Synowie sławnych ojców

Synowie sławnych ojców

Dodano:   /  Zmieniono: 
ZDJĘCIE: STUDIO 69 
Synowie sławnych ojców nie szukają własnej drogi. Czują, że będzie im łatwiej, gdy pójdą przetartą ścieżką kariery.

Kilka dni temu media obiegła wiadomość, że 16-letni Roch, syn Kayah i producenta Rinke Rooyensa, będzie pracować na planie „Tańca z gwiazdami”. Tajniki zawodu będzie poznawać pod okiem ojca. Wyliczono, że gimnazjalista może zarobić nawet 6 tys. zł miesięcznie. – On sobie dorobi, nauczy się, a przy okazji przynajmniej wiem, gdzie jest i co robi – mówi ojciec. To model bardzo różniący się od tego, co się praktykuje na Zachodzie. Tam nawet syn milionera musi zacząć od podstaw, od zwykłego parzenia kawy i sprzątania. Uważa się, że dzięki temu się uczy, poznaje rodzinną firmę od podszewki. – U nas nad dzieckiem roztacza się parasol ochronny, daje się wygodną posadę i sporą pensję, zapewniając pełen komfort – mówi Anna Jupowicz-Ginalska, medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego.

Wszędzie działa jednak podobny mechanizm: synowie znanych ojców, nawet jeśli się buntują przeciwko ojcom, potem idą w ich ślady. Najwyraźniej działa kalkulacja, że lepiej iść przetartą ścieżką ze wsparciem za plecami, niż się usamodzielnić, ale ryzykować porażkę. Aktor Bartosz Opania przez lata pracował razem ze swoim ojcem Marianem w warszawskim Teatrze Ateneum. Długo też grali razem na planie jednego z telewizyjnych seriali. Podobnie Jerzy i Maciej Stuhrowie. Mimo że Maciej początkowo próbował uciekać od aktorstwa i szukał sobie miejsca na wydziale psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, ostatecznie jednak poszedł drogą ojca. Przyjął nawet rolę w jednym z jego filmów, „Pogoda na jutro”, w którym notabene obaj zagrali skonfliktowanych ojca i syna. Podobne przykłady można mnożyć: w muzyce Cugowscy, Waglewscy, w sporcie Smolarkowie czy Szczęśni, w polityce Jarosław i Lech Wałęsowie.

SZCZENIAK SOBIE PORADZI

– Identyfikacja ojca z synem jest naturalnym etapem rozwoju tego drugiego. Podobnie jak naturalna jest potem potrzeba szukania własnej drogi – wyjaśnia psycholog Michał Kawecki. Te poszukiwania nierzadko rodzą konflikty. Jednak większość ojców jest dumna ze swoich męskich potomków, którzy chcieliby być tak dobrzy jak oni albo od nich lepsi. Tak jest dość często w rodzinach prawników czy lekarzy, gdzie w domach rozmawia się o pracy i spotyka przy okazji znajomych rodziców z ich kręgu zawodowego.

– Czy doradzałem albo odradzałem synowi Antkowi aktorstwo? – zastanawia się aktor Paweł Królikowski, brat aktora Rafała i mąż aktorki Małgorzaty Ostrowskiej-Królikowskiej. – On się chyba w ogóle mnie nie pytał – odpowiada sam sobie po namyśle. – Po prostu wszedł i sięgnął po tę profesję jak po swoją – dodaje. Początkowo to, że powieli drogę ojca, nie wydawało się oczywiste. Antek skończył bowiem nie aktorstwo, lecz reżyserię. Jednak w rodzinie, w której aktorstwem para się niemal każdy, to, że dzieci prędzej czy później także staną na scenie, było niemal oczywiste. Zresztą Antek zadebiutował już jako czterolatek, potem były mniejsze i większe role, aż do tej w filmie o ks. Jerzym Popiełuszce, w którym wcielił się w Grzegorza Przemyka. – Pamiętam, jak oglądaliśmy z żoną premierę. Aż nas w fotel wbiło, bo zobaczyliśmy niesamowite podobieństwo między Antkiem a Grzegorzem. Psychiczne i fizyczne. Dla nas, rodziców, było to wręcz niepokojące. Byłem dumny, że szczeniak tak dobrze sobie poradził – wspomina Paweł Królikowski.

A jednak nieprawdą byłoby twierdzenie, że Antek zawsze dostarczał rodzicom jedynie powodów do dumy. Były też gorsze momenty, jak ten, kiedy młody aktor wpadł w konflikt z prawem i zaliczył kilka celebryckich wybryków. Jak przyznaje ojciec, ich skutki odczuła cała rodzina. – Nazwisko jest marką i jeżeli zostaje nadszarpnięte, odbija się na wszystkich – mówi Jupowicz-Ginalska. – Na szczęście udało nam się wyjść z problemów razem i mam wrażenie, że z klasą – mówi Paweł Królikowski. I przekonuje, że w tej chwili od kariery i wyborów syna trzyma się z daleka.

Jan Nowicki ingerował tylko raz, kiedy syn Łukasz zdawał do szkoły teatralnej w Krakowie. – Zadzwoniłem do Anny Polony, która wówczas siedziała w komisji egzaminacyjnej – mówi. Zapewnia, że bynajmniej nie poprosił o wsparcie dla syna. – Wręcz przeciwnie. Chciałem, żeby go bardzo dokładnie i bardzo długo egzaminowali. Wolałem, żeby się zniechęcił od razu, a nie przez całe życie jako marny aktor pracował w tak niemęskim zawodzie – wyjaśnia. – Co na to Łukasz? – pytam. – Nie, nigdy mu o tym nie powiedziałem – przyznaje. Potem przyszedł kolejny lęk. – Pamiętam, jak strasznie denerwowałem się przed dyplomem syna. Chyba nawet idąc na spektakl, po drodze wypiłem sobie setkę dla kurażu. Łukasz okazał się mieć bardzo sceniczny, miodowy głos i doskonale sobie radzi. Nie tylko zresztą w aktorstwie, ale i poza nim – reklamuje syna. Rzeczywiście Łukasz Nowicki to dziś popularny aktor i prezenter.

DZIECI TROCHĘ RESORTOWE

Debiutując w „Dekalogu X” Kieślowskiego, Maciej Stuhr nie był jeszcze zawodowym aktorem. Studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej rozpoczął dopiero w 1999 r. Jednak to właśnie on dostał rolę u znanego reżysera. Pomógł mu talent czy znane nazwisko? – Tu chyba w ogóle chodzi o coś innego. Te nasze dzieci po prostu niemal od początku wychowują się na planie, znają go i wiedzą, jak wszystko działa. A film i teatr to branże, w których nie ma czasu na pomyłki, zabawy ani tłumaczenia. Dlatego twórcy wolą pracować z dziećmi, które znają już realia planu aktorskiego – mówi Królikowski.

Inna sprawa, że synowie, nawet jeżeli są bardzo utalentowani, muszą się mierzyć z osiągnięciami ojców. Dlatego niektórzy próbują od tej dziedziczonej sławy uciekać. Łukasz Nowicki, zdając do łódzkiej Filmówki, w rubryce „zawód ojca” wpisał: stolarz. Grzegorz Wagner, siatkarz i trener, przez lata funkcjonował jedynie jako „syn Huberta”, legendarnego szkoleniowca biało-czerwonych. Każdy jego sukces był porównywany z tymi, które odnosił ojciec. Każda zaś porażka – zestawiana z osiągnięciami ojca. – Społeczeństwo porównuje syna do ojca. Syn występuje tu w roli oryginału, co mu utrudnia autoidentyfikację i jest źródłem dużego dyskomfortu, zwłaszcza gdy ojciec jest człowiekiem znanym i odnoszącym sukcesy. Poczucie wtórności odbiera synowi radość budowania swojej niezależnej biografii – zwraca uwagę na zagrożenia Kawecki.

W jednym z wywiadów Wagner przyznał, że żałuje, iż na początku drogi sportowej ojciec nie powiedział mu, że ma talent. – Wszelkie pochwały przychodziły mu z wielkim trudem. To, że jestem dobry, powiedział mi dopiero półtora roku przed śmiercią. Wtedy nasze relacje bardzo się zmieniły. Przez lata uważałem, że ojciec nie bardzo się interesuje tym, co robię. Teraz wiem, że to nieprawda. Po prostu nie potrafił uzewnętrzniać uczuć – mówi Grzegorz. I przypomina sobie, że w jego siatkarskiej karierze ojciec nie pokładał wielkich nadziei. Radził, żebym spróbował sił w piłce nożnej. – Na krótko go posłuchałem, potem się zbuntowałem i wróciłem do siatkówki. Dzisiaj wiem, że miał rację. Gdybym go posłuchał, zarabiałbym teraz więcej – śmieje się.

MĄDROŚCI ZNAD WĘDKI

Dwaj dorośli synowie Grzegorza też poszli w jego ślady i związali się z siatkówką. Starszy, Iwo, wprawdzie nie gra, ale jest statystykiem sportowym. Młodszy, Jakub, to rozgrywający MKS Kalisz. On też nieustannie musi się mierzyć z presją nazwiska, tym większą, że chodzi nie tylko o ojca, ale i o dziadka. Bardzo często słyszy o sobie, że jest „z tych Wagnerów”. Wiadomo: wnuk Huberta, syn Grzegorza.

Dla ojca problem może się pojawić wtedy, gdy syn okaże się lepszy niż on. – Tym bardziej że istnieje egoistyczna skłonność do realizowania swoich niespełnionych celów przy pomocy dzieci – mówi Michał Kawecki. Jednak o ile łatwo jest się przyglądać sukcesom synów z pozycji mędrca-doradcy, o tyle pogodzić się z tym, że nas przerośli, jest znacznie trudniej. W grę wchodzą ambicje, zwykła ludzka rywalizacja, opinie otoczenia. Pytam o to Jana Nowickiego. Ten odpowiada anegdotą: – Pamiętam, jak kiedyś z Jankiem Fryczem łowiliśmy ryby i tak sobie rozmawialiśmy o tych naszych dorosłych dzieciach. „Syn jest po to, żeby zabił ojca” – powiedział wtedy Janek. I to dokładnie tak jest. ■


Tekst ukazał się w numerze 11 /2014 tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" będzie   także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a.