Czekanie na skazanie

Czekanie na skazanie

korupcja fot. olly/fotolia.pl 
Dodano:   /  Zmieniono: 
W polskich sądach miecz sprawiedliwości opada bardzo powoli. W sprawach gospodarczych ta przewlekłość to często większa kara niż ta przewidziana w kodeksie.

Te procesy toczą się zazwyczaj w sali z pustymi ławami dla publiczności. Nie są utajnione – po prostu nie ma zainteresowanych. Nikogo też, poza stronami, nie emocjonuje ogłoszenie wyroku – nawet jeśli jest to uniewinnienie. Ci, których często zabierano do aresztu w świetle telewizyjnych kamer, dawno zeszli z pierwszych stron gazet. Ich złamane kariery zawodowe, utrata zdrowia to wyłącznie ich osobisty dramat.

Trzeba mieć swoich biegłych

Zbigniew H., dyrektor i zarządca komisaryczny upadającego Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego Pewex, usłyszał po raz pierwszy, o co jest oskarżony, w roku 1996. Prokurator zarzucał mu, że za tanio sprzedał japońskiej spółce własność Pewexu – magazyn „Utrata” w Warszawie. W rezultacie Skarb Państwa stracił 1,378 mln zł. Były komisarz tak się wystraszył więzienia, że wezwany na przesłuchanie, zaczął się ukrywać. Ścigano go listem gończym. Potem przez cały proces leczył nerwicę w szpitalu psychiatrycznym.

W 2010 r. kolejny biegły oszacował, że cena, jaką komisarz H. uzyskał za „Utratę”, w ówczesnych warunkach (transformacja, upadek wielu firm) była bardzo korzystna. Proces zakończył się uniewinnieniem. Niestety oskarżony zdrowia nie odzyskał. Przeciwieństwo lękliwej postawy Zbigniewa H. zaprezentował już na etapie postępowania prokuratorskiego Jacek Socha, oskarżony o to, że w 2003 r., jako minister Skarbu Państwa, podjął decyzję o sprzedaży akcji Spółki Elektrociepłowni (ZEC) w Łodzi. Wartość firmy została oszacowana na kwotę ponad 1 mld 175 mln zł. W wyniku przetargu nabywcą została spółka Dalkia Polska, która zaproponowała za 85 proc. akcji ZEC 900 mln zł. W umowie nabywca zobowiązał się do zainwestowania w przedsiębiorstwo. W 2008 r., po kontroli NIK, prokuratura zawiadomiła CBA o popełnieniu przez Sochę przestępstwa na szkodę interesu publicznego. Podstawą aktu oskarżenia była opinia biegłego, Romana M., który stwierdził, że w 2005 r. akcje ZEC sprzedano po zaniżonej cenie, ze szkodą 482 mln zł. Natomiast wydłużenie Dalkii terminu wykonania inwestycji zagwarantowanych w umowie naraziło Skarb Państwa na stratę prawie 904 mln zł. Jacek Socha przedstawił prywatne ekspertyzy uznanych w Europie rzeczoznawców. Wykazywały, że biegły M. nie odróżnia prywatyzacji kapitałowej od zbywania majątku spółki. Sprzedaż akcji ZEC po cenie określonej w umowie z sierpnia 2005 r. była w istocie ratunkiem dla przedsiębiorstwa. W połowie 2011 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo.

Nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy Jacka Sochy, gdyby nie poszukał dobrego adwokata i nie stać go było na honoraria za ekspertyzy prywatnych biegłych z najwyższej półki. Prokuratura w sprawach gospodarczych odwraca czasem kolejność działania: najpierw przedstawia zarzuty, a następnie weryfikuje przy pomocy biegłych, czy doszło do naruszeniem przepisów prawa. Wycofania przez prokuraturę aktu oskarżenia doczekał się Grzegorz Wieczerzak, były prezes PZU Życie. Niestety, dopiero po dziesięciu latach mocowania się z organami śledczymi. Obecnie zasiada na sądowej ławie, ale jako poszkodowany. Domaga się od państwa 28 mln zł odszkodowania.

Więcej szczęścia, bo nie trafił do tzw. aresztu wydobywczego, miał były minister Skarbu Państwa Wiesław Kaczmarek, oskarżony w 2007 r. o spowodowanie 47 mln zł straty na warszawskich Torach Wyścigów Konnych w następstwie sprzedaży prywatnemu inwestorowi 140 ha gruntu w tym punkcie Warszawy. Podstawą aktu oskarżenia były przede wszystkim sporządzone za ok. 200 tys. zł opinie biegłego sądowego. Toczący się trzy lata proces (40 rozpraw) zakończył się w 2011 r. wycofaniem aktu oskarżenia. Cztery lata nerwów i upokorzeń to niewiele w porównaniu z sytuacją Władysława Jamrożego, który został uniewinniony po dziesięciu latach. Były kolejny prezes PZU SA miał proces o narażenie PZU SA na prawie 11 mln zł strat przy kupowaniu działek, na których planowano postawić tzw. centra likwidacji szkód. Pod koniec procesu prokurator sam złożył wniosek o uniewinnienie oskarżonego.

Potrzebna nowelizacja ustaw

Profesorowie Piotr Girdwoyń z Katedry Prawa UW i prorektor UW Tadeusz Tomaszewski twierdzą, że przyczyny skandalicznego niekiedy poziomu biegłych należy szukać w systemie organizacyjnym tego rodzaju świadczeń. Jeszcze do ubiegłego roku część przepisów dotyczących biegłych wynikała z dekretu Bieruta. Od kilkunastu lat dyskutuje się nad nowelizacją ustawy o biegłych. Projektów było już kilkanaście, żaden nie zyskał akceptacji. Obecnie sytuacja jest w tej mierze patowa. Doktor prawa Hanna Gajewska-Kraczkowska, która jako adwokat broniła wielu oskarżonych o przestępstwa przeciwko obrotowi gospodarczemu, zauważa, że tego rodzaju sprawy są trudne do osądzenia, gdyż w obowiązującym Kodeksie karnym nie ma pojęć ryzyka gospodarczego. Artykuł 296, zwany tradycyjnie karalną niegospodarnością, bywa źródłem nieszczęść rzutkich menedżerów. – W mojej ocenie – powiedziała „Wprost” mec. Hanna Gajewska-Kraczkowska – przepis ten stanowi zagrożenie dla wszelkich inicjatyw gospodarczych. Prokuratura traktuje art. 296 jako instrument karania za wszelkie nieudane transakcje, abstrahując od zmian na rynku i w gospodarce w miarę upływu czasu. Zazwyczaj podstawą aktu oskarżenia są opinie powołanych do sprawy biegłych.

W oskarżeniach o przestępstwa natury gospodarczej często przewija się motyw korupcji. Po wprowadzeniu instytucji świadka koronnego prokuratur często od „skruszonego” przestępcy dowiaduje się, że ktoś komuś dał pod stołem kopertę. Jeśli akt oskarżenia opiera się jedynie na takim źródle, rzeczywistość może się okazać inna. Tak działo się w czasie procesu wysokich urzędników ze stołecznego Ratusza. Od początku miał on etykietę politycznego. O rozbiciu tzw. układu warszawskiego prokurator Zbigniew Ziobro zawiadomił opinię publiczną już na rok przed podpisaniem aktu oskarżenia. W sierpniu 2007 r. przed sądem stanęli m.in. Paweł Bujalski i Ludwika Wujec. Pierwszy był w latach 90. zastępcą prezydenta w gminie Centrum. Prokurator zarzucał mu kilkakrotne wzięcie łapówek za ustawione przetargi i co najmniej 100 tys. dolarów za umożliwienie budowy biurowca przy ulicy Siennej oraz hotelu Intercontinental przy ulicy Emilii Plater w Warszawie. Wujec, była sekretarz dawnej gminy Centrum, znana działaczka podziemia, dostała zarzut przyjęcia 20 tys. zł od WłodzimierzaSz. z Budimex Softu za udzielenie zamówienia na dostawę stacji graficznych do Urzędu Gminy Warszawa-Centrum. Oskarżonych pogrążyła głównie Iwona Z., była dyrektorka działu informatyki w gminie Centrum, która wobec groźby znalezienia się w areszcie (w innej sprawie karnej, o oszustwa) chciała zostać świadkiem koronnym. To na jej wyjaśnieniach zbudowano akt oskarżenia. Po siedmiu latach procesu główni oskarżeni zostali uniewinnieni. Z zarzutów przeciwko Wujec prokurator wycofał się kilka miesięcy wcześniej. Sąd, uzasadniając wyrok, zarzucił prokuratorowi, że do zeznań świadków oskarżenia podchodził bezkrytycznie.

Nie ma wytłumaczenia

Obserwacja spraw karnych z korupcyjnego paragrafu 229 kk prowadzi do wniosku, że nawet w sytuacji, gdy oskarżeni się przyznają (choćby częściowo) do przestępstwa, wydanie wyroku może być odsunięte na długie lata. W 2008 r. przed sądem rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia ruszył proces siedmiu osób zamieszanych w aferę korupcyjną w Ministerstwie Finansów. Akt oskarżenia (383 strony) w dużej mierze opiera się na zeznaniach chcącej współpracować z prokuraturą na prawach świadka koronnego Elżbiety Z.

Aresztowanie odbyło się w świetle telewizyjnych kamer. Cała Polska zobaczyła w kajdankach Sławomira M., byłego dyrektora departamentu podatków bezpośrednich Ministerstwa Finansów, głównego legislatora, i Andrzeja Ż., szefa departamentu systemu podatkowego, a za rządów PiS doradcę ministra (Elżbieta Z. była jego podwładną). Wysocy urzędnicy resortu zostali oskarżeni o to, że w latach 1994-2004 za grube łapówki załatwiali zwolnienia podatkowe dla firm, umarzali biznesmenom milionowe podatki i potajemnie doradzali im, jak ominąć urząd skarbowy. Czasem, dzięki uprawnieniom legislacyjnym, tak modyfikowali przepisy, aby było to z korzyścią dla korumpujących. Mija ósmy rok procesu, który jest raz po raz zawieszany. Do wyroku daleko. W sądach nikt z powodu przewlekłości procesowania nie rozdziera szat, jednak w opinii publicznej mocno to obciąża wymiar sprawiedliwości. W badaniu CBOS z 2013 r. (nowszych nie ma) negatywnie na temat wypowiedziało się 48 proc. badanych. Po nowelizacji kpk w 2014 r. pozwalającej na zwiększenie odszkodowań dla ofiar niesłusznych skazań i oskarżeń, tylko w jednym roku wypłacono z tego tytułu ze Skarbu Państwa 4,8 mln zł. 

Czytaj też:
Czy warto było tak się migać od procesu?

Więcej możesz przeczytać w 25/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.