Duda w centrum wyborczego piekła

Duda w centrum wyborczego piekła

Dodano:   /  Zmieniono: 
Andrzej Duda i Ewa Kopacz na Westerplatte (fot. ŁUKASZ DEJNAROWICZ/FORUM)
Wobec prezydenta Andrzeja Dudy nie ma żadnej taryfy ulgowej. Główni antagoniści sceny politycznej – PiS i PO – chcą na nim zbić kapitał. Pierwsi podpierają się jego sukcesem wyborczym, drudzy biją w niego jak w bęben. Atak na głowę państwa i jej obrona są tak zajadłe, jakby kampania prezydencka ciągle się toczyła.
Jeżeli ktoś uprawia politykę zagraniczną przez media, to musi się liczyć z tym, że zaliczy twarde lądowanie. Prosiłbym, żeby bardziej ważyć słowa – tak Grzegorz Schetyna, szef naszej dyplomacji, skomentował propozycję Andrzeja Dudy, który domagał się w Estonii poszerzenia o Polskę gremium państw, rozmawiających o przyszłości Ukrainy. W języku dyplomacji: słowa wręcz brutalne wobec głowy własnego państwa. Tym bardziej bulwersujące, że wcześniej zarówno sam Schetyna, jak i rząd także postulowali rozszerzenie tzw. formatu normandzkiego.

Ta sytuacja pokazuje, jak bezwzględna gra toczy się wokół Andrzeja Dudy. Jest ona tym bardziej emocjonalna, że jest on pierwszym prezydentem, który rozpoczął swoje urzędowanie w samym środku kampanii wyborczej. Jest zatem do niej wciągany – zarówno przez sojuszników, jak i przeciwników. Tym bardziej, że w obecnym układzie władzy prezydent jest ciałem obcym – należy do PiS, które od ośmiu lat nie wygrało żadnych wyborów, wydarł obozowi rządzącemu najwyższe stanowisko w państwie, a na dodatek zdecydowanie odstaje sposobem bycia od polityków, którzy przez 25 lat dominowali na scenie politycznej.

Nowa głowa państwa zwykle ma odrobinę czasu, nim zostanie poddana ostrzałowi medialnemu – żeby zapoznać się z obowiązkami, skompletować zespół, przemyśleć strategię działania. Nikt rozsądny nie żądałby też od prezydenta realizacji obietnic już kilka dni po objęciu urzędu. Wobec Andrzeja Dudy nie ma żadnej taryfy ulgowej.

PUŁAPKA NR 1 – UŚCISK DŁONI I WIZERUNEK

– Prezydent i premier zachowują się jak dzieci w piaskownicy, nie podając sobie rąk – grzmiały w ubiegłym tygodniu wszystkie media. Mowa o słynnej scenie z obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte, kiedy to Ewa Kopacz i Andrzej Duda mimo że stali blisko siebie, wyraźnie nie wiedzieli, jak się zachować. Dlatego pani premier po zakończeniu uroczystości zaczęła dziękować w pierwszej kolejności swoim współpracownikom, a potem, gdy zwróciła się do głowy państwa, prezydent stał już odwrócony do niej plecami i rozmawiał ze swoimi ludźmi.

Komentatorzy natychmiast podzielili się na dwie grupy. Sympatycy PO orzekli, że to prezydent Duda nie chciał podać ręki premier Kopacz i sugerowali, iż jest nieuprzejmy, nie szanuje przeciwników politycznych i w ogóle nie zna się na etykiecie. – W każdym cywilizowanym kraju do głowy państwa podchodzi się w pierwszej kolejności – odpiera ten atak Jan Dziedziczak, poseł PiS. – Przecież prezydent nie będzie stał i czekał, aż pani premier uściśnie dłoń ministrom i wicewojewodom.

Zwolennicy PiS zagrzmieli, że już się zaczynają drobne afronty, które mają nakręcać spiralę konfliktu między Pałacem Prezydenckim a Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, jak to miało miejsce za czasów Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego. Twierdzą, że właśnie ten konflikt doprowadził do katastrofy smoleńskiej i zadają pytania, czy prezydent ma aby należytą ochronę. Tak oto uścisk dłoni, a raczej jego brak urósł do gigantycznych rozmiarów. Sam Andrzej Duda na Twitterze, którego ciągle jest aktywnym użytkownikiem, wyjaśnił, że ukłonił się pani premier na dzień dobry i na do widzenia. Ale nieprzekonani uznali, że skinienie głową było jakieś takie nieeleganckie.

– Podawanie czy niepodawanie rąk to polityczny teatr – mówi...

(...)

Więcej na ten temat w najnowszym numerze "Wprost", dostępnym w kioskach i salonach prasowych na terenie całej Polski od poniedziałku 7 września. Najnowsze wydanie można zakupić również w wersji do słuchania oraz na  AppleStoreGooglePlay.