Wnioskując o przesłuchanie Kosińskiego, Rokita powołał się na zeznania Wenderlicha przed komisją śledczą. Powiedział on, że dochodziły go informacje, iż być może ktoś rozpytuje o jego życie prywatne. Sugerował, że chodziło o Andrzeja Zarębskiego, ale odmawiał wymienienia jego nazwiska, by - jak argumentował - "nie naruszyć czyichś dóbr osobistych". Ujawnił natomiast, że tę informację uzyskał od prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego, który z kolei miał powołać się na Kosińskiego.
We wtorek przed komisją Kosiński jednak wszystkiemu zaprzeczył. Oświadczył, że: "posła Wenderlicha zna z posiedzeń sejmowej komisji kultury, tylko raz w życiu rozmawiał dłużej z panem przewodniczącym, po posiedzeniu dotyczącym problemu transmisji obrad Sejmu przez telewizję polską, nigdy nie był inspiratorem prób zastraszania kogokolwiek, a tym bardziej pana posła Wenderlicha".
"Nie miałem nic wspólnego z próbami zastraszania pana posła Wenderlicha. Nic nie wiedziałem na temat zbierania informacji o pośle Wenderlichu w sensie czynnym. W sensie biernym - jak mówię - coś usłyszałem, coś wiem, ale w sensie czynnym na pewno nie uczestniczyłem w jakichkolwiek próbach zbierania informacji o panu pośle Wenderlichu" - mówił Kosiński.
em, pap