Staniszewski: Zaczęła się gra na poważnie

Staniszewski: Zaczęła się gra na poważnie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mariusz Staniszewski, zastępca redaktora naczelnego tygodnika “Wprost“ (fot.Arek Markowicz/Wprost)
Dziś skończył się miesiąc miodowy dla PiS i Beaty Szydło. Od dziś partia Jarosława Kaczyńskiego ma pełnię władzy w naszym kraju. Obietnice wyborcze stają się programem rządu, zapowiedzi zmian realną strategią, atakowany układ rządzący zmienia się w atakującą opozycję. Od tej pory nie będzie już taryfy ulgowej.
O tym, jakim zaufaniem cieszy się nowy rząd i jakie nadzieje pokładają w nim obywatele, świadczy wczorajsze ujawnienie taśm z nagraniami wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Mimo że krytyczne wobec PiS media informację z treścią rozmowy stawiały na czołówkach swoich serwisów, nie wzbudziła ona większych emocji. Jedna z prorządowych telewizyjnych prezenterek narzekała nawet, że „Morawiecki okazał się nudziarzem”. Nie dość, że mówił językiem innym niż Radosław Sikorski, Bartłomiej Sienkiewicz, Marek Belka czy Elżbieta Bieńkowska, to jeszcze nie powiedział nic kompromitującego. A sam fakt podsłuchania nie wywołał burzy komentarzy. Można powiedzieć, że powodem braku zainteresowania obywateli słowami Morawieckiego był brak w tych wypowiedziach krwistych kawałków. Być może, ale ważniejsze są jednak oczekiwania, jakie stawiane są nowej ekipie.

Oczywiście, że z jednej strony rodzice chcą zobaczyć w swoich portfelach 500 zł na dziecko, a starsi pracownicy marzą o tym, by szybciej przejść na emeryturę, ale równie ważna jest zmiana jakościowa. Polacy są rozsądnym narodem i już dawno nauczyli się oddzielać wyborczą propagandę od praktyki rządzenia. Wiedzą, że w polityce nic nie dzieje się natychmiast. Nie wszystkie obietnice muszą być więc spełnione w ciągu pierwszych 100 dni czy nawet roku. Ważniejsze jest, by obywateli nie traktować jak frajerów, którym co chwila obiecuje się, że wiosną czy jesienią nastąpi ofensywa.

Polacy zmęczyli się przedstawianiem feerii nowych zapowiedzi, gdy poprzednie nie zostały jeszcze spełnione. Gdy więc dziś premier Beata Szydło przedstawiła pięć spraw, które mają być załatwione w pierwszej kolejności – 500 zł na dziecko, obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł, bezpłatne leki dla osób powyżej 75 roku życia i podniesienie stawki godzinowej do 12 zł – zabrzmiała wiarygodnie. Oczywiście wiarygodnie w stosunku do obietnic składanych w czasie kampanii. Jeśli uda jej się te projekty przeprowadzić w ciągu pierwszych 100 dni i znajdzie na to pieniądze, będzie mogła o sobie powiedzieć: dałam radę.

No ale pozostaje jeszcze kwestia znalezienia tych pieniędzy. Dziś sposób na sfinansowanie tych zamierzeń jest tak naprawdę tajemnicą. Trochę mają się zrzucić supermarkety i banki, trochę ma to być kredyt, a trochę mają zapłacić spółki Skarbu Państwa, które jednocześnie mają więcej inwestować. Sprzeczność? Owszem, ale przecież nie pierwsza i niejedyna. Ulgi mają być też przyznane firmom, które inwestują w innowacje. Choć oczywiście w dłuższej perspektywie przyniesie to zysk, to Szydło będzie musiała swoje obietnice sfinansować już w roku 2016. I tu chyba dochodzimy do kluczowej postaci tego rządu – Mariusza Kamińskiego. Jego reforma służb ma uderzyć w firmy wyłudzające VAT. Ograniczenie skali tych przestępstw pozwoli sfinansować nie tylko politykę prorodzinną, ale też jeszcze kilka innych dziedzin. Sukces rządu zależy więc od sukcesu Kamińskiego. I być może w tym kontekście warto spojrzeć na jego ułaskawienie.