Ojczyzna cudów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z PAWŁEM ŚPIEWAKIEM, socjologiem
Wiesław Kot: - Polska, do której papież przyjechał w 1999 r., jest krajem o wyjątkowo nasilonej transformacji społecznej. Ostre podziały i konflikty związane z budowaniem demokracji i wolnego rynku są jednak konsekwencją przełomu, jakiego dokonała "Solidarność" w pewnym sensie w odpowiedzi na papieskie wezwanie z 1979 r., by odnowić oblicze "tej ziemi".
Paweł Śpiewak: - I dlatego zapewne tamto wezwanie do odnowy papież uzupełnia współczesnym wskazaniem: "Nie ma solidarności bez miłości". W ten sposób zwraca uwagę, że najważniejszym problemem po dziesięciu latach życia w wolnej Polsce jest konieczność odbudowy solidarności społecznej. Jest to jednak przede wszystkim solidarność z ubogimi, a nie solidarność ubogich przeciwko władzy. "Miłość" jest zwróceniem się ku słabszym. Struktura społeczna współczesnej Polski jest w dużym stopniu niesprawiedliwa i papież zwraca uwagę, że jej wady nie wynikają bynajmniej z mechanizmów rynkowych.
- Można zaryzykować stwierdzenie, że papież stał się dziś najbardziej liczącym się wyrazicielem poglądów lewicowych w ich najbardziej szlachetnym wymiarze.
- W swoim nauczaniu społecznym papież celowo i świadomie posługuje się pojęciem alienacji przejętym z arsenału marksistowskiego. Przypomina jednak, że współczesna alienacja nie polega na bezpośrednim wyzysku jednej grupy społecznej przez inną, ale na stworzeniu takich mechanizmów rynkowych, na skutek których jedni stale wygrywają grę rynkową, a inni są skazani na ciągłą przegraną. W tej sytuacji papież zachęca do dzielenia się, ale nie poprzez filantropię, lecz wyrównywanie szans wszystkich uczestników gry rynkowej.
- Wydawałoby się, że takie wezwania padają w Polsce na wyjątkowo podatny grunt. Większość polityków sprawujących władzę po 1989 r. deklaruje przywiązanie do społecznej nauki Kościoła.
- Mamy do czynienia z pewną schizofrenią, polegającą na tym, iż politycy powołują się na naukę społeczną Kościoła, zwłaszcza gdy ma to legitymizować ich rządy, tyle że bez żadnych konsekwencji praktycznych na przykład w dziedzinie ustawodawstwa. Tymczasem kierują społeczeństwem, które w swoich podstawowych odruchach pozostaje mocno przywiązane do idei socjalistycznych. Najsilniejszą grupą społeczną jest elektorat lewicowy, uważający, że demokratyczne państwo jest po to, by się zająć redystrybucją wytworzonych wspólnie dóbr. Jednocześnie rodzimi politycy o rodowodzie katolickim często posługują się retoryką papieskich encyklik, ale na tym poprzestają - z jednym może wyjątkiem: kwestii rodzin wielodzietnych. To o tyle dramatyczny problem, że przynależność do sfery ubóstwa jest w Polsce o wiele silniej związana z wielkością rodziny, z której się pochodzi, niż z poziomem wykształcenia czy miejscem zamieszkania. Papież przypomina w tej sytuacji, że wierzący posiadane dobra powinni traktować jak swego rodzaju depozyt, którego nie powinni używać kosztem biedniejszych.
- Podobnie jak społeczeństwo, podzielony jest współczesny Kościół w Polsce, który szuka własnego miejsca między grupami o zakroju fundamentalistycznym i środowiskami propagującymi sąsiedztwo ze społeczeństwem liberalnym.
- Podczas pierwszej wizyty papieskiej w Polsce Kościół był bastionem katolicyzmu w skali świata. Ta epoka się właśnie kończy i zachodzi pilna potrzeba znalezienia nowej formuły dla Kościoła w Polsce. Jan Paweł II trudzi się właśnie tym, by wdrożyć w naszym kraju model katolicyzmu pogłębionego, refleksyjnego, który odpowiadałby potrzebom społeczeństwa głęboko zlaicyzowanego. Ulegającego w dodatku szybkiej modernizacji. Z badań socjologicznych dotyczących na przykład roli kobiety w życiu publicznym czy kwestii obyczaju seksualnego wynika, że deklarowana wiara pozostaje bez widocznych związków z poglądami na podstawowe dziedziny życia publicznego i prywatnego. Na przykład powszechnie akceptowane jest podejmowanie współżycia przedmałżeńskiego i to przez ludzi, którzy bardzo silnie deklarują przynależność do Kościoła i udział w obrzędach religijnych. Polski katolicyzm zatraca swoją pryncypialność, rozmywa się. Owa pryncypialność nie powinna się łączyć z potępianiem kogokolwiek, do czego mamy silne skłonności. Pryncypialność oznacza stawianie sobie silnych wymagań wypływających z wiary.
- W tej sytuacji wielu katolików szuka duchowej identyfikacji w środowiskach związanych z Radiem Maryja, które mają skłonność do przedstawiania świata w kategoriach czarno-białych.
- Radiu Maryja i ruchom o podobnym charakterze nie byłbym skłonny przyznawać tak wielkiego znaczenia, jakie się im powszechnie przypisuje. Przesłanie tej stacji dociera do słuchaczy mocno wiekowych, najczęściej kobiet, mieszkających w małych miejscowościach. Gdyby nie istniało Radio Maryja, ci ludzie i tak myśleliby to, co myślą. To radio ani ich nie wzbogaca, ani nie zubaża - najwyżej jednoczy, mobilizuje, daje poczucie więzi. Może się jednak okazać instytucją dla Kościoła niebezpieczną, ponieważ jest ruchem oddolnym, działającym często poza kontrolą biskupów, a więc poruszającym się stale na granicy schizmy. Paradoksalnie więc - im silniejszy jest w Polsce Kościół hierachiczny, tym mniejsze szanse mają organizacje łączące radykalizm religijny z radykalizmem politycznym.


W rozmowie Jana Pawła II z wiernymi zanika element zafałszowania, konwencji i gry, z jaką zazwyczaj spotykamy się w sytuacjach publicznych

- Jan Paweł II silnie akcentował potrzebę związku wiernych z hierarchią kościelną. Czy to znaczy, że usiłuje rodzimemu Kościołowi, roz- dyskutowanemu, a czasami skonfliktowanemu, przywrócić duchowy pion?
- W nauczaniu papieża bardzo ważną rolę zawsze odgrywała kategoria posłuszeństwa. Także kwestia wolności była ujmowana w kategoriach odpowiedzialności i posłuszeństwa wobec Kościoła. Poza tym papież jest głową instytucji o dwutysiącletnim rodowodzie. Jeżeli jednak w Polsce podkreśla znaczenie instytucji, to znaczy zapewne, że w niej chciałby widzieć gwaranta polskiego życia religijnego. I to jest wskazanie adresowane wyraźnie do marginalnych i samozwańczych grup katolików, którzy z ochotą, a bez powodu powołują się na autorytet papieża. Przy tym nie widać, by Jan Paweł II zachęcał do próby odbudowy katolicyzmu integralnego. Inaczej niż podczas wizyty na początku lat 90. Nie spotkał się z politykami uważającymi się za katolickich. To znak, iż Kościół upolityczniony, wchodzący w struktury władzy, chcący rządzić i panować, jest mu zupełnie obcy.
- Papież zdecydowanie unika języka potępień, a nawet napomnień. Jego pedagogika jest oparta na dawaniu wskazań i formułowaniu zachęt.
- To unikanie potępień jest najbardziej fascynujące w retoryce papieskiej. Jan Paweł II przemawia językiem wezwań i apeli. Ton wystąpień jest krzepiący, podnoszący i uwznioślający. Papież posługuje się językiem, który sprawia, że wierni mogą się w jego słowach przejrzeć i uświadomić sobie, iż są zdolni do czegoś lepszego niż dotychczasowe dokonania.
- Czy nie powoduje to, że na co dzień porozumiewamy się językiem brutalnej rozgrywki politycznej i rynkowej, a przy okazjach tak wzniosłych jak papieska wizyta używamy podniosłej retoryki, by po wyjeździe "dostojnego gościa" natychmiast wrócić do języka konfrontacji?
- Żyjemy w dwóch rzeczywistościach: ludzkiej, która oznacza często brutalną walkę o poprawę bytu, władzę czy sławę, a także religijnej, co oznacza, że oprócz doczesnych zadań mamy jeszcze inne. Nie ma rady - między tymi sferami istnieje bardzo silne napięcie. Przybycie papieża sprawia, że poddajemy się autorefleksji: czego powinienem jeszcze dokonać poza załatwieniem spraw doczesnych? Posługując się językiem platońskim, powiedziałbym: nie ma miasta tak zepsutego, że nie istnieje w nim marzenie o mieście idealnym. Na tej zasadzie papież przypomina nam, że istnieje owo miasto idealne, "państwo Boże", do którego wierzący zostali powołani. Uświadamia nam, iż najgorszy moment w naszym życiu to nie ten, w którym grzeszymy, ale ten, kiedy zapominamy, że istnieje jakiś ponaddoczesny system odniesienia dla naszych czynów.
- Na czym, zdaniem socjologa, polega tajemnica tak silnego i bezpośredniego kontaktu, jaki papież nawiązuje z tłumami?
- Można powiedzieć, że papież wchodzi w klasyczną rolę idola lansowanego przez media. Kiedy pojawia się w miejscu publicznym, ogromne masy ludzkie są nastawione na silny i pobudzający kontakt z nim. Ale taka formuła nie wyczerpuje istoty rzeczy. Fenomen kontaktu Jana Pawła II z wiernymi jest o wiele bardziej tajemniczy i fascynujący. W rozmowie Jana Pawła II z wiernymi zanika element zafałszowania, konwencji i gry, z jaką zazwyczaj spotykamy się w sytuacjach publicznych. Odnoszę wrażenie, iż istotą porozumienia jest fakt, że wierni mają poczucie, iż od papieża słyszą tylko prawdę. Więcej: to, co on do nich mówi, płynie z bezpośredniego i osobistego doświadczenia prawdy. Ta wizyta jest oczywiście domknięciem pierwszej pielgrzymki i dziękczynieniem za cuda, które się dokonały. Raz jeszcze okazało się, że historia Polski jest historią cudów: od cudu nad Wisłą, przez cud pontyfikatu papieża, po cud 1989 r.

Więcej możesz przeczytać w 25/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.