"Premier niepotrzebnie nas straszy"

"Premier niepotrzebnie nas straszy"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donald Tusk (fot. Wprost) Źródło:Wprost
- Jest to polityk tego formatu i na takim stanowisku, że powinien ważyć słowa i zdawać sobie sprawę z tego, co mówi - powiedział na antenie radiowej Jedynki Jolanta Fedak z PSL, komentując wypowiedź Donalda Tuska, który powiedział, że "te wybory europejskie być może są o tym, czy w Polsce dzieci 1 września w ogóle pójdą do szkoły".
Jolanta Fedak, była minister pracy i polityki społecznej podkreśliła, że premier nie powinien tak mówić, tym bardziej, że trwa kampania wyborcza. - W Polsce ta data wszystkim się jednak kojarzy z czasem wybuchu II wojny światowej, z pewną apokalipsą narodową - dodała w radiowej Jedynce.

- My dotychczas politykę traktowaliśmy, jako takie trochę gry i zabawy towarzyskie i to było najważniejsze. Kto pojechał, jak się zachował, co powiedział. Natomiast okazało się, że ta polityka w sposób wyjątkowo nieprzyjemny nas dotknęła. Zbudziliśmy się wszyscy z tego snu i zaczęliśmy rozmawiać o polityce, o tym, że ona jest w ogóle potrzebna, że potrzebne jest prowadzenie prawdziwej polityki, polityki międzynarodowej, zabieganie o własne interesy, a nie taka wesoła beztroska zabawa - mówi powiedział Fedak.

- My nie możemy wiedzieć, czy ta wojna nastąpi, mając taki zestaw informacji, jaki mamy - powiedział Anna Grodzka z Twojego Ruchu. - Natomiast premier nie dlatego to powiedział, żeby zrobić wyznanie wiary, tylko dlatego, że wyraźnie zobaczył, że jego polityka zyskała na tej wojnie. Koncentracja społeczeństwa na tym, że może być wojna, sprzyja słupkom w sondażach, które premier sobie kolekcjonuje - podkreśliła Grodzka. 
Prof. Małgorzata Fuszara z Uniwersytetu Warszawskiego także jest zdania, że premier niepotrzebnie straszy. - To była pewnego rodzaju wpadka, bo dotąd miał bardziej zrównoważone wypowiedzi - mówi. - Zawsze jak się zaczyna takie potrząsanie, już nie szabelką, tylko czołgami, to budzi się bardzo zadowolony przemysł wojenny związany ze zbrojeniami i żąda więcej pieniędzy. I to oznacza,  że będzie mniej pieniędzy na wszystko inne - podkreśla profesor.
Radiowa Jedynka, tk