Niepełnosprawni - dyskryminowani systemowo

Niepełnosprawni - dyskryminowani systemowo

Dodano:   /  Zmieniono: 
niepełnosprawny fot. magdal3na/Fotolia.pl 
Uziemieni w domach, skazani na łaskę innych. Urzędnicy i zwykli ludzie zamieniają życie osób niepełnosprawnych w katorgę.

Agata Osmolak z niewielkich Przelewic w Zachodniopomorskiem nieraz słyszała za plecami, że w sąsiedzkim sporze zasłania się niepełnosprawną córką. 13-letnia Ala cierpiąca na dziecięce porażenie mózgowe przez siedem miesięcy musiała wychodzić z własnego domu przez okno. To znaczy była z niego wynoszona. Najpierw wózek, na którym się porusza, a potem ona sama. – Ciężka jest bardzo – nie krył kierowca szkolnego busa, który pomagał Agacie Osmolak przenosić córkę. Ale nie wyobrażał sobie, żeby nie pomóc. Gdyby nie to, nastolatka nie miałaby jak wydostać się z domu, bo sąsiedzi zagrodzili wspólne podwórko. Sąsiedzki spór trwa, ale na szczęście, jak mówią Osmolakowie, sąd kazał sąsiadom udostępnić podwórko i Ala może normalnie wyjechać z domu.

PIES NIEPOŻĄDANY

Ludzka nieżyczliwość, zaniedbanie, ignorancja, nieznajomość przepisów. Wszystko to sprawia, że próba normalnego funkcjonowania w społeczeństwie staje się dla osób niepełnosprawnych prawdziwą gehenną. Wystarczy przejrzeć historie opisywane przez media w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Kraków. Niewidoma kobieta z psem przewodnikiem nie została wpuszczona do przychodni okulistycznej. Lekarz kazał jej przyjść z ludzkim opiekunem.

Bydgoszcz. Poruszająca się na wózku inwalidzkim kobieta nie może zamontować na schodach platformy, która umożliwi jej samodzielne wyjście z mieszkania na parterze. Na platformę nie zgodzili się sąsiedzi. W telewizyjnym reportażu zza uchylonych drzwi tłumaczyli, że nie będą mogli znieść roweru i co będzie, jak kiedyś zechcą kupić sobie kanapę? Lublin. Niepełnosprawna z psem asystującym została wyproszona z busa, „bo takie są wewnętrzne przepisy” firmy. Wieś Buczków w Małopolsce. Niepełnosprawna intelektualnie dziewczyna przez rok była przetrzymywana przez matkę w stajni. Pracownicy opieki społecznej nigdy nie sprawdzili, w jakich żyje warunkach – przyjmowali za dobrą monetę telefoniczne zapewnienia ciotki dziewczyny, że w domu jest wszystko w porządku. Pociąg pendolino na trasie Kraków- -Warszawa. Janina Ochojska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej, aby wsiąść do pociągu, musiała zdać się na życzliwość konduktorów, którzy ruszyli jej na pomoc. Najnowocześniejszy pociąg w Polsce nie jest przystosowany dla osób niepełnosprawnych, a Ochojska porusza się o kulach.

TYLKO JEDEN SCHODEK

Piotr Todys, prezes Fundacji TUS zajmującej się aktywizacją społeczną i zawodową osób niepełnosprawnych, podkreśla jednak, że w porównaniu z tym, co było 25 lat temu, to i tak niebo a ziemia. – Dawniej osoby niepełnosprawne nie istniały. Nie mówiło się o nich, o ich potrzebach. Nie pasowały do wizji idealnego państwa – opowiada.

– Dziś wreszcie mówimy o prawach osób niepełnosprawnych. Ale wciąż od krajów zachodnich dzieli nas wielka przepaść, także mentalna. 25 lat to zdecydowanie za krótko, żeby ukształtować właściwe postawy. W jego opinii niepełnosprawni są wciąż przez wielu postrzegani niemal jak kosmici, obcy. – Nie ma ich w podręcznikach szkolnych, mało które dziecko ma możliwość pobawić się z kolegą czy koleżanką na wózku albo z osobą niewidomą czy niesłyszącą. Społeczna integracja osób niepełnosprawnych i zdrowych kompletnie leży, a w wielu małych miejscowościach chore dziecko jest uważane za karę boską dla rodziców, coś, czego należy się wstydzić – mówi Todys. Jego zdaniem potrzebujemy co najmniej kolejnego ćwierćwiecza, aby choć trochę dorównać europejskim standardom z Berlina, ze Sztokholmu czy z Londynu.

O Londynie lubi opowiadać Agnieszka Filipkowska, autorka bloga AgaFilka.blox. pl. Ma 34 lata i cierpi na rdzeniowy zanik mięśni. Porusza się na wózku. Na co dzień w rodzinnych Gliwicach, ale niedawno odwiedziła stolicę Wielkiej Brytanii. – Od momentu wyjścia z samolotu mogłam być tam zupełnie samodzielna. Taksówki, autobusy, metro, wszystko jest przystosowane do potrzeb niepełnosprawnych. Najmniejsza nawet spelunka ma toaletę, do której bez problemu wjadę wózkiem – wylicza. A w Polsce? – Tu się chyba uważa, że niepełnosprawny może się wybrać najwyżej do przychodni i do kościoła. A przecież ja, oprócz tego, że nie mogę chodzić, jestem normalną osobą! Lubię i chcę sama robić zakupy, mam czasem ochotę pójść z przyjaciółmi na piwo. I nie potrafię zrozumieć, dlaczego jeśli otwiera się nową restaurację czy bank w nowoczesnym parterowym budynku, na wejściu stawia się schodek. Tylko jeden. Ale dla mnie to oznacza, że bez pomocy do tego budynku nie wejdę – mówi.

A POTEM PŁACZE

Agnieszka dużo podróżuje, więc zdaje sobie sprawę, jak mogłoby być. – Zwiedziłam pół świata, ale Zamku Piastowskiego w moich Gliwicach nie mogę zwiedzić. Nie jest przystosowany do poruszania się wózkiem, a urzędnicy zasłaniają się tym, że to zabytek. A Luwr nie jest zabytkiem? I piękne bawarskie zamki nie są zabytkami? Różnica jest taka, że tam mogłam wejść – mówi. Uważa, że nie powinna siedzieć cicho, że trzeba głośno mówić o swoich potrzebach. Jedna z wielu podobnych sytuacji: Agnieszka razem z opiekunką jest w banku, zadaje pytanie pani z obsługi. A pani odpowiada nie Agnieszce, a opiekunce. – Mówię wtedy, że mam chore tylko nogi, a głowę zupełnie zdrową. Zazwyczaj ich wtedy zatyka. Ale nie każdy tak potrafi, wiele osób przemilcza, odpuszcza, a potem płacze godzinami w domu, kiedy już nikt nie widzi. Ja walczę, bo wiem, że nikt za mnie tego nie zrobi – mówi. Walczy na przykład z właścicielami sklepów obuwniczych, którzy ustawiając konstrukcje z pudełek, zostawiają tak wąskie ścieżki, że nawet chodząca osoba z trudem się przeciska.

Wywalczyła też, że do jednego z gliwickich centrów handlowych może wchodzić ze swoją Koką, suką, którą szkoli na psa asystenta. Koka zastępuje jej ręce: potrafi otworzyć drzwi, podać telefon czy klucze, jeśli upadną, a teraz uczy się poprawiać opadającą Agnieszce głowę. Walczy też, żeby Koka mogła wejść do autobusu. – Nie z kierowcą, nie z ochroniarzem, ale z tymi, którzy takie zakazy wydają. Tym bardziej że są one niezgodne z prawem – mówi Agnieszka.

KAŻDY BY CHCIAŁ

Piotr Todys doskonale wie, o czym mówi gliwiczanka. Jednym z sukcesów jego fundacji jest stworzenie „Niepełnosprawnika”, czyli bazy dostępnych dla osób niepełnosprawnych miejsc publicznych w Warszawie, Poznaniu, Gdańsku i we Wrocławiu. Przygotowując tę bazę, sprawdzili na przykład, dokąd można wejść z psem asystującym. Ustawa o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych wymienia kilkadziesiąt kategorii takich obiektów. Należą do nich urzędy, poczty, ale też kina, teatry, przychodnie czy parki narodowe. Z psem teoretycznie można też polecieć samolotem i popłynąć statkiem. Tymczasem ludzie tworzący „Niepełnosprawnik” w co dziesiątym z wymienionych w ustawie obiektów słyszą: „Nie ma takiej możliwości”. Todys podaje też przykłady, które pokazują nawet nie obojętność, ale wręcz wrogość społeczeństwa wobec osób domagających się uwzględnienia potrzeb wynikających z ich stanu zdrowia. – W Warszawie rodzina niepełnosprawnej osoby starała się o miejsce parkingowe bliżej klatki schodowej. Sąsiedzi się nie zgodzili, „bo każdy by chciał mieć miejsce pod samą klatką” – opowiada. Nawet nie chce mu się wspominać o bezmyślnym zajmowaniu miejsc parkingowych dla niepełnosprawnych przez ludzi jak najbardziej sprawnych, co wciąż zdarza się nagminnie. Agnieszka Filipkowska ma dla takich ludzi przesłanie: – Nie daj Boże, żeby tak się stało, ale i oni mogą kiedyś naprawdę potrzebować takiego miejsca. Sprawność nie jest nam dana raz na zawsze. Każdy z nas, dziś zdrowy i sprawny, jutro może być zależny od dobrej woli innych ludzi.

DYSKRYMINOWANI SYSTEMOWO

Anna Błaszczak, która w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich zajmuje się problemami dyskryminacji, wylicza, że 36 proc. spraw z tego zakresu dotyczy właśnie dyskryminacji ze względu na niepełnosprawność. Ponad 300 przypadków rocznie. Błaszczak uważa jednak, że w rzeczywistości jest ich dużo więcej, bo przecież nie wszyscy proszą o pomoc RPO. Jej zdaniem błędny jest już sam system orzekania o niepełnosprawności. – Ocenia się jedynie stopień niepełnosprawności, a zupełnie pomijane są kwestie potrzeb, jakie ma dana osoba – mówi.

Przygotowywane właśnie przez RPO sprawozdanie z wykonania przez Polskę Konwencji o prawach osób niepełnosprawnych pokazuje wiele innych niedociągnięć naszego systemu. Na przykład to, że polski ustawodawca bezterminowo wyłączył obowiązek dostosowania infrastruktury kolejowej do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Albo to, że osoby głuche, które chciałyby uzyskać prawo jazdy, nie zawsze mogą skorzystać podczas egzaminu z usług tłumacza języka migowego. Zresztą w co czwartym polskim urzędzie nie ma takiego tłumacza, chociaż powinien być. Z raportu RPO wynika, że na rynku pracy aktywna jest jedynie co szósta osoba z niepełnosprawnością. Dzisiaj w Polsce żyje blisko 4,7 mln osób z niepełnosprawnościami. To ponad 12 proc. całego społeczeństwa. 

(Artykuł opublikowany w 2/2015 nr tygodnika Wprost)
Więcej ciekawych artykułów przeczytasz w najnowszym wydaniu "Wprost",
który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.


"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay