10. rocznica bitwy o City Hall w Karbali. Gen. Bieniek: Nie mogliśmy przecież dać się pozabijać

10. rocznica bitwy o City Hall w Karbali. Gen. Bieniek: Nie mogliśmy przecież dać się pozabijać

Dodano:   /  Zmieniono: 
Generał Mieczysław Bieniek, 2010 r., fot. Jacek Herok/NEWSPIX.PL --- Newspix.plŹródło:Newspix.pl
Dziś mija dziesiąta rocznica bitwy o City Hall, którą w Karbali stoczyli polscy żołnierze z Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku. Obrona ratusza trwała przez trzy dni. Pomimo przeważającej liczby wrogów, Polacy wspomagani przez Bułgarów i Amerykanów utrzymali budynek. Generał Mieczysław Bieniek, który był wtedy dowódcą Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe, w rozmowie z "Wprost" wrócił wspomnieniami do wydarzeń sprzed dekady.
Kuba Lasota: W Polsce do 2008 r. nie ujawniano udziału Polaków w tej bitwie.

Gen. Mieczysław Bieniek: Nie było powodu, aby fakty dotyczące tej bitwy zostały ujawnione wcześniej. Powstanie Muktady as-Sadra, które wybuchło na początku marca 2004 r. i rozlało się po całym Iraku, było bezprecedensowe. Apogeum tych walk przypadało na Karbalę, Nadżaf, Diwaniję i Al-Kut. Musieliśmy się z tym zetknąć.

Czy informacje o tego typu bitwach powinny być przekazywane do opinii publicznej?

W tym momencie, gdy to się działo, raczej nie, ponieważ nasze rodziny były już wystarczająco zaniepokojone. Przekazywanie im informacji, że w tym czasie trwają walki w Karbali, Diwaniji, Al-Kut, że Irak płonie, nie wpłynęłoby dobrze ani na świadomość żołnierzy, ani ich rodzin, ani naszego społeczeństwa. W 2003 r., kiedy została sformowana Wielonarodowa Dywizja Centrum-Południe, a rząd polski wyraził zgodę na wysłanie wojsk do Iraku, mieliśmy uczestniczyć w misji stabilizacyjnej, a nie bojowej. Takie panowało przekonanie w społeczeństwie. Tymczasem nagle znaleźliśmy się w środku walk. Nie mogliśmy przecież dać się pozabijać.

Z punktu widzenia psychologicznego nie było więc wskazane, żebyśmy przekazywali informacje na ten temat opinii publicznej i robili z siebie bohaterów. Ci żołnierze i tak na co dzień byli bohaterami zarówno dla siebie jak i dla tych ludzi, których bronili. Polscy żołnierze byli tam, aby m.in. chronić legalnie wybrane władze, ratusza, posterunków policji a w konsekwencji całego społeczeństwa.

W jaki sposób zakończona sukcesem obrona ratusza w Karbali wpłynęła na morale polskich żołnierzy? W tym czasie Hiszpanie wycofali się z Iraku po tym, jak w 11 marca 2004 r. w Madrycie przeprowadzony został zamach terrorystyczny. Żołnierze hiszpańscy wchodzili przecież w skład międzynarodowej dywizji dowodzonej przez Polaków.

Morale polskich żołnierzy były bardzo wysokie, ale to, co się zaczęło się dziać, miało oczywiście wpływ. Właściwe nastawienie możemy jednak zawdzięczać rozsądnej strategii i taktyce, którą przyjął dowódca grupy bojowej generał Gruszka i bohaterstwu żołnierzy, którzy wbrew swojej woli znaleźli się w ogniu walki.

Jaki panował nastrój po zwycięstwie w bitwie o City Hall?

Byliśmy dumni. Przekazaliśmy informację o skutecznej obronie ratusza polskim władzom, ministrowi obrony narodowej, szefowi Sztabu Generalnego. Wiedzieli, że wbrew swojej woli znaleźliśmy się w ogniu walk. Poprosiliśmy następnie o wsparcie: lepszy sprzęt, więcej amunicji oraz innego rodzaju uzbrojenie. Wnioskowaliśmy również o wzmocnienie naszych baz, ponieważ cały czas istniało zagrożenie, że mogą one zostać zaatakowane. Sytuacja cały czas była trudna, tym bardziej, że Hiszpania podjęła decyzję o wycofaniu się z Iraku w związku ze wspomnianymi zamachami w Madrycie. Chciałbym jednak podkreślić, że chociaż hiszpański kontyngent się wycofywał, to jego żołnierze do końca pobytu w Iraku dzielnie walczyli. W Nadżafie zostali zastąpieni przez Amerykanów. Ponadto, w prowincjach Karbala i Al-Hilla utrzymaliśmy swoje obiekty i wspieraliśmy lokalne władze. Niestety nie udało się to w Al-Kut, ponieważ pododdziały ukraińskie wycofały się do swoich baz.

Nie zginął ani jeden z walczących polskich żołnierzy. Ranny został wyłącznie jeden żołnierz z Bułgarii.

Mieliśmy bardzo dużo szczęścia, które obok umiejętności również jest potrzebne. Oprócz udziału w walkach żołnierzy bułgarskich, mieliśmy też wsparcie ogniowe i rozpoznawcze ze strony Amerykanów. Ponadto, żołnierzy broniących City Hall osłaniali w nocy polscy strzelcy wyborowi, likwidując wrogich snajperów.

Czy brak strat własnych i odparcie trwającego 3 dni ataku ze strony przeważającego liczebnie przeciwnika świadczył o dobrym przygotowaniu polskich żołnierzy do prowadzenia działań zbrojnych poza granicami kraju?

Gdy weszliśmy w 2003 r. do Iraku, sprzęt i wyposażenie mieliśmy przygotowane do fazy czwartej, czyli stabilizacyjnej. Tymczasem już na początku znaleźliśmy się w ogniu walk. W czasie walk były przypadki, że terroryści as-Sadra strzelali pociskami moździerzowymi, które nie są bronią precyzyjną. Celowali w posterunki policji, a trafiali w park, przez który irackie dzieci szły do szkoły.

Przeżyliśmy te dwa trudne miesiące. To nie były tylko te trzy dni bitwy o City Hall. Eskalacja wydarzeń nastąpiła wcześniej. Z początku była to pełzająca rewolucja, która z czasem obejmowała kolejne prowincje, nie tylko te znajdujące się w odpowiedzialności polskiej, aż w końcu objęła cały Irak. Ponadto, do szyickich bojowników as-Sadra dołączyli terroryści z Al-Kaidy. Sytuacja była niezmiernie ciężka, jednak polscy, jak i pozostali żołnierze, ze swoich obowiązków wywiązywali się wzorowo.

Tym bardziej, że nasz mandat nie do końca był jasny. Niektóre wojska, np. tajlandzkie, nie mogły uczestniczyć w działaniach bojowych. Żołnierze z tego kraju nie mogli brać udziału w walkach, wyłączając konieczność samoobrony, w związku z tym trzeba było zapewniać im ochronę, gdy np. jechali w dane miejsce z mobilnym laboratorium medycznym. Był to klasyczny przykład konfliktu asymetrycznego. Z jednej strony mogliśmy liczyć na pomoc Irakijczyków, a z drugiej człowiek, który w dzień był sklepikarzem, w nocy prowadził atak przeciwko nam.

Przygotowanie do prowadzenia działań oraz ich realizację podczas obrony City Hall, pomimo trudnych warunków, można podsumować pozytywnie?

Tak, bardzo pozytywnie. Żołnierze, którzy wtedy byli w Iraku, wiedzą o tym. Niektórzy przeżyli traumę, niektórzy po raz pierwszy znaleźli się w sytuacji, gdy ktoś do nich strzela oraz że oni muszą strzelać do przeciwnika. W tym gorącym okresie, kiedy walki trwały we wszystkich prowincjach, za które odpowiadałem, spędzałem wiele godzin w rejonach tych walk wspólnie z moimi dowódcami i żołnierzami. Powodzenie tych działań było możliwe dzięki taktycznemu zmysłowi generała Gruszki, operacyjnym przygotowaniom dowódców kontyngentów, wsparciu moralnemu, dobremu zabezpieczeniu medycznemu oraz łącznościowemu, wsparciu Amerykanów z powietrza oraz w zakresie rozpoznania.