"Ukraiński naród nie należy do walecznych. Protesty to cud"

"Ukraiński naród nie należy do walecznych. Protesty to cud"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Protesty w Kijowie zaczęły się w nocy z 21 na 22 listopada (fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Od kilku dni nie mogę uwierzyć w to co się dzieje na Ukrainie. Nasza droga do Unii Europejskiej była bardzo wyboista i pełna zakrętów. Zapoczątkował ją dziewięć lat temu Wiktor Juszczenko, jako namiastkę narodowej idei, na której brak cierpieliśmy od momentu uzyskania niepodległości. Wtedy wszystko co miało przystawkę "euro" uchodziło za najlepsze. Podchwycili to sprytni biznesmeni i wkrótce mogliśmy zrobić u siebie w domu euroremont z eurookami i eurodrzwiami. Dziennikarze sprytnie operowali zagadkowym pojęciem "euro standardy". Nikt dokładnie nie wiedział co to jest, ale wszyscy wierzyli, że jest to coś bardzo dobrego. A potem była porażka. Bardzo bolesna - pisze Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wprost.pl.
W kolejnych wyborach, które stają się czymś w rodzaju narodowego sportu, wygrywa Wiktor Janukowycz. Już nikt mu nie wypomina mu kryminalnej przyszłości, ani futrzanych czapek, które rzekomo miał zrywać ludziom z głów w ciemnych zaułkach Donbasu. Zapada milczenie.  Janukowycz daje Ukraińcom to, co wcześniej nie mogła dać władza: względną stabilność, pozory rozwoju.

Na przykład w rekordowo szybkim czasie wybudowano linię metra do mojej kijowskiej dzielnicy. Gdzie nad projektem różne rządy pracowały od 1975 roku. Ale coś w zamian. Mężczyźni o szerokich plecach ubrani w skórzane kurtki, licznie przybywają do stolicy. Na ulicach Kijowa częściej słychać ich donbaski akcent. Są nietykalni, bo są "chłopcami" Janukowycza. Powraca sposób prowadzenia biznesu w stylu lat 90-tych - "jak nie kijem go, to pałą". Smutna prawda w pełni dociera do ludzi, kiedy ochroniarze polityków znowu zaczynają bić zbyt dociekliwych dziennikarzy. 

Mieszkam w Polsce już od pięciu lat. Za każdym razem kiedy odwiedzam rodzinę w Kijowie, jest to dla mnie bardzo bolesne. Irytuję się, kiedy widzę obskurny i brudny Kijów. Gdzie nawet centralne ulicy rzadko są sprzątane. Irytuję się, kiedy wchodzę do zatłoczonej marszrutki - substytutu miejskiego transportu na Ukrainie - i proszę o przekazanie pieniędzy kierowcy, a w odpowiedź słyszę krótkie warknięcie - "Nie". Nie jestem zła na ludzi. Są zmęczeni. A jeszcze bardziej wydają się zrezygnowani. Nie obchodzi ich polityka. Nie jest to coś, co istotnie wpływa na poziom ich życia. Nie obchodzi ich los Tymoszenko, bo ona, jak każdy polityk, jest z gruntu zła, niezależnie od partii, do której należy. 

Byłam pewna, że wydarzenia na Majdanie nie będą miały większego znaczenia. Myliłam się. Faktycznie Pomarańczowej rewolucji nie da się powtórzyć. Bo tym razem nie chodzi o polityków, Rosję czy Unię Europejską, tylko o straconą nadzieję. Ludzie są zrozpaczeni. Mają dosyć poniżania i biedy. Ukraiński naród nie należy do walecznych. Wie o tym każdy Ukrainiec. To, co się teraz wydarzyło, jest cudem samo w sobie.