O Durczoku. Cała prawda, całą dobę

O Durczoku. Cała prawda, całą dobę

Dodano:   /  Zmieniono: 

Wszędzie na świecie historia taka jak z Kamilem Durczokiem byłaby tematem dla mediów – tak uważałem i to podtrzymuję. Przypomnijmy fakty, bo mam wrażenie, że wiele osób bierze udział w dyskusji bez znajomości naszego tekstu sprzed tygodnia „Fakty po Faktach”. Oto szef „Faktów” TVN Kamil Durczok barykaduje się w cudzym mieszkaniu. Nie chce do niego wpuścić właścicieli. Potem siłuje się z owym właścicielem i szarpie z nim na klatce schodowej. Zostaje spisany przez policję. W mieszkaniu są akcesoria do brania twardych narkotyków, foliowe torebki, resztki białego proszku (dziś już wiadomo, że to kokaina i amfetamina). Wokół walają się osobiste i służbowe rzeczy redaktora naczelnego „Faktów” TVN. W skotłowanych rzeczach Durczoka jest też płyta z zoofilią. Na całym świecie taka historia wzbudziłaby zainteresowanie dziennikarzy. Wzbudziła i nasze. Co zrobiliśmy? Po pierwsze, zadzwoniliśmy do Durczoka, żeby nam wytłumaczył, o co tu chodzi. Najpierw nie chciał komentować, potem zmieniał wersje, aż wreszcie odłożył słuchawkę. Zamilkł. Dotarliśmy do lokatorki, która wynajmowała apartament. Odesłała nas z kwitkiem. Rozmawialiśmy z policją, która potwierdziła, że Durczok był legitymowany. Właściciel mieszkania potwierdzał, że Durczok barykadował się za drzwiami, potem się z nim szarpał. Ów biznesmen zwracał się do Durczoka, bo chciał, by ten zabrał swoje osobiste rzeczy z jego mieszkania. Sławny redaktor nie zareagował. To ów biznesmen wpuścił nas do mieszkania, które jest jego własnością. W całej sprawie dziwne wydało nam się zachowanie policji. To była silna przesłanka do publikacji. Najpierw funkcjonariusze bagatelizowali sprawę i nie chcieli się nią zająć. Dopiero po interwencji Sylwestra Latkowskiego do mieszkania zjechała większa liczba policjantów. Dopiero wtedy funkcjonariusze zdecydowali się poważniej przyjrzeć tej historii i choćby zbadać biały proszek. Dziś ekspertyza już jest i wynika z niej, że białym proszkiem były amfetamina i kokaina. Mamy też prokuratorskie śledztwo. Gdyby nie tamta piątkowa interwencja Latkowskiego, to mam wrażenie, że sprawa zostałaby skręcona na samym początku. Pojawił się zarzut, że na jednej z fotografii z wnętrza mieszkania widać mnie i Sylwestra Latkowskiego. Jest taka fotografia. Przyglądamy się na niej roztrzaskanym w drobny mak telefonom i kamerze, która pozostała na miejscu. Dlaczego opublikowaliśmy to zdjęcie? Gdybyśmy go nie dali, pojawiłby się argument, że fotografie mamy od premier Ewy Kopacz albo od byłych funkcjonariuszy WSI lub z Kremla. Przecież od samego początku wprowadzony został do poważnej dyskusji absurdalny argument, że to zemsta Ewy Kopacz za ostry wywiad telewizyjny, który Durczok z nią przeprowadził. Podobnie absurdalnych teorii spisku krąży już więcej. Że to mistyfikacja, że wymyślone, ustawione i pisane na zlecenie. Słyszę, że może też chodzić o zmniejszenie wartości sprzedawanego właśnie TVN-u. A może to właśnie zachowania Durczoka zmniejszają wartość TVN-u?

Najsilniej chyba wybrzmiała spiskowa teoria, że między 16 stycznia (incydent z Durczokiem) a 13 lutego (gdy weszliśmy do mieszkania z właścicielem) ktoś podrzucił do apartamentu akcesoria do brania narkotyków, kokainę oraz amfetaminę. Teoria jest wyssana z palca. Durczok był legitymowany na miejscu przez policję 16 stycznia o około 15.30, tuż po opuszczeniu mieszkania. Właściciele zrobili zdjęcia zaraz po wyjściu redaktora z apartamentu. W parametrach jednej z fotografii widać, że została wykonana 16 stycznia o 15.49. Na zdjęciu widać rulon do wciągania narkotyków i talerz z resztkami białego proszku. Właściciele mają również inne zdjęcia wykonane po południu 16 stycznia. Rzeczy są dokładnie ułożone tak, jak zastaliśmy je, wchodząc do apartamentu wraz z jego właścicielem w poprzedni piątek. To zaprzecza tezie o mistyfikacji i podłożeniu narkotyków. Rozumiem, że istnieje zjawisko takie, jak zawodowa solidarność. Jednak w tym przypadku przekracza ona wszelkie granice.

Reakcją wielu dziennikarzy jest ośmieszanie sprawy i wściekłe, osobiste ataki skierowane głównie przeciw Latkowskiemu. Ciekawy w tej sprawie jest dysonans między reakcjami tzw. środowiska medialnego i tzw.zwykłymi czytelnikami. Reakcja tych drugich jest w przeważającej części pozytywna dla nas. Dziennikarze, a i oni nas wspierają, robią to po cichu, anonimowo. Bo jest presja środowiska. Moim zdaniem rozumiana w chorobliwy, korporacyjny sposób. Niestety, niektóre z tych głosów odczytałem jako próbę zatrzymania publikacji o molestowaniu i mobbingu, które zapowiedzieliśmy. I które ukazują się w dzisiejszym numerze.

Proponuję prosty eksperyment myślowy. Zamieńcie państwo w tej historii tylko jedno. Nazwisko Durczoka na nazwisko szefa prawicowej gazety, na nazwisko księdza albo polityka. Jestem pewien, że reakcja byłaby o 180 stopni inna. Ktoś powie: Durczok nie jest politykiem. Odpowiem: wpływ Durczoka na polską politykę i na najważniejsze wydarzenia w kraju jest sto razy większy, niż były wpływy senatora Krzysztofa Piesiewicza, którego sprawę obyczajową szeroko opisywano! Wiele razy większy niż Przemysława Wiplera, który miał niesławną przygodę pod klubem Enklawa, czy Adama Hofmana, który zataczał się na ulicy w Elblągu. Durczok jest jedną z najbardziej wpływowych osób w kraju. Szefem jednego z najważniejszych dzienników telewizyjnych. Osobą będącą na szczycie rankingów zaufania. Piętnuje zakłamanie, dwulicowość, rozlicza innych, jest szefem i nauczycielem dla młodszych kolegów dziennikarzy i decyduje, jakie newsy zobaczą miliony widzów. Teoretycznie przecież Durczok mógł być takimi kompromitującymi materiałami szantażowany. Na przykład w ten sposób, żeby pewne tematy nie były poruszane. Albo żeby właśnie o nich opowiadać na antenie. Tego nikt nie bierze pod uwagę? I na koniec. Nie bardzo obchodzą mnie prywatne zwyczaje Kamila Durczoka. Dla mnie temat jest tam, gdzie jedna z najbardziej wpływowych osób w kraju barykaduje się w mieszkaniu, szarpie z właścicielem, jest spisywana przez policję. A w lokalu, z którego wychodzi, zostają jej osobiste rzeczy, akcesoria do brania twardych narkotyków, kokaina i amfetamina.

Więcej możesz przeczytać w 9/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.