Przeciek w Białym Domu

Przeciek w Białym Domu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Biały Dom: źródłem przecieku, mającego zdyskredytować krytyka doniesień wywiadu na temat Iraku, nie jest czołowy doradca polityczny prezydenta Busha, Karl Rove,
Przeciek, który wyszedł z Białego Domu, dotyczy ujawnienie tożsamości agentki CIA - żony byłego ambasadora i krytyka administracji prezydenta Busha. Zdemaskowanie tożsamości agenta CIA naraża na szwank tajemnice wywiadu i jest poważnym przestępstwem, za które grozi do 10 lat więzienia.

Dyrektor agencji George Tenet zwrócił się do Ministerstwa Sprawiedliwości o wszczęcie śledztwa w tej sprawie. Jednak Demokratyczny senator z Nowego Jorku Charles Schumer i  inni Demokraci, w tym czołowi kandydaci do nominacji prezydenckiej: kongresman Richard Gephardt i były gubernator stanu Vermont, Howard Dean mają wątpliwości, czy Ministerstwo Sprawiedliwości przeprowadzi uczciwe dochodzenie w sprawie podejrzeń wobec wysokich funkcjonariuszy rządu.

Biały Dom odrzuca ich apele, by powołać specjalną komisję śledczą do zbadania sprawy, choć deklaruje pełną współpracę w dochodzeniu w sprawie przecieku. Jego urzędnicy zadeklarowali, że gotowi są udostępnić rejestr rozmów telefonicznych z Białego Domu. Resort sprawiedliwości jest "właściwym kanałem" do załatwienia tego incydentu - oświadczyła doradczyni prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Condoleezza Rice.

W podobnych sytuacjach w USA powoływano tzw. specjalnego (albo niezależnego) prokuratora. Latem 1999 r. wygasła jednak ustawa sankcjonująca tę instytucję. Kongres dotychczas jej nie przedłużył wskutek sporów politycznych. Zdaniem Demokratów, niezależny prokurator miał bowiem na mocy ustawy zbyt dużą władzę, czego miała dowieść działalność Kennetha Starra, powołanego do zbadania afery Whitewater. Zajmował się on także skandalem "Monicagate" i doprowadził do oskarżenia przez Kongres prezydenta Clintona.

Mimo braku ustawy, minister sprawiedliwości może jednak sam powołać niezależnego prokuratora do zbadania zarzutów przeciwko członkom rządu.

Jak podał w sobotę "Washington Post", tożsamość żony byłego ambasadora USA w Afryce Josepha C. Wilsona, która pracuje w CIA jako analityk mieli ujawnić dziennikarzom w lipcu dwaj przedstawiciele Białego Domu. Miało to zdyskredytować byłego ambasadora, który w 2002 r. po podróży do Nigru - gdzie został wysłany do zbadania, czy Saddam Husajn usiłował kupić w tym kraju uran do produkcji broni atomowej - powiedział publicznie, że nie ma na to żadnych dowodów. Mimo to prezydent Bush zawarł w swoim orędziu o stanie państwa w styczniu br., fałszywą, jak się okazało, informację o rzekomych irackich próbach nabycia uranu w Afryce, wykorzystując ją jako jeden z argumentów za wojną z Irakiem. Podważyło to wiarygodność prezydenta i jego współpracowników.

Zdaniem Wilsona, Biały Dom zwrócił uwagę mediów na jego żonę po to, aby zasugerować, że został wysłany w specjalnej misji do Nigru tylko dzięki jej poparciu. Żona Wilsona, Valerie, zajmuje się w CIA bronią masowego rażenia. Urzędnicy administracji ujawnili jej panieńskie nazwisko, Plame, którego używała na placówkach za granicą, pracując tam dla CIA.

Przeciek na jej temat wykorzystał w lipcu jako pierwszy znany komentator "Washington Post" Robert Novak.

em, pap