Polskie firmy łapią afrykański wiatr w żagle. Inwestycje w Afryce

Polskie firmy łapią afrykański wiatr w żagle. Inwestycje w Afryce

Dodano:   /  Zmieniono: 
Afryka (fot.sxc.hu) 
Polskie firmy uczą się robić interesy na Czarnym Lądzie. Niektóre z nich już sobie świetnie radzą.

Sześć z dziesięciu najszybciej rozwijających się gospodarek na świecie jest dziś w Afryce. Do 2016 r. ma ich być już siedem. Tempo wzrostu PKB prognozowane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy na bieżący rok to 6,1 proc., a na przyszły niewiele mniej – 5,8. Nic dziwnego, że kierunek Afryka jest coraz częściej powtarzanym sloganem wielu firm. Także polskich, które już od lat starają się walczyć o biznes na Czarnym Lądzie.

DUŻY MOŻE WIĘCEJ

Jan Kulczyk, numer jeden na liście najbogatszych w Polsce, już od dłuższego czasu poszukuje nowych szans biznesowych na Czarnym Lądzie. Powołał w tym roku Radę Polskich Inwestorów w Afryce. Do gremium przystąpili przedstawiciele największych polskich firm działających w Afryce, m.in.: Jerzy Starak (Polpharma), Roman Karkosik (Krezus), Adam Góral (Asseco Poland) i Karol Zarajczyk (Ursus) oraz Krzysztof Jałosiński (Zakłady Chemiczne Police, Grupa Azoty) i Marcin Kubica (Lubawa).

Rada ma stanowić platformę wymiany doświadczeń, w tym aktywnie wspomagać inne polskie firmy, które chcą zaistnieć na kontynencie afrykańskim. W rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes obrazowo kreśli pole biznesowej gry. – Afryka dzisiaj to Polska lat 90., może 80. Wkrótce rozwinie się tam cały przemysł konsumpcyjny, infrastruktura, usługi, czyli to, co jest charakterystyczne dla wszystkich gospodarek rozwijających się. Nie trzeba odkrywać Ameryki, trzeba odkrywać Afrykę – zachęca To, do czego namawia najbogatszy Polak, nie jest łatwe. Mimo że premier Donald Tusk podczas jednej z wizyt przypomniał, że „z Polski do Afryki nie przyjeżdżali żołnierze ani eksploratorzy” to jednak historyczną przewagę w know-how mają byłe potęgi kolonialne: Wlk. Brytania, Francja, Portugalia, Belgia, Włochy i Hiszpania. Nie liczą się przy tym tylko zależności ekonomiczne. Znacznie ważniejsza jest znajomość specyfiki tego rynku; wielowiekowych uwarunkowań religijnych, kulturowych oraz bardziej współczesnych – socjologicznych. Istotny jest także efekt skali: dużo łatwiej jest w Afryce rozlokować się gigantom z zapleczem intelektualnym o skali globalnej, niż np. firmom z sektora małych i średnich przedsiębiorstw z Polski. – Liczba polskich firm, które zgłaszają u nas chęć do wejścia na rynek afrykański, rośnie. Oczywiście skala projektów jest bardzo różna, podobnie jak model funkcjonowania poszczególnych firm na tamtejszym rynku. Dla nas jako doradców ważne jest to, że rodzimi biznesmeni wyraźnie zdali sobie sprawę, podobnie jak kilka lat temu większość światowych potęg gospodarczych, że to właśnie w tym regionie należy szukać w najbliższych latach wyższej rentowności prowadzonych inwestycji – mówi Anna Masłoń, partner w Maroney Investment.

Zwraca także uwagę, że coraz większa jest siła konkurencyjna polskich przedsiębiorców, którzy potrafią skutecznie rywalizować z firmami z Chin, USA, Indii, Brazylii czy Rosji. – Należy jednak pamiętać, że w przypadku Afryki na potencjalnie wysokich zyskach cieniem kładą się wciąż różne wskaźniki konkurencyjności, wolności gospodarczej. W przypadku wielu krajów tego kontynentu istotne jest wciąż ryzyko polityczne. Nie można zapominać o realnym zagrożeniu konfliktami zbrojnymi – przestrzega.

POLSKI BIZNES „CZUJE MOC”

Dariusz Stasiuk z Koła, właściciel firmy Staspol, handlował już z przedsiębiorcami z Kenii, Ugandy i RPA. – To chłonny rynek, na którym potrzeba wszystkiego. Eksportowałem drewno, komputery – opowiada. Stasiuk założył platformę internetową dzięki której przedsiębiorcy mogli uzyskać wiedzę i rozpocząć współpracę z Czarnym Lądem. Ze śmiechem teraz wspomina, że poszukiwał m.in. producenta żelazek z duszą. I też się znalazł! Według niego polskie firmy nie potrzebują pomysłów na biznes.

W tej dziedzinie polskie firmy „czują moc”. Boli coś innego: są chęci, ale brakuje wiedzy i doświadczenia. Mówi o tym dr hab. Oskar Kowalewski z SGH. – Nie mamy doświadczenia takiego jak np. Portugalia czy Hiszpania, byłe mocarstwa kolonialne. Nie mamy infrastruktury, nasze kontakty w większości są przypadkowe, nawiązywane przez zagranicznych inwestorów lub afrykańskich studentów, którzy w latach 70. i 80. studiowali w Polsce. Na szczęście to się zmienia. Zdaniem ekspertów z Banku BGŻ największe szanse w Afryce ma m.in. polski drób. – Dla polskiego sektora drobiarskiego Afryka jest obiecującymkierunkiem – przyznaje Łukasz Dominiak, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa – Izby Gospodarczej. – W ciągu ostatnich lat Unia Europejska, w której zajmujemy jedno z czołowych miejsc pod względem wielkości produkcji drobiu, zmieniła kluczowe rynki zbytu dla tego gatunku mięsa. Zamiast Rosji i Ukrainy powoli główną rolę zaczynają odgrywać kraje Bliskiego Wschodu oraz Afryka, w tym m.in. takie państwa jak RPA, Benin, Ghana czy Demokratyczna Republika Konga.

Według niego od co najmniej dziesięciu lat Polska odnotowuje systematyczny, niekiedy kilkunastoprocentowy w ujęciu rok do roku, przyrost produkcji drobiarskiej. Dlatego nasze firmy stoją przed koniecznością nieustannego poszukiwania nowych rynków zbytów dla swoich produktów. W 2013 r. Polska zwiększyła sprzedaż drobiu poza granice kraju. W ubiegłym roku wyeksportowaliśmy ogółem ponad 600 tys. t mięsa drobiowego, z czego do państw afrykańskich trafiło blisko 40 tys. t. – To nas jednak nie satysfakcjonuje. Chcielibyśmy zwiększyć nasz udział w naszym eksporcie drobiu i łącznym eksporcie UE do Afryki – mówi. – Na razie polski sektor drobiarski jest na początku tej drogi, a nasze firmy stawiają tam pierwsze kroki. Uczymy się tego rynku – zaznacza. Zdaniem Dominiaka wymaga to podejścia systemowego. Zwraca uwagę m.in. na pilną potrzebę uzgodnienia kwestii weterynaryjnych i fitosanitarnych z niektórymi partnerami afrykańskimi. Przeszkodą jest też obowiązujący w Polsce zakaz uboju rytualnego. – Z tego powodu wykluczona jest nasza obecność praktycznie w całej Afryce Północnej – podkreśla.

2,5 mld zł - tyle wynosi wartość wymiany handlowej z Afryką

TU JEST AFRYKA

– Wykonujemy usługi przenoszenia obiektów przemysłowych, fabryk, głównie z Europy, w różne miejsca świata. Coraz częściej robimy to właśnie w Afryce – mówi Bartosz Świderek, wiceprezes Pol-Inowex SA. – Dziesięć lat temu ten kontynent w ogóle nie istniał w projektach, które wykonywaliśmy. Pięć lat temu było to może 5-10 proc., teraz jest 20 proc., a niedługo dojdzie do 50 proc. naszej produkcji – prognozuje. Pierwszymwiększym przedsięwzięciem było przeniesienie w 2008 r. elektrowni z Niemiec do Tanzanii. – Afryka jest wielkim kontynentem, ale jest trudnym miejscem do pracy. Trzeba mieć dobry towar, dobrą usługę i dobrze to sprzedać – przestrzega.

Oczywiście, gdy już się uda rozpocząć prace w tamtych realiach, są powody do radości. Ma je np. firma Izodom 2000, która była z premierem Tuskiem w RPA I Zambii.– Jesteśmy małą, rodzinną firmą ze Zduńskiej Woli o wielkich ambicjach – mówi Jakub Wójcik, wiceprezes Izodom 2000. W swoim portfolio ma m.in. budowę pałacu dla rodziny królewskiej w Maroku, wille w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a ostatnio także domy w innych częściach Afryki. W ubiegłym roku razem z premierem i 38 przedstawicielami polskich firm poleciał do Zambii, gdzie podpisał porozumienie z tamtejszymi spółkami. Na jej podstawie Izodom 2000 uruchomi w Zambii wytwórnię elementów budowlanych oraz pilotażowo wybuduje 20 domów na przedmieściach Lusaki. Wartość projektu początkowo sięgała 500 tys. dolarów, jednak w marcu podpisano kolejne porozumienie.

– Sprawa jest o wiele poważniejsza, bo chodzi o technologię budowlaną opracowaną przez naszą firmę i Politechnikę Łódzką. To są już sumy z dwoma zerami więcej na kontrakcie – wyjaśnia. – Czekam tylko na informację o przelewie. To jest Afryka. Nie wierzę w żadne dokumenty przygotowane przez najlepszych prawników, potwierdzone przez najwyższych urzędników, dopóki nie ma pieniędzy na koncie – mówi Wójcik. Izodom opracował technologię, która z powodzeniem konkuruje jakością z firmami w Skandynawii, i to wcale nie ceną, ale jakością. – Mamy świetne referencje. W Skandynawii nasze domy chronią przed zimnem, na Bliskim Wschodzie i w północnej Afryce przed upałem – chwali się. – Korzyścią dla firm afrykańskich jest z kolei łatwość budowy: to jest tak proste, że nie można nic zepsuć i w związku z tym miejscowi mogą przystępować do pracy po szybkim przeszkoleniu. Zaimponowało im, że nie mówimy: musisz ściągnąć robotników z Polski, ale raczej daj nam swoich robotników, a my ich nauczymy. Oni przecież siłę roboczą mają. My dostarczmy wiedzę – wyjaśnia.

Teraz już jego firma okrzepła i ciągle ma nowe pomysły. Jednym z nich jest łączenie wysiłku polskich firm w ekspansji na rynkach zagranicznych. – Jeszcze trzy, cztery lata temu to było mentalnie niemożliwe, a teraz zaczyna wychodzić. Formy mogą być różne: od zabrania ulotek partnera na targi na zasadzie „ja tobie, ty mi” po bardziej złożone operacje biznesowe, np. alians z firmą od pokryć dachowych. Możemy przecież działać razem, gdy nasze obszary działania się nie pokrywają – podkreśla. I to może jest najlepszy trop: Rada Małych i Średnich Przedsiębiorstw w Afryce?

Artykuł ukazał się w jednym z ostatnich numerów cyfrowego tygodnika "Wprost Biznes"

"Wprost Biznes" można zakupić na stronie internetowej