Zespół Laska masakruje argumenty Macierewicza. "Absurdalne dowody"

Zespół Laska masakruje argumenty Macierewicza. "Absurdalne dowody"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Antoni Macierewicz, fot. Wprost
- Grupa posła Antoniego Macierewicza nie przedstawiła żadnych dowodów na swoje liczne, często wykluczające się ze sobą, hipotezy dotyczące przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem, tylko sfałszowane zdjęcia, materiały, dokumenty - stwierdził na dzień przed 4 rocznicą tragedii zespół smoleński przy kancelarii premiera.
Maciej Lasek ze swoim zespołem smoleńskim w wydanym komunikacie stwierdza, że "przez rok udało mu się wyprowadzić z błędu część opinii publicznej odnośnie kłamstw związanych z przyczynami katastrofy".

- W sumie odnotowaliśmy ponad 100 hipotez na temat przyczyn katastrofy, żadna z nich nie jest oparta na materiale dowodowym. Dotychczasowe prace biegłych Prokuratury Wojskowej potwierdzają ustalenia Komisji Millera zawarte w Raporcie Końcowym - oświadczył zespół.

"Grupa posła Antoniego Macierewicza nie przedstawiła żadnych dowodów na swoje liczne, często wykluczające się ze sobą, hipotezy dotyczące przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem".

Zdaniem oficjalnego zespołu premiera, Macierewicz "manipuluje materiałami Komisji Millera celowo wprowadzając opinię publiczną w błąd".

Jak przypomina grupa dochodzeniowa, "żaden z tzw. ekspertów Macierewicza nie był na miejscu wypadku w Smoleńsku, nie widział miejsca katastrofy, nie badał wraku, ani kluczowych elementów niezbędnych do właściwego odwzorowania przebiegu lotu jakimi są zapisy rejestratorów lotów. Żaden z nich nie zajmuje się badaniem wypadków lotniczych".

"Grupa posła Macierewicza próbuje badanie wypadków lotniczych zastąpić eksperymentami laboratoryjnymi, także tak absurdalnymi jak: zgniecione puszki po napojach, czy parówką pękającą przy podgrzewaniu, która miała obrazować sposób w jaki został zniszczony kadłub samolotu. Jednym z dowodów na rzekomy wybuch wg posła Macierewicza ma być także animacja telewizji rosyjskiej RIA Novosti pokazująca wybuchający samolot" - czytamy w komunikacie zespołu smoleńskiego.

Oficjalną i udokumentowaną przez prokuraturę wersją wydarzeń jest zejście Tu-154M "poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg".

Doprowadziło to - jak wyjaśnia zespół - do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią.

 - Brak jest jakichkolwiek dowodów na wybuch - podkreśla zespół.

- Kadłub samolotu nie został zniszczony przez wybuch – szczątki nie noszą śladów eksplozji, dźwięk wybuchu nie został też zapisany przez rejestrator rozmów, a taki dźwięk był rejestrowany we wszystkich znanych przypadkach eksplozji w locie. Rejestratory parametrów lotu nie zarejestrowały skoku ciśnienia różnicowego, który byłby dowodem na wystąpienie fali ciśnieniowej. Przed punktem zderzenia samolotu z ziemią nie było szczątków z wnętrza kadłuba, które zostałyby wyrzucone w razie wybuchu - dodaje zespół.
 – Kontrolerzy informowali pilotów Tu-154M o warunkach atmosferycznych w Smoleńsku oraz o tym, że nie ma warunków do lądowania, poinformowali o minimalnej wysokości zniżania 100 m, nie wydali zgody na lądowanie, a także nie wydali żadnego polecenia nakazującego zmianę toru lotu, z wyjątkiem spóźnionego - oznajmia zespół smoleński przy KPRM.

Suchej nitki nie pozostawiono na teorii mec. Rafała Rogalskiego, jakoby Rosjanie mieli wypuścić hel, zmniejszając w ten sposób siłę nośną samolotu. - Aby to było możliwe, należałoby uwolnić do atmosfery kilka milionów metrów sześciennych helu, co spowodowałoby gwałtowne oziębienie powietrza – w Smoleńsku spadłby śnieg. Hel trzeba by także dowieźć na miejsce wieloma cysternami - zaznacza zespół.

Mimo, iż nie jest to już lansowana przez Macierewicza teoria, zespół Laska zdementował również możliwość rozpylenia sztucznej mgły.

- Utworzenie sztucznej mgły na obszarze dziesiątek kilometrów kwadratowych wymagałoby zbudowania instalacji o wielkości kilku fabryk – niczego takiego w Smoleńsku nie było - zaznacza zespół smoleński przy KPRM.

Jedna z głównych teorii mająca świadczyć o błędach polskiego zespołu dochodzeniowego to przekonanie, że feralna brzoza została złamana na ponad 5 dni przed katastrofą. - Ta teza jest efektem błędnej identyfikacji obiektu przez prof. Chrisa Cieszewskiego, co każdy może zweryfikować na zdjęciach satelitarnych dostępnych publicznie na portalach Bing i Google Maps - informuje zespół.

- Dowody rzeczowe, zapisy rejestratorów lotu i dźwięku w kabinie, fragmenty drewna w urwanym skrzydle i wbite elementy samolotu w zniszczonej brzozie oraz zeznania świadków potwierdzają jednoznacznie, że brzoza złamała się po uderzeniu skrzydłem samolotu Tu-154M - dodaje.

DK, TVN24