundacji Bankowej im. Leopolda Kronenberga o oszczędnościach nie myśli aż 56 proc. z nas, a zaledwie co dziesiąty przyznaje się do regularnego odkładania części pensji. Reszta oszczędza tylko od czasu do czasu.

Żeby odłożone banknoty nie traciły siły nabywczej, ale przynosiły zysk, Kowalski powinien je zainwestować. Oszczędności może przechować na dobrze oprocentowanej lokacie bankowej, powierzyć je funduszowi inwestycyjnemu, kupić obligacje albo zainwestować w nieruchomości. Czym jednak się różni wpłacenie oszczędności na lokatę od powierzenia ich sąsiadowi? Banki, dbając o wiarygodność i zaufanie, ubezpieczają nasze pieniądze. Nie zajmuje się tym jednak zwykła firma ubezpieczeniowa, ale specjalny fundusz powołany i sponsorowany przez banki: Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Obecnie BFG gwarantuje zwrot środków w kwocie do 100 tys. euro. Dlatego zakładając depozyt albo kupując inny produkt bankowy, warto sprawdzić, czy jest on objęty ubezpieczeniem BFG.

Lokata do lamusa

Co zrobić, żeby oszczędności zaczęły na nas naprawdę zarabiać? Wśród Polaków wciąż największym zainteresowaniem cieszą się wspomniane depozyty bankowe. Prawie połowa z 521 mld zł oszczędności Polaków znajduje się właśnie na lokatach terminowych. Jednak zdaniem Jarosława Sadowskiego, doradcy finansowego, najlepsze czasy dla lokat mamy już za sobą. Na początku sierpnia średnie oprocentowanie trzy- i 12-miesięcznych lokat wynosiło 2,5 proc. Niewiele mniej wyniosła przeciętna stawka na depozytach półrocznych. Najwięcej banki płacą za lokaty dwuletnie – 2,7 proc. w skali roku.– Oprocentowanie lokat zmniejszyło się prawie o połowę po obniżkach stóp procentowych przez Narodowy Bank Polski – komentuje Sadowski. W związku z tym większą popularnością zaczynają się cieszyć fundusze inwestujące w obligacje Skarbu Państwa. Od początku sierpnia Ministerstwo Finansów prowadzi sprzedaż czterech nowych emisji. Cena dwuletniej obligacji z 3-proc. rocznym oprocentowaniem wynosi 100 zł.

Wiele kieszeni, jeden portfel

Obligacje nadal są jedną z najbezpieczniejszych form oszczędzania. Gwarantowane przez stabilność polskiej gospodarki, która nie wpadła w recesję, nadal pozostają niezagrożone. Tego samego nie można jednak powiedzieć o greckich obligacjach albo cypryjskich depozytach, które w ciągu kilku tygodni okazały się bezwartościowe. – Trzymając oszczędności pod materacem, też można się jednak narazić na utratę ich wartości, bo zmieniają się również ceny produktów i usług – mówi Michał Sadrak, analityk finansowy. Jak więc mądrze oszczędzać?

Zdaniem ekonomistów ważna jest dywersyfikacja portfela inwestycyjnego: nie należy lokować wszystkich oszczędności w jednym miejscu, trzeba dać im zarabiać w różny sposób. Wszystko zależy od tego, ile pieniędzy mamy w portfelu. – Ten, kto ma milion złotych, może zostawić część pieniędzy na depozytach bankowych i w funduszach, zainwestować w akcje i obligacje, kupić wartościową nieruchomość albo nawet cenny obraz czy butelkę wina, które za parę lat będą pewnie warte o wiele więcej – mówi Sadrak.

Gdzie ulokować mniejsze kwoty? Analityk Jarosław Sadowski objaśnia, co zrobiły z 50 tys. zł oszczędności. – Na pewno część pieniędzy umieściłbym na lokacie długoterminowej, bo tam oprocentowanie jest jeszcze w miarę atrakcyjne – mówi. Kolejną część oszczędności analityk ulokowałby w funduszu obligacji korporacyjnych. Inwestują one w papiery dłużne przedsiębiorstw i większych korporacji, które w ten sposób chcą pozyskać kapitał na rozwój. Średnie oprocentowanie obligacji korporacyjnych notowanych na Catalyst na koniec czerwca wyniosło 8,75 proc. i było ponad 100 proc. większe niż w przypadku najlepiej oprocentowanych lokat czy obligacji skarbowych. Interes zauważyli inwestorzy, którzy tylko od stycznia 2013 r. wpłacili do tego typu funduszy prawie 3 mld zł. Resztę pieniędzy Sadowski zainwestowałby w bardziej ryzykowny sposób. Na przykład powierzyłby je funduszom akcyjnym, które lokują nasze pieniądze w akcje spółek giełdowych. Wprawdzie w ostatnim czasie giełda notowała spadki, ale zdaniem ekspertów już od drugiej połowy tego roku można się spodziewać większych wzrostów, a wraz z nimi – lepszych zarobków z funduszy inwestycyjnych. Fundusze akcji nie są jednak przeznaczone dla tych, którzy co parę minut spoglądają na notowania w oczekiwaniu na zyski. Wysokie dochody można tam osiągnąć tylko w długim terminie.

Co więc z tymi, którzy na oszczędnościach chcą zarobić jak najszybciej? Zdaniem Sadraka szybki zysk z oszczędności można uzyskać na przykład na foreksie, czyli rynku wymiany walut. „100 proc. zysku z transakcji trwającej kilka godzin czy nawet często kilka minut! Czyż to nie piękne?” – kuszą nas platformy przeznaczone do gry walutowej. Na czym to polega? Kluczowym hasłem jest dźwignia finansowa, która umożliwia nam zakup nawet 10 tys. dolarów za dziesięciokrotnie mniejszą kwotę. Musimy jednak przy tym obstawić, czy kurs dolara do euro w najbliższym czasie będzie się zwiększał, czy spadał. Od tego będą również zależeć nasz zysk lub strata.

Inwestowania i grania na foreksie nie poleca jednak Jarosław Sadowski. Jego zdaniem dzisiaj to jedna z najgorszych inwestycji, która kusi zyskiem, ale w żadnym stopniu go nie gwarantuje. Potwierdzają to również dane zebrane w zeszłym roku przez Komisję Nadzoru Finansowego. Wynika z nich, że na foreksie traci aż 82 proc. polskich inwestorów.

Odpłynąć z kasą

Mimo ostrzeżeń szybkie zyski pociągają Polaków. Dowodem na to są historie takich instytucji jak Amber Gold czy Finroyal. Mamią klientów lokatami bez ryzyka, które dają astronomiczne, 15-proc. oprocentowanie w skali roku. Z raportu Prokuratury Generalnej wynika, że tylko w 2012 r. na działalności parabanków Polacy stracili aż 2,1 mld zł. Jak się przed nimi chronić? Przyszli inwestorzy powinni przede wszystkim zajrzeć do rejestru ostrzeżeń publicznych Komisji Nadzoru Finansowego – mówi Łukasz Dajnowicz, dyrektor departamentu w Urzędzie KNF.

W tej chwili na liście znajdują się 53 instytucje, które nie uzyskały od komisji zezwolenia na wykonywanie czynności bankowych, a w szczególności na przyjmowanie jakichkolwiek pieniędzy od inwestorów. Warto również samemu obserwować rynek i sprawdzać wiarygodność niektórych ofert. – Wyższy zysk to wyższe ryzyko. Nie ma czegoś takiego jak kilkunastoprocentowy zysk bez ryzyka. Wystarczy to porównać z oprocentowaniem lokat bankowych i obligacji i już sama stawka powinna budzić nasze wątpliwości – komentuje Dajnowicz.

Nasze oszczędności możemy jednak lokować również w inny sposób. Zdaniem Jarosława Sadowskiego coraz lepszym rozwiązaniem jest zakup nieruchomości lub ziemi, bo ceny mieszkań są już tak niskie, że nie można się spodziewać kolejnych obniżek cen, ale raczej ich lekkiego wzrostu. Lokum pod wynajem będzie na nas pracowało, co miesiąc przynosząc pieniądze z czynszu od lokatorów. Dobrym pomysłem jest również kupno działki rolnej i przekształcenie jej w budowlaną, co znacznie zwiększy jej wartość.