Barbara Nowacka: Wiele osób nadal wierzy w zamach smoleński

Barbara Nowacka: Wiele osób nadal wierzy w zamach smoleński

Dodano:   /  Zmieniono: 
Katastrofa smoleńska (fot. Wikipedia) 
- Rządzący popełnili grzechy naiwności, zaniedbania, może czasami dziecinnej złośliwości, że w ogóle były zorganizowane dwa wyjazdy do Smoleńska - mówiła w RMF FM Barbara Nowacka.
Prokuratorzy zaprezentowali wyniki prac 21 biegłych, którzy przygotowali kompleksową opinię wyjaśniającą przyczyny katastrofy smoleńskiej. - Prokuratura oskarża, poczekamy, jakie będą też ruchy ze strony rosyjskiej, co wydaje się dosyć istotne z takiej perspektywy historycznej, późniejszej układanki faktów. Dobrze też byłoby, żeby wszystkie Polki i Polacy w pewnym momencie mieli jasność, jak wyglądała katastrofa - stwierdziła Barbara Nowacka.

Jej zdaniem, wiele osób nadal wierzy w zamach. -Są podsycani w swoich teoriach zamachowych, jest to wykorzystywane stricte do celów politycznych. Przecież jak łatwo jest spolaryzować scenę polityczną i pokazać swoją wizję Polski na podstawie tego, że to wszystko było zamachem - mówiła.

"Dlaczego miałby być zamach i na kogo?"

Nowacka nie wierzy, że w Smoleńsku doszło do zamachu. - Póki co nic z tego, co przeczytałam, nie przekonało mnie. Nie widzę powodów, nikt nie powiedział, dlaczego miałby być zamach i na kogo - wyjaśniła. Stwierdziła, że "prezydent i tak by się zmienił prawdopodobnie". - Szanse wyborcze Lecha Kaczyńskiego wtedy nie były specjalnie wielkie. Być może nawet by wygrał, ale nadal Polska nie jest państwem aż tak niezależnym, żeby potrzebne było jakieś specjalne uderzenie w nią. Nasza armia, niestety, wiemy, jaka jest. Oczywiście dużą stratą jest strata ważnych generałów, natomiast też nie ma to kluczowego znaczenia w polityce światowej - przekonywała.

"Najbliżsi ofiar po prostu chcą zrozumieć"
Nowacka oceniła, że są ludzie, którzy drążą temat Smoleńska z dobrej woli. - Absolutnie są ludzie, którzy robią to pełni dobrej woli, zaangażowania, chęci wyjaśnienia - choćby najbliżsi ofiar katastrofy, tacy jak Małgorzata Wassermann, która po prostu bardzo chce zrozumieć, drąży sprawę, a przez to, jak była traktowana przez polskie władze przez pierwsze pół roku, narosły w niej, podejrzewam, podejrzenia, których właściwie - myślę - z jej perspektywy ciężko nie mieć - mówiła. 

Przyznała, że sama ma żal do polityków, "którzy wtedy odpowiadali za właściwe, podległe im służby". - Ja w ogóle nie mogę się cały czas nadziwić: jak w takiej sytuacji, kiedy nawala kilka resortów, żaden minister nie czuje się odpowiedzialny na tyle, żeby powiedzieć: panie premierze, to w moim resorcie też było złe. Myśmy nie usłyszeli nigdy z ust tych, którzy byli wtedy ministrami, że wiedzą, że to ich resorty nawaliły. Przecież nikt wtedy nie stawiał by ich pod ścianą, ani na ławie oskarżonych. Ja mówię o takich prostych, ludzkich, godnościowych odruchach. Tego trochę zabrakło. Może nawet nie trochę. Może po prostu zabrakło. Zabrakło takiego rachunku sumienia całej klasy politycznej, bo fakt że lecieli starym samolotem spowodowany był tym, że wszyscy rządzący bali się tabloidów i bali się kupić samolotu, żeby nie czytać o sobie, jak to wydają publiczne pieniądze na siebie. Proszę zobaczyć, co się dzieje teraz: minęło pięć lat prawie. Cały czas nasi przedstawiciele, najwyższych władz państwowych nie mają bezpiecznego samolotu, latają czarterowanym samolotem - stwierdziła.

Raport ws. katastrofy

Zespół biegłych został powołany latem 2011 roku przez Naczelną Prokuraturę Wojskową. Prok. Ireneusz Szeląg opisując wnioski przedstawione przez biegłych zaznaczył, że wskazali oni, że pierwszą i bezpośrednią przyczyną katastrofy było niewłaściwe działanie załogi. - Były to działania nieadekwatne do panującej sytuacji meteorologicznej - powiedział.

Biegli mieli wskazać także na naruszenia reguł określonych w instrukcji użytkowania samolotu. Za nieprawidłowe działania uznano także dobór załogi. Spośród załogi jedynie technik posiadał uprawnienia do tego typu lotu. Dodano, że dowódca nie miał uprawnień do lądowania w warunkach, jakie panowały w Smoleńsku.

Zarzuty dla rosyjskich kontrolerów lotu

Na podstawie kompleksowej opinii biegłych prokuratura zadecydowała o postawieniu zarzutów dwóm kontrolerom lotu z lotniska w Smoleńsku. Mają one dotyczyć sprowadzenia bezpośredniego zagrożenia w ruchu lotniczym i nieumyślnego sprowadzenia katastrofy lotniczej. Do Rosji przesłano już wniosek NPW w tej sprawie. NPW dodało, że analiza przebiegu lotu została pozbawiona elementów dotyczących działań kontrolerów lotu.

Prokuratura zaznaczyła, że zagrożenie karą w tym wypadku to pozbawienie wolności w wymiarze od 6 miesięcy do 6 lat.

"Wszystkie urządzenia działały prawidłowo"

Płk Ryszard Filipowicz przedstawił też ustalenia dotyczące przebiegu lotu. Jak poinformowała prokuratura pierwszą przeszkodą, jaką napotkał Tu-154 M, była brzoza. Drzewo miało zostać ścięte przez skrzydło samolotu. Następną przeszkodą jaką napotkała maszyna była topola. Samolot zetknął się z ziemią w odległości 512 metrów od drogi startowej. - Do zderzenia się z ziemią wszystkie urządzenia działały prawidłowo. Stan załogi nie miał wpływu na powstanie katastrofy - zaznaczył płk Filipowicz.

Na elementach konstrukcyjnych skrzydła odnaleziono ślady zniszczeń mechanicznych. Nie stwierdzono śladów mogących świadczyć, że doszło do wybuchu, działania ognia czy wysokiej temperatury.

W ocenie biegłych rozkład szczątków samolotu jest naturalnym, fizycznie uzasadnionym skutkiem zderzenia samolotu z ziemią.

Cała opinia dostępna tylko dla rodzin ofiar

Prokuratorzy pytani o to, czy biegli badali, czy w kokpicie lub jego pobliżu znajdował się gen. Andrzej Błasik stwierdzili, że nie wykluczyli oni jego obecności. Dodali, że w lotnictwie wojskowym nie obowiązuje bezwzględnie zasada sterylności kokpitu. Obecność osób postronnych jest dopuszczalna, jeśli wyrazi na to zgodę kapitan. - Dowódca nie wypraszał nikogo z kokpitu - podkreślił prok. Szeląg.

Na pytanie o to, dlaczego prokuratorzy nie wzięli pod uwagę wniosków o powołanie biegłych wskazanych przez rodziny ofiar, stwierdzono, że prokuratura kieruje się innymi kryteriami doboru biegłych. Zaznaczono, że prokuratorzy kierowali się kryteriami merytorycznymi przy zachowaniu zasady bezstronności biegłego.

Śledczy zaznaczyli, że prokuratura wojskowa nie może zajmować się wątkiem ewentualnej odpowiedzialności ówczesnego szefa KPRM Tomasza Arabskiego w sprawie katastrofy smoleńskiej. Dodano, że sprawa zostanie przekazana do prokuratury Warszawa-Praga.

Stwierdzono także, że dla rodzin ofiar katastrofy dostępna będzie opinia biegłych w pełnym zakresie. Prokuratura podkreśliła, że cała opinia nie będzie dostępna dla opinii publicznej m.in. ze względu na dane wrażliwe (dotyczące na przykład stanu zdrowia) jakie są w niej zawarte.

Katastrofa smoleńska

W katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski oraz dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych wraz z szefem Sztabu Generalnego gen. Franciszkiem Gągorem. Na pokładzie znajdowała się także liczna reprezentacja Sejmu i Senatu oraz urzędnicy Kancelarii Prezydenta.
RMF FM, TVN24