Czarzasty: broniłem demokracji w mediach

Czarzasty: broniłem demokracji w mediach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zeznający przed sejmową komisją śledczą sekretarz KRRiT wyłożył jej członkom swoją koncepcję ładu medialnego. Twierdził, że chce ona bronić demokracji w mediach.
Sekretarz KRRiT Włodzimierz Czarzasty zaprzeczył, by miał cokolwiek wspólnego z tzw. aferą Rywina. Zeznał przez komisją śledczą, że dowiedział się o niej z tygodnika "Wprost" 8 września 2002 roku.

Czarzasty powiedział, że po 8 września 2002 r. rozmawiał o  sprawie z prezesem TVP Robertem Kwiatkowskim. "Powiedział mi, że  jest jakaś sprawa pachnąca absurdem, że jest podobno jakaś taśma, której on nie słyszał. Nie zrobił wrażenia, powiem szczerze, przejętego sprawą" - zeznał sekretarz KRRiT.

Dodał, że nie rozmawiał o sprawie z nikim z "Gazety Wyborczej", bo od kwietnia 2002 r. "nie miał z tym środowiskiem nic wspólnego, żadnych spotkań".

Oświadczył też, że z Rywinem widział się "praktycznie rzecz biorąc dwa, trzy, cztery razy w życiu" na spotkaniach jubileuszowych, np. jubileuszu Canal+. (...)Moim zdaniem, nigdy z nim nie  rozmawiałem o ustawie.

"Na jednym ze spotkań w grudniu 2002 albo on mnie, albo ja jemu zaproponowałem spotkanie, na takiej zasadzie, że weszliśmy na  siebie na tym spotkaniu i jeden do drugiego - albo ja do niego, albo on do mnie - powiedział +nie znamy się, może byśmy się spotkali. Niektórzy twierdzą, że się nie lubimy, po prostu się poznajmy+" - relacjonował Czarzasty.

"Do spotkania jedynego w moim życiu z panem Lwem Rywinem doszło 20 grudnia 2002 r., w piątek przed Bożym Narodzeniem" - powiedział sekretarz Rady.

Opowiadał, że doszło wówczas do "śmiesznego incydentu", bo  podarował Rywinowi książkę pt. "Bar doskonały", i okazało się, że  "Rywin w swoim życiorysie miał kiedyś karierę barmana".

"Rozmowa była miła, nie rozmawialiśmy ani o aferze, wtedy jeszcze - przypomnę - nie było wiadomo, że to jest afera. Rozmowa trwała około pół godziny, odbyła się w siedzibie Haritage Film" -  powiedział Czarzasty.

Sekretarz KRRiT mówił o "spisku elit dziennikarskich" w związku z  aferą Rywina. Chodziło mu o to, że mimo iż środowisko to wiedziało o aferze, media o niej nie pisały kilka miesięcy. Sugerował, że brak przepisów dekoncentracyjnych mógłby zaowocować ukrywaniem przez media ważnych informacji.

"Jeżeli dowiadujemy się z przesłuchań, że redaktor naczelny +Gazety Wyborczej+ Adam Michnik poprosił (...) Janinę Paradowską, aby nie pisała, że jest ta afera we wrześniu w wywiadzie z  premierem Leszkiem Millerem. I ona nie pisała. Jeżeli poprosił w  lipcu właściciela gazety NIE, pana Urbana: +nie pisz o tym, bo to taka sprawa, którą ja wyjaśniam+. I on nie napisał. To jeżeli Agora byłaby właścicielem +Polityki+, to Michnik by prosił Janinę Paradowską i kolegę Urbana, czy by im kazał?" - pytał Czarzasty.

"Jeżeli mówić o spisku elit to w tym kontekście na pewno o spisku elit dziennikarskich" - oświadczył.

Nowela o rtv jest Polsce potrzebna; nie wzięła się stąd, że ktoś chciał budować koncern medialny ani nie dlatego, że ktoś chciał prywatyzować TVP - przekonywał Włodzimierz Czarzasty.

Nakreślił posłom pożądany przez siebie model rynku mediów: mocne, zabezpieczone finansowo media publiczne, nie ścigające się z mediami komercyjnymi; mocne, pluralistyczne media prywatne zabezpieczone przed wykupieniem przez jednego zagranicznego właściciela oraz  silna KRRiT - jako regulator tego rynku. Taki model zapewnia -  według Czarzastego - rządowy projekt noweli ustawy o radiofonii i  telewizji.

"Jeśli nie wprowadzi się tego modelu, to będziemy musieli dokonywać bardzo radykalnych ruchów głównie w świecie mediów publicznych". Jeżeli media publiczne nie zostaną zabezpieczone finansowo, "będziemy musieli je sprywatyzować". Trzeba zrobić wszystko, żeby do  takiego wariantu nie dopuścić, ale też "nie można od tego tematu uciekać", mówił.

Czarzasty przyznał, że mówił dwa lata temu o możliwości prywatyzacji "trójki" TVP, ale nigdy nie sformułował żadnego zapisu ustawy o rtv w tej sprawie.

Kontrowersyjne przepisy ograniczające koncentrację mediów tłumaczył obawą przed tym, by media elektroniczne nie przeszły w obce ręce po wejściu Polski do UE, kiedy znikną bariery kapitałowe dla firm europejskich tak, jak to się stało na rynku gazet lokalnych w  Polsce wykupionych przez Niemców i Norwegów. "Ważne jest, żeby obcy kapitał nie kupił wszystkiego na raz".

Według niego, ochroną przed kapitałem zagranicznym nie jest konsolidacja rynku polskiego, ponieważ rynek ten jest za biedny; nie wierzy też, żeby taka konsolidacja zapewniła prawdziwą niezależność mediów.

Mówił, że o przepisach antykoncentracyjnych w mediach myślano już wcześniej. Przytoczył projekt stworzony w Urzędzie Rady Ministrów za czasu rządu Hanny Suchockiej, gdy szefem URM był obecny poseł Platformy Obywatelskiej i członek komisji śledczej Jan Rokita.

Ocenił, że w ostatnim czasie rozgłośnie radiowe były i nadal są formatowane pod upodobania muzyczne ludzi w wieku 20-40 lat, mieszkających w dużych miastach, "bo oni głównie mają pieniądze w  naszym kraju, bo oni więc stają się siłą nabywczą interesującą reklamodawców".

"To ja mam pytanie takie: czy wszyscy w Polsce mają 20-40 lat, są bogaci i mieszkają w dużych miastach? Czy rolą KRRiT nie jest to, żeby zabezpieczyć dostęp mediów publicznych i prywatnych do  wszystkich obywateli w tym kraju? Do tego jest potrzebna silna KRRiT" - mówił. Dlatego Rada zaproponowała zmianę w ustawie o rtv zmierzającą do tego, by mieć wpływ na strukturę programową i  własnościową.

Oświadczył, że nie chce, żeby radia lokalne w Polsce stały się grającymi słupami ogłoszeniowymi i by się temu przeciwstawić, używa swej siły przekonywania. Wynika to z  koncepcji ładu medialnego, który - jego zdaniem - powinno się wprowadzić w Polsce - tłumaczył Czarzasty doniesienia mediów o tym, że wymuszał na szefach rozgłośni pewne posunięcia.

"To nie jest tak, że szalony Czarzasty pojechał do Wałbrzycha, albo gdzieś i pogroził palcem. To jest tak, że szalony Czarzasty walczył o określoną koncepcję. Walczył, walczy i będzie walczył" -  zadeklarował.

"Polityka w mediach elektronicznych była robiona bez głowy i bez polityki. I teraz, jeżeli jest pomysł na to, jak to zrobić, jeżeli jest kierunek (...), to powstaje olbrzymia o to awantura" -  powiedział Czarzasty. "Uznano, że chciałem zrobić coś złego pracując nad tekstem ustawy. Mówiono o chęci prywatyzacji, mataczeniu, budowie koncernu medialnego" - powiedział Czarzasty. "Jak może budować koncern medialny, koncern który ma telewizję, radio, prasę, człowiek, który ma takie poglądy jak ja?" -  ironizował.

Zaatakował brak obiektywizmu "Gazety Wyborczej", przytaczając zdanie Wandy Rapaczyńskiej, że Adam Michnik jest gwarantem niezależności "Gazety Wyborczej". Czy w mediach uprawiany jest "autorytet prawdy", czy "prawda autorytetu". "Jak mierzyć obiektywizm +Gazety+?

"Czy jeżeli ktoś, kto jest uznawany przez określone środowiska za autorytet, mówi, jak ma ktoś myśleć" - pytał.

"Czy nie jest tak, że dla większości elit wraz z politykami (nie wszystkimi) nie jest ważne to, co się dzisiaj stanie na tej komisji, ale ważne jest to, co jutro o tym napisze +Gazeta Wyborcza+. "A co będzie, jeżeli Agora będzie posiadała telewizję i  radio ogólnokrajowe?" - pytał. "Mówiąc kiedyś, iż monopol jest zagrożeniem dla demokracji, to właśnie miałem na myśli".

Twierdził, że "wszedł w drogę" Agorze i stąd jej ataki na niego. "Na pewnym etapie zajęto się mną jako człowiekiem ohydnym, który nie dość, że miał czelność stanąć na drodze interesów wielkiego koncernu medialnego, ale ma prawo myśleć i mówi, prowadzi interesy, potrafi sformułować swoje myśli. Tak została opisana transakcja WSiP-u" - powiedział.

Jego zdaniem, "Gazeta Wyborcza", relacjonując związane z tą transakcją sprawy, realizowała interesy "Agory", łamiąc zasady dziennikarskiego obiektywizmu. Słynny tekst o korupcyjnej propozycji Rywina Czarzasty postrzega jako element łańcucha artykułów, w których "Wyborcza" - w sposób niechętny "Muzie" - zajmowała się sprawą prywatyzacji WSiP.

Uważa, że został wmieszany w aferę Rywina, ponieważ prowadzi w Radzie politykę koncesyjną wobec rozgłośni lokalnych, która nie podoba się Agorze i narusza jej interesy. Powołał się na raport departamentu programowego KRRiT, z którego wynika, że np. należące do Agory radia "Pomorze" i "Mazowsze" nadają 4 razy mniej tematyki lokalnej, niż wymaga tego koncesja.

Czarzasty podawał przykład "Twojego Radia Wałbrzych", któremu KRRiT nie udzieliła koncesji po tym, jak jej udziałowcem stała się Agora. Według niego, powodem nieodnowienia koncesji było to, że  stacja chciała nadawać tylko 1 min. 20 sek. audycji słownych na  godzinę, a w tym czasie nie da się - dowodził - poruszać takich tematów, jak kultura, bezrobocie czy samorządność.

Sekretarz KRRiT oświadczył, że nigdy nie myślał o utworzeniu koncernu medialnego, z nikim też na ten temat nie rozmawiał. Dodał jednak, że nie ma nic złego w tym, gdyby ktoś chciał uczciwie budować taki koncern. Nie chciało go także - jego zdaniem - powołać stowarzyszenia "Ordynacka". "Śmieszy mnie to, że nagłaśniane jest to przez firmę, która posiada 27 stacji radiowych etc.".

W ocenie Czarzastego Rapaczyńska jako prezes spółki giełdowej Agora powinna była zawiadomić od razu prokuraturę i innych akcjonariuszy o nagraniu rozmowy Michnika z Rywinem. Były to - jego zdaniem - informacje, które mogły zagrozić innym akcjonariuszom, prowadząc np. do obniżenia wartości akcji spółki. To samo powinien był zrobić Adam Michnik.

Nie było żadnego zespołu, w którego skład wchodzili Lech Nikolski, Aleksandra Jakubowska i Włodzimierz Czarzasty - oświadczył przed komisją śledczą ten ostatni, zaprzeczając zeznaniom szefa KRRiT Juliusza Brauna w tej sprawie. Braun -  zastrzegając, że nie chodzi mu o zespół formalnie powołany -  mówił, że to te osoby współpracowały ze sobą na etapie rządowych prac nad nowelizacją ustawy o rtv.

"Jeżeli źródłem informacji dla pana Brauna o zespole pracującym w składzie Nikolski-Jakubowska-Czarzasty byłem ja, to ja jako Czarzasty mówię, że nie było tego zespołu. W związku z tym źródło wiedzy pana Brauna mówi co innego, niż mówi pan Braun" - podkreślił. Przyznał zarazem, że często kontaktował się z Jakubowską i Nikolskim.

Zapewnił, że nie wie nic o matactwach w Radzie, a gdyby o tym wiedział i tego nie ujawnił, to podałby się do dymisji. Nie chciał oceniać, jak Braun kieruje Radą. Uznał, że KRRiT to dobra firma, w  której są wymagane zmiany, tak jak w każdej. "Jeżeli pan Braun uważa, że się mataczy, to niech się zachowa jak człowiek honoru. Jeżeli ma fakty związane z  mataczeniem, to niech poinformuje prokuraturę, a niech nie  opowiada historii, że się mataczy w firmie, którą prowadzi".

O aferze Rywina pisaliśmy m.in. w rubryce "Z życia koalicji"

sg, pap