Budżet na kryzys? (aktl.)

Budżet na kryzys? (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nad finansami publicznymi wisi groźba kryzysu, ale program ministra finansów daje szanse jego uniknięcia - twierdził w Sejmie wicepremier Jerzy Hausner. Innego zdania jest opozycja.
Rządowy projekt zakłada deficyt na poziomie 45,5 mld zł, dochody w wysokości 152 mld 750 mln zł i wydatki na poziomie 198 mld 250 mln zł. Rząd przewiduje wzrost produktu krajowego brutto z 3,5 proc. w tym roku do 5 proc. w 2004 roku. Średnioroczna inflacja ma  wzrosnąć w 2004 roku do 2 proc. z 0,7 proc. zapisanych w  tegorocznej ustawie budżetowej. Stopa bezrobocia w przyszłym roku ma spaść o 0,6 punktu procentowego w porównaniu z 2003 r. i  wynieść 17,8 proc.

Przedstawiając projekt ustawy budżetowej na przyszły rok minister finansów Andrzej Raczko podkreślił, że jest to pierwszy budżet, który musi uwzględniać obecność naszego kraju w Unii Europejskiej.

Projekt budżetu jest instrumentem trzech celów: szybkiego, ale zrównoważonego wzrostu gospodarczego, stworzenia warunków korzystnej absorpcji środków unijnych, zwiększania samodzielności finansowej samorządów. "Nasz kraj nie może sobie pozwolić na wolne tempo wzrostu. Tylko wysoki wzrost gospodarczy jest kluczem do podnoszenia poziomu życiowego Polaków i stałego zatrudnienia" - powiedział Raczko, który twierdzi, że zakładany w  projekcie budżetu pięcioprocentowy wzrost gospodarczy w 2004 r. jest możliwy. Zdaniem Raczki, skala wzrostu planowanych na 2004 r. wydatków budżetowych (198,25 mld zł) jest przede wszystkim zdeterminowana potrzebą znalezienia środków w budżecie na korzystną integrację z Unią. Składka do unijnej kasy i środki przewidziane na współfinansowanie projektów unijnych wynoszą ponad 9 mld zł. Ponoszenie tych kosztów jest nie tylko konieczne, ale też korzystne, gdyż pieniądze te wrócą do Polski pomnożone i sfinansują m.in. projekty infrastrukturalne - mówi.

Mimo tych wydatków, rząd - jak twierdzi - zakłada utrzymanie prospołecznego charakteru polskiego systemu podatkowego (kwota wolna od podatku, progresywna skala podatkowa dla osób fizycznych).

Budżet, który - zdaniem ministra - zakłada cięcia wydatków, nie przewiduje spadku nakładów na podstawowe funkcje państwa; "a tam, gdzie wydatki publiczne decydują o podstawach przyszłego rozwoju gospodarczego, planujemy ich podniesienie - m.in. na oświatę, szkolnictwo wyższe i naukę, łącznie prawie 37,4 mld zł, czyli 19 proc. wszystkich wydatków.

Projekt poparł wicepremier i minister gospodarki i pracy Jerzy Hausner. "W ciągu tych pięciu - trzech lat zrealizujemy program ograniczania wydatków, który jest bardzo trudny i bardzo bolesny, ale jeżeli uda się go przeprowadzić, unikniemy zagrożenia" -  powiedział podczas debaty budżetowej

"A szansę upatruję w tym, że wtedy gdy AWS i prawica kończyły rządy, to bezrobocie rosło, a wzrost gospodarczy wynosił 0,2 procenta. Teraz bezrobocie już zaczęło spadać, a wzrost gospodarczy wynosi powyżej 3 proc., czego nawet Pani nie  kwestionuje" - powiedział Hausner, polemizując z posłanką PO, Zytą Gilowską.

Gilowska w imieniu Platformy Obywatelskiej wniosła o odrzucenie projektu budżetu na 2004 r. PO mówi: nie - dla wzrostu wydatków, nie - dla deficytu budżetowego, nie - dla wzrostu długu publicznego - uzasadniła stanowisko swojej partii. Mój klub nie przyłoży ręki do katastrofy finansów publicznych - oświadczyła.

Jej zdaniem, faktyczny poziom deficytu wynosi 63,5 mld zł, a nie 45,5 mld zł, jak twierdzi rząd. W jej opinii jest to rekord bezwzględny i absolutny, rekord całego systemu transformacji.

"Stawiamy tezę, że jest to budżet łatwy, pasywny; to jest budżet wyborczy SLD przygotowany tak, żeby rok 2004 spokojnie sobie przeczekać, a na wiosnę 2005 r. będą wybory i potem będziemy się wszyscy martwić - może ci, może tamci" - powiedziała, dodając że  jest to najgorszy budżet od początku transformacji.

Podobnie ocenił go klub Prawa i Sprawiedliwości. Zbliżamy się do granicy najwyższego ryzyka - mówił podczas debaty nad ustawą budżetową Jarosław Kaczyński. - Polska wchodzi w stadium bardzo poważnego kryzysu już nie tylko finansowego, ale i konstytucyjnego" - powiedział.

Rzeczywista długofalowa naprawa musi być również reformą państwa. Konieczna jest głęboka zmiana paradygmatu gospodarczego. Konieczne jest "wprowadzenie reżimu budżetowego wobec wszystkich, poza ZUS-owskimi wydatkami". W tym budżecie nie widzę poważnego zastanowienia się nad ratowaniem gospodarki - mówił Kaczyński. Apelował jednoczesnie o dokonanie przeglądu możliwości państwa i wprowadzenie innej polityki "prorozwojowej, ale  jednocześnie uwzględniającej czynnik społeczny". Trzeba także wziąć pod uwagę wszystkie rezerwy, także te budżetowe, którymi w tej chwili dysponuje państwo. jego zdaniem, projekt budżetu na rok 2004 "uderza w grupy najgorzej sytuowane". Należy ograniczyć "patologiczne" metody bogacenia i "przesuwanie majątku w stronę grup zamożnych" - mówił. "Jeśli nie ograniczymy tych metod bogacenia, które mają charakter patologiczny, prędzej czy później to będzie się musiało zawalić". Bez ograniczenia egoizmu społecznego, grozi mam sytuacja podobna do tej, jaka jest w Meksyku - podkreślił Kaczyński.

Szef klubu PSL Jarosław Kalinowski zwrócił uwagę, że rząd wprowadza projekt budżetu, a  jednocześnie proponuje tzw. plan oszczędnościowy przygotowany przez wicepremiera Jerzego Hausnera.

"Debatę prowadzimy w dziwnej sytuacji i histerycznej atmosferze" - powiedział. Według niego, analitycy wprowadzają w błąd społeczeństwo podając informacje, że polski dług publiczny przekroczy 60 proc. "Metoda ustalania wielkości długu publicznego stosowana w Unii Europejskiej znacznie obniża te wskaźniki. Według nich w 2004 roku dług wyniesie ok. 45 proc., a w końcu 2004 r. wyniesie 55 proc. PKB" - powiedział Kalinowski.

Jego zdaniem, Polsce nie grozi katastrofa finansów publicznych, ani tzw. kryzys argentyński, wynikający z zadłużenia, ale grozi nam katastrofa w wyniku kontynuowania przez rząd polityki gospodarczej, "która prowadzi do tak wielkiego bezrobocia". Najważniejszym celem rządu powinna być "naprawa finansów rodzin i zmniejszenie bezrobocia". "Nie możemy zaakceptować drogi rządu do realizowania tych celów. Rząd zamierza bowiem obniżyć podatek dla dużych firm. Obniżki mają dotyczyć ludzi o bardzo wysokich dochodach. Ma to być rekompensowane zmniejszeniem wydatków na cele społeczne. Taką politykę oceniamy jako skrajnie liberalną". W ocenie Kalinowskiego, jest ona niezgodna z  konstytucją, która głosi zasady gospodarki społecznej.

"Rząd czaruje społeczeństwo perspektywą wysokiego wzrostu gospodarczego, ale nie może się to dokonać przy wysokim poziomie stóp procentowych. Kredyty są ciągle bardzo drogie, a to zmniejsza konkurencyjność małych i średnich przedsiębiorstw" - mówił Kalinowski.

Według niego, rząd opiera się na dwóch przesłankach: zmniejszeniu podatku CIT z 27 proc. w tym roku do 19 proc. w 2004 r. i zmianie składu Rady Polityki Pieniężnej. "Być może ta druga przesłanka jest słuszna, ale czy obniżenie podatku CIT jest kluczem do poprawy sytuacji gospodarczej kraju. Niestety nie jest". Skutki dużej obniżki podatków będą "mizerne" jeśli nie  nastąpią zmiany innych uwarunkowań np. obniżenie kosztów obsługi kredytów pobieranych przez przedsiębiorców - stwierdził.

Poparcie dla budżetu zapowiedziały już wcześniej kluby SLD I UP.

em, pap