Złamany grosz

Dodano:   /  Zmieniono: 
Największe gnioty ekonomiczne pierwszych miesięcy 2003 r. - pierwsze nominacje do naszego nieustającego konkursu.
Kwartał Kołodki

Wiceminister finansów Ryszard Michalski rzucił pomysł "wygospodarowania" na "słuszne cele" 7 mld zł z tzw. rezerwy rewaluacyjnej NBP. Problemem jest to, że te pieniądze istnieją tylko na papierze. Jego szef wicepremier Grzegorz W. Kołodko postuluje dodrukowanie pieniędzy, aby nasycić "wyschniętą gąbkę, jaką jest polska gospodarka". Wicepremier Marek Pol (laureat Nagrody Złamanego Grosza za rok 2002) zgłasza swoją nominację do tegorocznego wyróżnienia, proponując zainwestowanie pieniędzy funduszy emerytalnych w infrastrukturę kolejową. Rząd wystąpił zaś z projektem opodatkowania odszkodowań komunikacyjnych. To tylko niektóre z najbardziej oryginalnych tegorocznych pomysłów. Jesteśmy pewni, że walka o naszą nagrodę za ekonomiczną i gospodarczą głupotę będzie naprawdę zacięta. Na pierwszej tegorocznej liście nominacji przeważają pomysły rodem z Ministerstwa Finansów.

Zjeść ciastko dwa razy

Wiceminister finansów Ryszard Michalski powiedział w połowie stycznia, że resort finansów chce wspólnie z NBP utworzyć z części (7 mld zł z 27 mld zł) tzw. rezerwy rewaluacyjnej "fundusz odnawialny na finansowanie różnych przedsięwzięć". Rezerwa rewaluacyjna jest jedynie zapisem księgowym skupionych walut. Większość dolarów tworzących 30-miliardową rezerwę dewizową NBP została skupiona w połowie lat 90. mniej więcej po 3 zł za dolar. Wydano na nie zatem prawie 90 mld zł, a wedle obecnego kursu ich wartość wynosi około 120 mld zł. Różnica tych dwóch wielkości księgowana jest jako "rezerwa rewaluacyjna" (ściślej: jako "rezerwa na pokrycie ryzyka zmian kursu złotego do walut obcych"). "Wydanie" tych pieniędzy jest niemożliwe. W następstwie skupu walut został bowiem wyemitowany pieniądz krajowy będący ich równowartością. Pomysł wydatkowania "rezerwy na pokrycie" oznacza zatem chęć skonsumowania już raz zjedzonego ciasteczka. W praktyce oznaczałby to emitowanie pieniądza, którego jedynym "pokryciem" jest wydajność maszyn drukarskich.

Gąbka ministra

Tylko ze względów historycznych przypominamy, że formalnie to nie Grzegorz W. Kołodko, lecz Ryszard Michalski wpadł na pomysł drukowania pieniędzy. W Ministerstwie Finansów obowiązuje bowiem zasada, że jeśli pomysł spodoba się ministrowi, zostaje zgłoszony jako jego (chyba że nie wypali; wtedy podpisuje się pod nim prawdziwy autor. I tak dzisiaj już wiemy, że abolicja podatkowa była koncepcją Ireny Ożóg, a Grzegorz W. Kołodko od początku był przeciw). A pomysł drukowania pieniędzy bardzo się wicepremierowi spodobał. 12 stycznia w wywiadzie dla radiowej Trójki powiedział: "Polska gospodarka jest jak wyschnięta gąbka, którą trzeba byłoby nasycić nie tyle wodą, ile pieniądzem, żeby ożywić ten krwiobieg, jakim są finanse. Dlatego polskiej gospodarce potrzeba więcej pieniądza". Musimy Grzegorza W. Kołodkę zmartwić. "Teoria wyschniętej gąbki" nie jest jego autorskim pomysłem. Terminu tego po raz pierwszy użył przed dziesięciu laty Stefan Kurowski, natomiast praktyczną działalność polegającą na "nasycaniu gospodarki pieniądzem" przez pięćdziesiąt lat prowadziły rządy komunistyczne. Pieniądza było co raz więcej i więcej (w starym kawale mawiano, że jak tak dalej pójdzie, w komunizmie pozostaną wyłącznie pieniądze), a gospodarka jakoś nie chciała się ożywić.

Emerytura na drezynie

Wicepremier i minister infrastruktury Marek Pol zaproponował "nowoczesne narzędzia finansowania kolei". Stwierdził mianowicie, że "w długoterminowe inwestycje w infrastrukturę kolejową powinny się włączyć fundusze emerytalne". Oznacza to, że za klika lat emerytury wypłacane będą w parowozach, węglarkach, drezynach oraz karbidzie używanym przez kolejarzy do lamp sygnalizacyjnych. Zwłaszcza ten ostatni produkt wydaje się atrakcyjny. Starzy Polacy pamiętają jeszcze przepis na "karbidówkę" pędzoną masowo podczas niemieckiej okupacji.

Złoty po 97 groszy

Były minister skarbu Wiesław Kaczmarek postanowił sprywatyzować, sprzedając wybranemu inwestorowi, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne. Wybrał Włodzimierza Czarzastego, czyli osobę, z którą nic go nie łączy i której w życiu nie widział na oczy. Panowie umówili się, że spółka Muza kupi Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne za 175 mln zł. Za te pieniądze miała dostać firmę mającą dominującą pozycję na rynku oraz 180 mln zł lokat. Niestety, marszałek Marek Borowski się wściekł, uznał tę transakcję za skandal, a nowy minister skarbu Sławomir Cytrycki transakcję unieważnił. A szkoda. Przy sprzedaży 180 mln zł za 175 mln zł kurs złotówki został ustalony na 97 groszy. Po tej cenie też byśmy trochę złociszów kupili.

Więcej bezrobocia!

Władze Zduńskiej Woli, lokalne stowarzyszenie bezrobotnych oraz uczniowie szkół walczą o jak największe bezrobocie w tym mieście. Instytucje te apelują o masowe rejestrowanie się w urzędach pracy. Chodzi o to, aby wskaźnik bezrobocia w gminie przewyższył średnią krajową. Wtedy bowiem mieszkańcy będą mogli pobierać zasiłki przez dwanaście, a nie tylko przez sześć miesięcy. I w ten sposób sprawa się wyjaśnia. Co jest marzeniem polskiego bezrobotnego? Jak najdłużej brać zasiłek! A jak ktoś się wyłamie i pójdzie do pracy, to takiemu łobuzowi psującemu statystykę spuści się manto.

Mirosław Cielemęcki

Michał Zieliński

Więcej w najnowszym 1063 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 7 kwietnia.

W numerze także: Republika szalików (Gdyby szalikowcy mieli wybór, wstąpiliby do policji albo zostaliby komandosami. Co trzyma razem polskich chuliganów?)

Więcej o poprzednich edycjach Nagrody Złamanego Grosza: kliknij tutaj