Życie wieczne Pana Cogito

Życie wieczne Pana Cogito

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zbigniew Herbert zmarł podczas burzy nad ranem 28 lipca. Ta przeczuwana w niedawno wydanym tomiku ostatnia burza będzie istniała wiecznie, utrwalona w poetyckim pożegnaniu ze światem. "Epilog burzy" okaże się prologiem do pośmiertnego życia twórczości Herberta, który będzie z nami i z następnymi pokoleniami, bo tacy jak on nie przemijają, chociaż umierają.
Zbigniew Herbert (1924-1998)

Tak dobrze poznał piekło ziemi, wojny, wygnania, totalitarne systemy, wielkie zdrady i małe podłości, a w swej poezji bynajmniej jednak nie tęsknił do niebiańskiego raju. Jako człowiek i poeta zanurzony był w życiu zachwycającym i nie do zniesienia, w wielorakich radościach i zarazem w nieustannym cierpieniu. Wiele podróżował, lecz inaczej niż współczesny turysta. W tomie esejów "Barbarzyńca w ogrodzie" pisał o swoim obcowaniu ze świątyniami greckimi jak o wielkiej, osobistej przygodzie: "Teraz snują się tu wycieczki, przewodnik beznamiętnym głosem podaje wymiary świątyni z dokładnością buchaltera. Uzupełnia także liczbę brakujących kolumn, jakby przepraszając za ruinę. Wskazuje ręką ołtarz, ale ten porzucony kamień nikogo nie wzrusza. (...) Krótki wypad z autokaru nie daje pojęcia o tym, czym jest świątynia grecka. Trzeba spędzić wśród kolumn przynajmniej jeden dzień, aby zrozumieć życie kamieni w słońcu. Zmieniają się one zależnie od pory dnia i roku. Rankiem wapień Paestum jest szary, w południe miodowy, o zachodzie słońca płomienisty. Dotykam go i czuję ciepło ludzkiego ciała. Jak dreszcz przebiegają po nim zielone jaszczurki". W twórczości Herberta obcowanie ze światem minionym dokonuje się nie poprzez zwyczajne, powierzchowne oglądanie, lecz przez widzenie, pogłębione cierpliwie zdobywaną wiedzą, wyobraźnią, a nade wszystko zupełnie wyjątkowym talentem współodczuwania, emocjonalnym kontaktem z bliźnimi sprzed wieków. Czas i przestrzeń zostają w tej poezji i eseistyce poddane prawom psychiki, która w sposób sobie właściwy miesza je i włącza w indywidualne doświadczenie. Kiedy Herbert wychodzi z groty Lascaux, zobaczywszy po raz pierwszy rysunki zwierząt utrwalonych 15 tys. lat temu, czuje się trochę innym człowiekiem. Całym sobą poznał praprzodków, o których przedtem wiedział tylko zdawkowo, teoretycznie: "Mimo że spojrzałem, jak to się mówi, w przepaść historii, nie miałem wcale uczucia, że wracam z innego świata. Nigdy jeszcze nie utwierdziłem się mocniej w kojącej pewności: jestem obywatelem Ziemi, dziedzicem nie tylko Greków i Rzymian, ale prawie nieskończoności. To jest właśnie ludzka duma i wyzwanie rzucone obszarom nieba, przestrzeni i czasu". Pisano (a poświęcono mu ponad trzysta prac!), że Herbert był poetą niewiele mówiącym o sobie, że z humorem i autoironią krył się za mądrym, lecz także niewydarzonym, poważnym i jednocześnie błazeńskim Panem Cogito, bohaterem wielu jego utworów. Herbert odkrywał swoją najgłębszą osobowość w tej - właściwej mu w stopniu maksymalnym - potrzebie rozszerzenia swojego życia oraz twórczości o wyobraźnię artystów odległych w czasie. Nie uciekał przed teraźniejszością, uczestniczył w tym, co się działo, pod koniec życia angażował się wręcz frenetycznie, bezpośrednio, jednoznacznie do tego stopnia, że tracił kontakt z przyjaciółmi bardziej letnimi, ale ostrożniejszymi, wyważającymi wszystkie racje, szukającymi kompromisu. Ale teraźniejszość nigdy nie wystarczała mu do poczucia własnej, osobowej pełni. Kultura śródziemnomorska była mu potrzebna do życia jak chleb powszedni. Zdobywał erudycję, nie mając na celu uniwersyteckiej kariery, naukowego popisu. Należał do cudownych, zdarzających się już coraz rzadziej entuzjastów, którzy nie chcą zgubić wiedzy w wiadomościach (jak pisał Eliot), ale poprzez możliwie najbardziej dokładne poznanie pragną osiągnąć mądrość. Dla Herberta poznanie wymagało udziału rozumu, intuicji i wszystkich pięciu zmysłów. Był artystą kochającym konkret i szczegół. Jego poetycka wyobraźnia nie lubowała się w metaforach, w dziwnych, zaskakujących obrazach - "fortepian na szczycie Alp/ grał mu fałszywe koncerty", "dżungle skłębionych obrazów nie były jego ojczyzną". Jego styl był przezroczysty, nie narzucał się jako główny cel, jako popis. Miał przylegać do istoty rzeczy, którą poeta ścigał i chciał przekazywać z maksymalnym skupieniem, prostotą. Tak właśnie przywoływał doświadczenia sprzed wieków i tak opisywał konkretne sprawy dnia dzisiejszego, a nawet najzwyklejsze i bardzo przez niego miłowane przedmioty. Po debiutanckiej "Strunie światła (1956 r.) i tomiku "Hermes, pies i gwiazda" (1957 r.) opublikował "Studium przedmiotu" (1961 r.), w którym zachwyt nad najprostszymi zjawiskami ziemi i sprzętami codzienności ludzkiej wyraził w sposób genialny. Wiersz "Kamyk" z tego tomu może być manifestem całej postawy poetyckiej Herberta (chyba dlatego ostatni, skomponowany przez autora wybór jego wierszy, został przez niego zamknięty "Kamykiem"). Można napisać o tym wierszu syntetyczny, interpretacyjny esej ukazujący filozofię,
poetykę, wyobraźnię i postawę Herberta wobec świata. Przed laty zrobił to Jarosław Marek Rymkiewicz, analizując niepowtarzalny Herbertowski opis zwykłego sprzętu: krzesła. Warto by się też pokusić o interpretację liryku o wielkim pięknie i znaczeniu: "Stołek". Nie zawsze pamięta się o takiej poezji Herberta, zajmując się głównie jego związkami z kulturą śródziemnomorską, mitologią i buntem przeciwko dwudziestowiecznym zniewoleniom. Do najbardziej znanych wierszy poety należą utwory stykające naszą współczesność z arcydziełami dawnej literatury, malarstwa, mitologii, religii (np. "Do Apollina", "Do Ateny", "O Troi", "Do Marka Aurelego", "Dedal i Ikar", "Apollo i Marsjasz", "Mona Liza", "Tren Fortynbrasa", "Stary Prometeusz", "Historia Minotaura"). Można by długo wymieniać tytuły, do wierszy dodać wiele esejów z tomów "Barbarzyńca w ogrodzie" oraz "Martwa natura z wędzidłem", a także niektóre sztuki, m.in. "Jaskinię filozofów". Jest to bogaty nurt twórczości Herberta, często cytowany i efektywnie interpretowany. O Herbercie moraliście, buntowniku i sumieniu epoki napisano tak dużo - powtarza się to w każdym kolejnym artykule - więc nie będę analizować wielu innych utworów na czele ze słynną "Kołatką" ("suchy poemat moralisty/ tak - tak/ nie - nie") lub równie często cytowanym "Przesłaniem Pana Cogito" (ze strofą dziś właśnie budzącą dreszcz: "niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda/ dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają/ pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę/ a kornik napisze twój uładzony życiorys"). Ale śmierć to przejście do grona przodków: Gilgamesza, Hektora, Rolanda, więc ostatnie słowa wiersza brzmią "Bądź wierny Idź". Gdyby w tej poezji nie było wieloznacznego dystansu, autoironicznego humoru, można by autora posądzić o nazbyt heroiczną stylizację lub zadufaną pewność, że prawda jest zawsze i wyłącznie po jego stronie. Herbert nie bez powodu jednak często posługuje się paradoksami, pewność bywa u niego niepewna, jasność ciemna, droga kręta, a nie prosta jak strzelił. Powołam się tylko na "Modlitwę Pana Cogito - Podróżnika", w której dziękuje Bogu, że stworzył "świat piękny i bardzo różny", ale prosi też o wybaczenie: "wybacz - że myślałem tylko o sobie gdy życie innych okrutnie nieodwracalne krążyło wokół mnie jak wielki astrologiczny zegar u świętego Piotra w Beauvais/ że byłem leniwy roztargniony zbyt ostrożny w labiryntach i grotach/ a także wybacz że nie walczyłem jak lord Byron o szczęście ludów podbitych i oglądałem tylko wschody księżyca i muzea". I jeszcze prośba: "żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne cierpienia/ a nade wszystko żebym był pokorny to znaczy ten który pragnie źródła". Trzeba koniecznie odczytać tę stronę poezji Herberta, bo również dzięki niej jest to wielki poeta. Nie wznosił przecież sobie pomnika ze spiżu. Pożegnał się z nami w "Epilogu burzy" wstrząsającym "Brewiarzem", w którym patrzył na całość swego życia dalekiego od harmonii i doskonałości. "Ta strofa wiecznie będzie trwała i łez jej stanie" - można powtórzyć za wieszczem, gdy przy każdej lekturze tego wiersza Herberta czujemy ucisk w gardle. A teraz rozpoczęło się życie wieczne Pana Cogito, które on sam wyobrażał sobie nie najlepiej, prześmiewczo, samoobronnie w wierszu "Przeczucia eschatologiczne Pana Cogito". A teraz Pan Cogito zdaje się nie wiedzieć, że życie pośmiertne poety często trwa jeszcze intensywniej po jego odejściu. W tomiku "Napis" z roku 1969 pojawiło się już zmartwienie, co będzie z wierszami po śmierci ich autora:

"co będzie kiedy ręce odpadną od wierszy gdy w innych górach będę pił suchą wodę
powinno to być obojętne ale nie jest"


Wieczność Pana Cogito nie jest w rękach Boga, bo jego stworzycielem jest poeta Zbigniew Herbert. "Co będzie z wierszami", zależy od nas. Wieczność Herberta jako pisarza jest w rękach nas wszystkich, czytelników. Nie mam żadnych wątpliwości, że będzie trwała przez pokolenia, bo jest to jeden z największych poetów XX w. Czytajmy go uważnie, nie popadając w żadne stereotypy odbioru. Piszę ten tekst w dniu jego pogrzebu, więc chcę przypomnieć, jak on sam, jeszcze młody (utwór pochodzi z tomiku "Studium przedmiotu"), wyobrażał sobie swoje bytowanie po śmierci: "Jeśli po śmierci zechcą nas przemienić w zeschły płomyczek, który chodzi po ścieżkach wiatrów - należy zbuntować się. Na nic wiekuisty wypoczynek na łonie powietrza, w cieniu żółtej glorii, wśród mamrotania dwuwymiarowych chórów. Trzeba wstąpić w kamień, w drzewo, w wodę, w szpary furty. Lepiej być skrzypieniem podłogi niż przeraźliwie przezroczystą doskonałością".

Więcej możesz przeczytać w 32/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.