WIDEOPOLITYKA

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dzisiaj można poprzez Internet zorganizować się w ciągu kilku godzin w stutysięczny elektroniczny ruch obywatelski występujący z wŁasnym projektem ustawy.
1. Kto powinien mieć Nagrodę Nobla? Oczywiście StanisŁaw Lem za geniusz wyobraźni. U Lema znajdziemy wszystko, czym zaskakuje nas kończące się stulecie: spacer po Księżycu, zardzewiałe sputniki, kosmiczny śmietnik, cyberseks i cyberpolitykę.

2. Gdzieniegdzie na terenie Unii Europejskiej zabierają się poważnie do wprowadzania demokracji komputerowej. Można przecież dopuścić obywateli nie tylko do czytania materiałów sejmowych, ale także do wtrącania się w sprawy publiczne. Właściwie jest to już możliwe i u nas, skoro w Internecie na stronie http:/www.sejm.gov.pl znajdziemy wiele odpowiednich informacji, a nawet po przeczytaniu projektu prawa mamy możliwość wysłać pocztą elektroniczną list do Sejmu (przynajmniej na temat formy i treści informacji zamieszczanych w serwisie informacyjnym). Listy (i zażalenia) to był stały fragment socjalistycznej demokracji kontrolowanej, więc nie wszyscy mają ochotę powtarzać doświadczenie, ale zawsze, kiedy pytam naród w ankiecie o listy, zaskakuje mnie stosunkowo duży odsetek rodaków piszących lub dzwoniących do radia, telewizji itd. Listy do Sejmu też warto więc pisać elektronicznie, nie wiem, ile ich przychodzi, ale wierzę, że jeśli przychodzą, to są porządnie rejestrowane. Trudno oczywiście, żeby z liczby listów za lub przeciw danemu projektowi wnioskować o tym, czego chce społeczeństwo. Od tego ostatniego są referenda powszechne i badania reprezentatywne. Mimo to poczta elektroniczna stwarza możliwość wywierania legalnego demokratycznego nacisku. U nas czasem lubią się złościć, kiedy taki nacisk zorganizowany się pojawia, ale zaprawdę to nic złego, że parafia, rozgłośnia, klub czy gazeta namówią ludzi do tego, by wysyłali listy podobnej treści w jakiejś sprawie. Stopień organizacji nie powinien być brany pod uwagę, kiedy oceniamy sedno sprawy, ale z pewnością powinien być wzięty pod uwagę wtedy, gdy interesuje nas zorganizowana opinia publiczna. Tyle że dzisiaj można poprzez Internet zorganizować się w ciągu paru godzin w stutysięczny elektroniczny ruch obywatelski występujący z własnym projektem ustawy.

3. Giovanni Sartori w ostatniej książce pod wdzięcznym tytułem "Homo videns" (Człowiek oglądający) atakuje wideopolitykę. Sartori to bardzo uczony człowiek, prawdziwy znawca polityki i demokracji, ale bardzo niechętny temu wszystkiemu, co elita nazywa populizmem, a więc dodawaniu uczestnictwa obywatelskiego do demokracji parlamentarnej. Stale przypomina, że istotą demokracji jest demokratyczny wybór tych, którzy podejmują decyzje polityczne, a nie podejmowanie decyzji politycznych przez ogół. To ma zapewnić dbałość o interes ogólny, a także odpowiednią wiedzę, jakiej zwykli obywatele nie mają. Skąd w takim razie biorą się politycy dbający o interes swoich znajomych prowadzących firmy? Możemy odpowiedzieć oczywiście, że nie jest to karane przez prawo, tylko czy na pewno interes ogólny polega na tym, że robi się interesy nie zakazane przez prawo?
Weźmy przykład bardziej niewinny. Skąd biorą się politycy, którzy dbają o interes swojej partii, decydując o obsadzie stanowisk? Czy wybór ten jest zgodny z interesem ogólnym? Chyba tylko w tym sensie, że w interesie publicznym jest umocnienie pozycji partii, która uzyskała przewagę w demokratycznych wyborach. Nie sądzę, żeby tak rozumiany interes ogólny miał na myśli Sartori, walcząc z teledemokracją i wideopolityką.

4. Obrona demokracji przedstawicielskiej nie sprowadza się do tego, że niczego lepszego nie wymyślono, ale do tego, że złe wykonanie nie oznacza złej zasady. Można i trzeba stale zabiegać o poprawę jakości przedstawicielstwa, o etykę parlamentarną i prezydencką. Złe wykonanie uczestnictwa politycznego też jednak nie oznacza, że zasada jest zła. Sartori podkreśla, że decyzje podejmowane przez ogół na przykład w referendum są niekompetentne. Z jednej strony, to prawda, ale z drugiej... Jest wielu niekompetentnych polityków także. Jeszcze więcej jest polityków niekompetentnych w rozmaitych dziedzinach, co do których muszą podejmować decyzje. Bywało i tak, że posłów rozumiejących sens podejmowanych decyzji budżetowych można było policzyć na palcach jednej ręki. Oczywiście, politycy się uczą z czasem i korzystają z rady ekspertów. Nie ogranicza się to jednak tylko do wybranych polityków. Wyborca przecież też się uczy i nabiera doświadczenia, co ma z kolei wpływ na to, jak głosuje i czy w ogóle głosuje w następnych wyborach. Wyborca też może skorzystać z opinii eksperta, czytając gazetę, książkę lub odpowiednią stronę elektroniczną (trzeba by odpowiednio rozszerzyć sejmowy serwis informacyjny), więc może rzecz nie polega na tym, by przeciwstawiać sobie ostro przedstawicielstwo i uczestnictwo, ale żeby pracować nad jakością jednego i drugiego. To oznacza także świadome otwarcie naszego życia politycznego na szczeblu lokalnym, regionalnym i krajowym na nową technologię komunikacji elektronicznej. Cóż prostszego na przykład niż wystawienie w każdym urzędzie dostępnej dla wszystkich tzw. końcówki, poprzez którą można uzyskać odpowiednie informacje, obejrzeć sesję i przekazać swoją opinię o konkretnych sprawach publicznych.

5. Oznacza to także publiczny wpływ na przekaz telewizyjny. Parę tygodni temu Krzysztof Czabański w słusznym gniewie sformułował ostro dylemat: albo zreformować, albo skasować telewizję publiczną. Sartori narzeka, że wideopolityka zmniejsza rolę partii, wprowadzając na arenę nie sprawdzonych polityków, takich jak Ross Perot czy Berlusconi, i wiąże słabość partii amerykańskich z siłą telewizji. Przykład włoski uczy, że nie wystarczy silna telewizja publiczna. Bez większego ryzyka można jednak przyjąć, że gdyby telewizja publiczna była sprywatyzowana i pozostawiona bez żadnej kontroli, prawdopodobieństwo manipulacji opinią publiczną przez jakąś osobę lub grupę nie podlegającą kontroli publicznej byłoby znacznie większe. Telewizja publiczna powinna jednak także wyrażać poglądy zorganizowanej opinii społecznej. Nie powinna zastępować partii, ale też nie powinna służyć tylko partiom. Nie tylko partiom, ale związkom zawodowym, organizacjom społeczno-zawodowym rolników, stowarzyszeniom, ruchom obywatelskim, innym dobrowolnym zrzeszeniom oraz fundacjom. Powinna być głosem i obrazem obywateli.

Więcej możesz przeczytać w 30/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.