Pożegnanie Dzindzicia

Pożegnanie Dzindzicia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kilkaset tysięcy Serbów żegnało w Belgradzie zamordowanego premiera Serbii Zorana Dzindzicia. W pogrzebie uczestniczyły także m.in. osobistości z Unii Europejskiej.
Kilkaset tysięcy Serbów przeszło w sobotę ulicami Belgradu w kondukcie pogrzebowym zamordowanego premiera Serbii Zorana Dzindzicia, którego po mszy w katedrze św. Sawy pochowano w Alei Zasłużonych przy wtórze wojskowych salw.

Po nabożeństwie, odprawionym przez zwierzchnika serbskiego Kościoła prawosławnego patriarchę Pavle, powolna procesja przeszła za trumną od katedry, udekorowanej flagami narodowymi i  obstawionej przez jednostkę antyterrorystyczną, do Nowego Cmentarza.

Obsypana kwiatami trasa pochodu i sąsiednie ulice wyłączone były z ruchu. Zaostrzone środki bezpieczeństwa obowiązywały też wokół cmentarza.

Na czele konduktu szła żona zmarłego premiera - Rużica i ich dwoje dzieci. W pochodzie znaleźli się ministrowie, przywódcy religijni, dowództwo wojskowe i wiele osobistości zagranicznych, w  tym premier Albanii Fatos Nano i syn ostatniego króla jugosłowiańskiego Aleksander Karadjordjević. Wieniec na trumnie złożył były prezydent Jugosławii Vojislav Kosztunica, uważany za  odwiecznego rywala Dzindzicia.

Na pogrzeb zastrzelonego w środę przez snajpera premiera Serbii, przyjechało ponad 70 zagranicznych delegacji. Aby oddać ostatni hołd premierowi, uznawanemu za podporę demokratycznych reform w  Serbii, do Belgradu przybyli m.in. przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi i szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer.

W imieniu zagranicznych gości Djindjicia pożegnał Jeorjos Papandreu, minister spraw zagranicznych Grecji, przewodniczącej obecnie Unii Europejskiej. "Przyrzekam solennie, tobie Zoranie i  Serbii, że będziecie częścią naszej Europy. Obiecujemy spełnić twoje marzenie. Żegnaj przyjacielu" - mówił Papandreu.

Pożegnanie Dzindzicia to największy pogrzeb w Belgradzie od  śmierci byłego dyktatora Jugosławii Josipa Broza Tito w 1980 r. Takich tłumów na ulicach nie było w Serbii od czasu rewolty, która z Dzindziciem na czele zmiotła Slobodana Miloszevicia w  październiku 2000 r.

Premier zginął od kuli snajpera na parkingu w podwórzu siedziby rządu. Po zamachu ogłoszono w Serbii stan wyjątkowy. Rząd obwinił o zabójstwo przestępczy gang oraz powiązane z nim "struktury policji i sił bezpieczeństwa z czasów (Slobodana) Miloszevicia". Głównym podejrzanym jest Milorad Luković ps. Legija, były dowódca Jednostki Operacji Specjalnych "Czerwone Berety", walczącej niegdyś w Bośni.

em, pap