Uzależnieni od "selfie"

Uzależnieni od "selfie"

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu)Źródło:FreeImages.com
Fotograficzny autoportret przestał być obciachem, ale może stać się nałogiem.

Szał na robienie selfie, w Polsce nazywanych także samojebkami, dopadł już prawie wszystkich. Dziubek do zdjęcia robi nawet Jarosław Kaczyński, dla wielu ostatni bastion sprzeciwu wobec wirtualnej rzeczywistości. Przed nim internet swoimi samojebkami podbił, chociaż niechcący, poseł Jacek Kurski. Pokusie nie oparł się nawet poważny Jerzy Buzek: w ubiegłym tygodniu wrzucił do sieci swoje selfie z reggae’owym piosenkarzem Kamilem Bednarkiem. Ba, nie oparli się jej nawet Barack Obama i papież Franciszek.

#przepisnasamojebkę1

Najważniejsze: pamiętać o dobrym świetle. Słońce albo lampa przed tobą, nieco poniżej oczu. Nigdy za plecami, bo wtedy twoja twarz będzie w cieniu, a przecież to ty masz błyszczeć, świecić i pokazywać, że jest ci dobrze. Politycy jak zwykle są w tyle za światowymi trendami, bo od miesięcy selfie robią sobie już prawie wszyscy. W windzie, w łazience, na plaży, ze znanym piosenkarzem, znajomymi albo psem. Ale najlepiej samemu. – Medialny przekaz dąży do personalizacji. Ma być indywidualnie, od nas, osobiście – tłumaczy dr Małgorzata Molęda-Zdziech, socjolożka SGH i Collegium Civitas, badająca zjawisko celebrytyzacji życia społecznego. – Selfie to idealny przykład tego trendu. Kiedyś w centrum opowieści były wydarzenia, które autor mógł opisać. Teraz jest sam autor.

Selfie, przez lata kojarzone przede wszystkim z przygłupimi plastikowymi dziewczynami robiącymi sobie zdjęcia w idiotycznych pozach przed lustrem, do głównego obiegu weszły dopiero niedawno. Odpowiedzialna jest za to firma Samsung, która była inspiratorem słynnego już „oscarowego selfie”. Od tamtej pory pojęcie obciachu zniknęło. Skoro najwięksi mogą, to dlaczego reszta nie? – Selfie na początku było żenadą i siarą. Ale jeśli wstawi się je w cudzysłów, może pokazywać dystans do siebie. To jak z filmami Tarantino, który bierze kilka żenujących obrazków, toposów, obciachów z filmów klasy B i robi genialne dzieło. Z selfie jest jak z młotkiem. Można przy jego pomocy zbudować karmnik, a można też pieprznąć się w głowę i nabić sobie guza – przekonuje Marek Migalski, europoseł partii Polska Razem. Na profilach społecznościowych chętnie wrzuca sobie „foty z rąsi”, ale zastrzega, że należy robić to z głową. – Formuła jest zabawna, więc nie można za jej pomocą pokazywać poważnych treści, bo wtedy jest się śmiesznym. Dlatego preferuję zdjęcia autoironiczne. Na przykład tydzień po aferze z Jackiem Protasiewiczem zrobiłem sobie zdjęcie z samolotem Lufthansy na lotnisku i podpisem: „Sorry, na zdjęcie z celnikiem nie starczyło mi odwagi” – opowiada Migalski.

#przepisnasamojebkę2

Wiadomo, że chodzi o ciebie, ale tło jest ogromnie ważne. Jeśli nie jesteś akurat w pięknym włoskim miasteczku, tylko we własnym mieszkaniu, pamiętaj, żeby zrobić porządek, zanim pstrykniesz. Brudne skarpetki lub rozbebeszone łóżko zrujnują cały twój wysiłek. O tym, że łatwo można sobie zrobić wizerunkową krzywdę, przekonał się Jacek Kurski, gdy został bohaterem setek memów po swoim selfie w Kijowie. Równie żałosne było zdjęcie Adama Szejnfelda – polityk siedzi w pociągu, z zatroskaną miną patrzy w okno, a całość podpisuje tekstem: „Dramat Ukrainy. Jak potoczą się jej losy?”.

– Jeśli Napieralski czy Kurski robią sobie zdjęcie z kimś ważnym, to jest to dość żałosna próba dowartościowania się. Chyba że jest to forma żartu. Ostatnio byłem na spotkaniu w Pałacu Prezydenckim i poprosiłem prezydenta o wspólne selfie. Nikt, kto zna mój stosunek do Bronisława Komorowskiego, nie będzie mnie podejrzewał, że chciałem się w ten sposób dowartościować. A na takim zdjęciu zyskują wszyscy: ja, bo pokazuję, że mogę rozmawiać z politycznym przeciwnikiem, prezydent, bo pokazuje, że jest wyluzowany i nie ma problemu w kontaktach z człowiekiem, który robił wszystko, żeby on nie został prezydentem – opowiada Migalski. Dla polityków selfie to jednak grząski grunt. – W wymiarze politycznym zaczynają obowiązywać reguły z życia celebrytów. Selfie robią sobie już najbardziej poważni politycy: premier Tusk, Jerzy Buzek. Rozumiem, że oni muszą mówić tym językiem i pokazywać ludzką twarz, ale to wyjątkowo groźne, bo prowadzi do braku odpowiedzialności. Jeśli głosujemy na ładny dziubek, a nie program czy ideę, trudno potem polityków rozliczać z ich pracy – komentuje dr Molęda-Zdziech.

Ale polityka już od kilku lat upodabnia się do show-biznesu, a dla ludzi show- -biznesu selfie to dziś narzędzie absolutnie podstawowe. Doda robi sobie zdjęcia na plaży, Dawid Woliński w windzie, a młody aktor Maciej Musiał na sali egzaminacyjnej przed maturą. Koszty bywają duże. Dyrektor w liceum Musiała już kilka godzin po wrzuceniu zdjęcia do sieci musiał się gęsto tłumaczyć przed komisją egzaminacyjną, która zabrania wnoszenia telefonów na salę. Ale fani to uwielbiają.

– To jest świetne narzędzie komunikacji z fanami, którzy chcą wiedzieć, co się dzieje w naszym życiu prywatnym albo w szatni. Jasne, że trzeba robić to ostrożnie i we właściwych momentach, bo po porażce kibice potrafią napisać, że powinniśmy trenować, zamiast lansować się w sieci.

Ale to zajmuje dosłownie kilka sekund, więc nic nie kosztuje – tłumaczy Jakub Rzeźniczak, piłkarz reprezentacji Polski i Legii Warszawa, aktywny na portalach społecznościowych. Najwyraźniej fani też chcą pokazać swoim idolom, co u nich słychać. – Zrobiłem ostatnio konkurs dla kibiców na selfie z motywem Legii. W ciągu jednego dnia przyszło ponad sto zdjęć – opowiada Rzeźniczak.

#przepisnasamojebkę3

Zanim naciśniesz migawkę, poćwicz selfie na sucho przed lustrem. Sprawdź, czy kawałki szpinaku nie zostały ci między zębami albo tusz nie rozmazał się pod okiem. Ludzie mają się uśmiechać do twojego selfie, a nie się z niego śmiać! W ubiegłym roku językoznawcy z Oxford University uznali „selfie” za najważniejsze słowo roku. Jego kariera zaczęła się niewinnie. Oczywiście prapoczątki to autoportrety sprzed kilkuset lat i zdjęcia robione w lustrze, ale pierwsze selfie w dzisiejszym, internetowym znaczeniu powstało 12 lat temu. A przynajmniej wtedy po raz pierwszy użyto tego słowa. Konkretnie zrobił to pijany Australijczyk, wrzucając do sieci zdjęcia z 21. urodzin swojego kolegi. Jego śladem poszły miliony. Po co? Żeby się dowartościować. – Ludzie mają poczucie braku znaczenia. Nawet ci na świeczniku chcieliby istnieć jeszcze bardziej, mocniej, wartościowo – tłumaczy profesor Zbigniew Mikołejko, filozof. – Więc za pomocą takich autoikon chcą sobie tę wartość nadać. Tyle że to spłycenie życia zbiorowego. Mam dla tego procesu głęboką pogardę.

Profesor zastrzega, że indywidualizm nie jest niczym złym, ale selfie to nie jest wyrażanie siebie, tylko karmienie egoizmu. – To zaspokajanie siebie jest chorobliwe; im więcej ktoś tych zdjęć wrzuca, tym bardziej jest głodny. To paradoks dzisiejszego świata, że wszystko jest w nim masowe, nawet indywidualizm. Wszyscy chcą być inni, w efekcie są więc tacy sami. To uosobienie marzenia zwykłego człowieka, który chce wejść na Olimp, ale trafił na niego razem z tłumem innych, więc właściwie Olimpu już nie ma. Góra okazała się zapadliskiem, stworzenie własnego ołtarzyka przestało być sacrum, skoro tych ołtarzyków są dziesiątki milionów – tłumaczy Mikołejko.

Zdaniem Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrii potrzeba sławy u niektórych jest tak ogromna, że robienie sobie zdjęć z ręki może stać się nałogiem. Psychiatrzy za oceanem wpisali je do rejestru zaburzeń. Kilka tygodni temu w Wielkiej Brytanii doszło do pierwszej próby samobójstwa z powodu... nieudanego selfie. 19-letni Danny Bowman przez dziesięć godzin każdego dnia robił sobie zdjęcia za pomocą iPhone’a. Rzucił szkołę i nie wychodził z domu przez pół roku. „Wciąż poszukiwałem sposobu na idealne zrobienie zdjęcia samego siebie, a kiedy doszedłem do wniosku, że nie da się tego zrobić, chciałem umrzeć” – powiedział niedoszły samobójca w rozmowie z „Daily Mirror”.

Tekst ukazał się w numerze 20 /2014 tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore  GooglePlay