Mecenas Kaczyńskich o stenogramach: Prokuratura odmówiła wydania nam skanów

Mecenas Kaczyńskich o stenogramach: Prokuratura odmówiła wydania nam skanów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wrak w Smoleńsku (fot.PRSteam.net/CC)
- Ta opinia jest przygotowana pod z góry przyjętą tezę - powiedział pełnomocnik Jarosława oraz Marty Kaczyńskich, mecenas Piotr Pszczółkowski o nowych stenogramach z rozmów prowadzonych w kokpicie Tu-154 M, który rozbił się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. - Jestem zdumiony, że państwu udało się wejść w posiadanie skanów dokumentów, których wydania jako pełnomocnik ponad dwudziestu rodzin domagam się bezskutecznie od marca - dodał w rozmowie z RMF FM. Zaznaczył w rozmowie z portalem Niezależna.pl, że rozmawiał już z prokuratorem prowadzącym sprawę. - Prokuratura odmówiła wydania nam skanów z opinii w znacznym stopniu uniemożliwiając merytoryczną pracę nad tym, nazwijmy to – dokumentem. Natomiast widzę, że dziennikarze mają do tego swobodny dostęp - stwierdził.
- Kwestia odsłuchu i nowinek technicznych, jakie były deklarowane przez biegłych w tej sprawie ma charakter wtórny do chęci zaprezentowania prokuraturze takich treści zapisów, jakie już wcześniej pewne osoby miały ochotę opinii publicznej przedstawić - powiedział Pszczółkowski. - Tam są treści, które w internecie są znane od czasu zanim pan Artymowicz pojechał do Rosji. Na niektórych blogach internetowych znajdują się publikacje ze stycznia 2014 roku. Pan Artymowicz miał możliwość pojechania do Moskwy, robienia zrzutu a następnie - jak twierdzi - uzyskania pewnych nowych informacji w zakresie odsłuchu tego, co było w kokpicie dopiero w lutym. Powstaje zatem pytanie, skąd taki cudowny zbieg okoliczności, że pan Artymowicz wysłuchał w lutym 2014 roku coś, o czym niektórzy blogerzy internetowi lansujący tezy rządowe tzw. przebiegu katastrofy pisali już w styczniu 2014 roku. Sprawa wydaje się dosyć oczywista i dość prymitywnie naświetlona - ktoś się po prostu pomylił i nie dopilnował pewnych rzeczy - dodał.

Pszczółkowski podkreślił, że oczekuje stanowiska prokuratury w tej sprawie. Wyraził też przekonanie, że opinia biegłych jest "zrobiona pod pewnego rodzaju tezę i zamówienie". - Należy to traktować w sposób bardzo poważny, tak aby wyciągnąć konsekwencje wobec osób, które kpią sobie ze społeczeństwa i naruszają pamięć pilotów i szefa Sił Powietrznych. Dochodzi tutaj wyraźnie do matactw i ta kwestia musi zostać wyjaśniona przez prokuraturę - stwierdził mecenas.

Nowe odczyty z rejestratora kokpitu

RMF FM dotarło do najnowszej opinii biegłych, którzy odczytywali zapis rejestratora rozmów w kokpicie prezydenckiego Tu-154 M. Eksperci zdołali odczytać o 1/3 słów więcej niż przy poprzednim badaniu. Stenogram rzuca zupełnie inne światło na to, co działo się w kokpicie przed katastrofą.

Zgodnie ze stenogramem sporządzonym przez biegłych w kabinie pilotów, do samego końca, przebywała osoba opisana jako DSP, czyli Dowódca Sił Powietrznych. Miała ona pozostać w kokpicie mimo wezwań stewardessy do zajęcia miejsc. To tej osobie biegli przypisują słowa dotyczące prób lądowania: "Faktem jest, że my musimy to robić, do skutku". Po pierwszym komunikacie "TERRAIN AHEAD" miał oczekiwać od załogi "Po-my-słów", zachęcał też pilota "Zmieścisz się śmiało". Sugestie o konieczności lądowania miały paść również z ust dyrektora protokołu dyplomatycznego Mariusza Kazany.  

W ostatnich 20 minutach lotu magnetofon w kokpicie zarejestrował 7 prób uciszania innych osób. Na 2,5 minuty przed katastrofą pada "ku(...), przestańcie proszę".

Piwko na pokładzie

Biegli odczytali także rozmowę, która miała miejsce na 30 minut przed katastrofą. Jeden z członków załogi (raczej nie piloci) miał mówić o piciu piwa w czasie lotu. Rozmowa niezidentyfikowanych osób w kokpicie: -  Co to jest?  - Piwko, a ty nie pijesz?

Po dwóch minutach stewardessa pyta niezidentyfikowaną osobę: "Wypijesz?". W odpowiedzi pada przeciągłe "Taaak".

Nowa kopia

Stenogram opracowano na podstawie kopii zapisu rejestratora dźwięku zarejestrowanej podczas wizyty w Moskwie w lutym 2014. Poprzednie badania wykonywano na kopii zapisu przechowanego w Moskwie rejestratora MARS. Biegli prokuratury wojskowej ujawnili, że w Tu-154M w rejestratorze wykorzystano taśmę niezgodną ze specyfikacją producenta. Spowodowało to, że rozmowy są zaszumione.

Biegli zakwestionowali też wnioski Krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, że rejestrator mógł zarejestrować rozmowy z prezydenckiej salonki, czyli z odległości 5 metrów od wejścia do kokpitu. Eksperci stwierdzili, że przy włączonej awionice wypowiedzi osób znajdujących się w odległości metra od wejścia do kabiny pilotów są już nieczytelne.

RMF FM, Niezależna.pl