Na dość oczywiste stwierdzenie dziennikarza, że urzędnicy są utrzymywani przez sektor prywatny, Elżbieta Jakubiak wybuchła swojego czasu świętym oburzeniem: „To nieprawda! Wypracowuję ją [pensję] jako urzędnik, wydając panu zaświadczenia, by mógł pan prowadzić działalność gospodarczą, przygotowując działkę do inwestycji i tak dalej. W sumie to ja panu pozwalam pracować” [wywiad Roberta Mazurka dla „Dziennika”]. Bo w sposób oczywisty sednem i sensem działalności gospodarczej jest zdobywanie zaświadczeń i pozwoleń. Bez nich biedny przedsiębiorca siedziałby zagubiony w kącie i cichutko łkał. Ta opinia urzędnika o swojej własnej istotności to pełny opis patologii, w jakiej się znaleźliśmy.
NIECHLUBNY RANKING
Przez ostatnie ćwierćwiecze liczba urzędników w Polsce wzrosła trzykrotnie – do prawie pół miliona. Od 2008 r. zwiększyła się o 10 proc. Pod względem rozrostu biurokracji znajdujemy się w europejskiej czołówce. Podjęto działania mające na celu odwrócenie tej tendencji. Ustawa z 2010 r. miała ograniczyć biurokrację o 10 proc. W każdym sektorze administracji po równo. Wiara, że sprawę da się załatwić zapisem ustawowym, to typowe złudzenie polityków. W tym przypadku zostało ono gwałtownie rozwiane poprzez wykazanie niekonstytucyjności ustawy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.