Portret Laury La Wasilewskiej. "Dążę do tego, aby opisać kubek z 360 stopni"

Portret Laury La Wasilewskiej. "Dążę do tego, aby opisać kubek z 360 stopni"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeden z obrazów Laury La Wasilewskiej 
Najlepsze warunki dla artystów znajdują się USA, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, ale popatrzmy też na Bliski Wschód lub Japonię. Różnica polega na tym, że kultura jest tam obecna w życiu ludzi tak jak oddychanie. Polacy wciąż zupełnie inaczej myślą. Nie wchodzą do galerii, bo mają poczucie, że od razu będą musieli coś kupić. Wstydzimy się również wyrażać nasze opinie na temat prac - mówi w rozmowie z Marią Kądzielską malarka Laura La Wasilewska.

Mamy rozmawiać o malarstwie i o życiu artysty. Siedzimy w salonie, który pełni jednocześnie funkcję pracowni. Ze wszystkich stron patrzą na nas portrety mężczyzn i kobiet. Czuję ich wzrok na sobie. Zapewne wiedzą, że będziemy o nich mówić. Jednak zanim zdążę zadać jakiekolwiek pytanie, Laura przynosi kubek i zaczyna kręcić nim przede mną. Wyjaśnia: "Kiedy spoczywa na mnie tak duża odpowiedzialność, że mówię na temat twórczości jakiegoś artysty lub problemu w sztuce, to zawsze zaznaczam, że to będzie moje zdanie i to zdanie nie będzie obiektywne. To, co powiem, stanowi jednak wynik mojego doświadczenia. W życiu dążę do tego, aby opisać kubek z 360 stopni.”

W tym wywiadzie dążymy, aby opisać Laurę Wasilewską z 360 stopni; będzie to jednak zupełnie nieobiektywne.

Maria Kądzielska: W jakim momencie kariery artystycznej teraz jesteś?

Laura La Wasilewska: Odkąd skończyłam studia artystyczne mija pięć lat. Jestem w połowie drogi do sukcesu własnego, mojego credo artystycznego. Profesor Szumińska powiedziała mi kiedyś tak: "Laura, o ile wytrzymasz dziesięć lat, wytrwale idąc drogą artystyczną, przez cały ten czas tworząc, to zobaczysz, że będziesz spełniona i będziesz żyć ze sztuki.” Teraz zaczynam widzieć efekty. Listę zadań mam niewyczerpaną. Ostatnio skończyłam ilustracje dla dwóch najlepszych polskich seksuologów (dr Alicji Długołęckiej i dr hab. Michała Lwa Starowicza), gdzie dane mi było pracować nad bardzo ważnym tematem seksu i miłości u osób niepełnosprawnych. Robiłam wcześniej portrety do „Kobiety metamuzycznej” Artura Cieślara oraz do książki „Czas przebudzeń. 12 podróży do wolności” Manany Chyb. Stworzyłam dwanaście portretów jej rozmówców. Znajduję się zatem między ilustracją, rysunkiem oraz malarstwem, ponieważ realizuję również portret Fridy Kahlo, na podstawie fotografii z lat pięćdziesiątych. Widzisz przed sobą jeszcze portret męża pani Joanny Sarapata oraz skończony i niedokończony cykl Lucjana Freuda, który czeka na wstawienie do domu aukcyjnego, choć mam nadzieję, że znajdzie się również w prywatnej kolekcji rodziny Freuda.       

Jak to się stało, że zostałaś artystką? Czy od dzieciństwa chciałaś malować?

U mnie w domu zawsze było wiele sztuki, a to jednak ma ogromny wpływ. Moi rodzice wykazywali duże zdolności plastyczne. Co ciekawe, teraz po latach mój tata, już jako człowiek dorosły, dzięki mojej inspiracji odważył się zająć sztuką. Jeśli mam wracać do korzeni, to mój pradziadek hobbistycznie zajmował się malarstwem – uwielbiał robić kopie obrazów oraz montował całe statki w butelkach, nie przecinając ich na pół. Napinał żagle i dodawał wszystkie szczegóły, kiedy ten statek był już w środku. Miał również ogromny zmysł kolorystyczny. Jak przychodziłam do mojej babci, wisiał tam jeden obraz po moim pradziadku, który mnie zawsze zachwycał. Jednak to, co było najważniejsze, że w wieku dziesięciu lat zainteresowałam się historią sztuki i ta miłość została mi do dzisiaj. 

W jaki sposób podjęłaś decyzję, że pójdziesz na Akademię?

Edukacja artystyczna wkroczyła w moje życie znacznie wcześniej niż się spodziewałam. Czytałam mojej mamie biografie artystów i narzekałam: "Mamo, dlaczego ci artyści tworzyli, kiedy mieli 12 lat, a ja nie mogę malować?”. Potem spełniły się równocześnie moje dwa marzenia. Po pierwsze trafiła mnie reforma edukacji i poszłam do gimnazjum plastycznego mając 13 lat, a nie jak wcześniej w wieku 16 – to jest ogromna różnica. Uczęszczałam przez sześć lat na przedmioty artystyczne: malarstwo, rysunek, wystawiennictwo, historię sztuki, liternictwo, typografię, fotografię analogową, ciemnie, rzeźbę w glinie, gipsie, papier mache. Po liceum postanowiłam pójść na studia plastyczne. Czerpałam tak gigantyczną przyjemność z czytania i oglądania sztuki dawnej, że zastanawiałam się, czy nie studiować konserwacji dzieł i zabytków. Jednak na maturze nie zdawałam chemii, więc sama dokonałam wyboru, że idę na kierunek artystyczny i muszę być osobą kreatywną. Tym samym wkroczyłam w absolutnie najtrudniejszą przestrzeń, jaką jest własna twórczość.

Nie bałaś się pójść tą drogą?

Jak zaczęłam studia w Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie, to też narzucono na mnie dużo zajęć. Kontynuowałam historię sztuki, malarstwo, rysunek, grafikę warsztatową, linoryt. Miałam też zajęcia z profesorem Zinem, więc liznęłam trochę architektury, ale w kontekście narodowościowym, choć profesor był zawsze na bieżąco z tym, co się dzieje w sztuce. Na pierwszym roku wahałam się, czy nie pójść równolegle na konserwację lub historię sztuki, czy może nie zacząć filozofii na UW... Jednak stając u progu możliwości, ale i zadań, jakie daje twórczość, stwierdziłam, że to jest największa szkoła życia dla artysty.          

Jak wygląda rynek artystyczny w Polsce? Czy trudno być malarzem? Czy można się z tego utrzymać?

Jak słyszę to pytanie, to zawsze chciałaby się odpowiedzieć, że nie można, że jest bardzo ciężko. Jednak jak ktoś przychodzi do mnie, to może zauważyć: "Jest ciężko, ale sprzedajesz prace. Jak patrzę, to nie masz już połowy obrazów i masz już tylko połowę rysunków. Powstają też kolejne nowe dzieła”. Na czym polega zatem paradoks? Nasz rynek sztuki na pewno nie jest w pełni wykształcony, tak jak rynek zachodni lub nawet rynek wschodni. Najlepsze warunki dla artystów znajdują się USA, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, ale popatrzmy też na Bliski Wschód lub Japonię. Różnica polega na tym, że kultura jest tam obecna w życiu ludzi tak jak oddychanie. Polacy wciąż zupełnie inaczej myślą. Nie wchodzą do galerii, bo mają poczucie, że od razu będą musieli coś kupić. Wstydzimy się również wyrażać nasze opinie na temat prac. Brakuje nam podstawowej edukacji o sztuce, a to jest głównym powodem, że bardzo niewielka grupa ją kupuje. Uważam jednak, że polski rynek intensywnie się rozwija, w dodatku w końcu wyszedł z Warszawy. W całej Polsce otwiera się bardzo wiele galerii i pracowni malarskich. Zaczynam dochodzić do wniosku, że ten rynek można samemu kształtować i go sobie podporządkowywać. Jeżeli artysta jest przekonany do tego, co robi i wykonuje to z sercem i miłością oraz będzie konsekwentnie pracował, to rynek sztuki i tak prędzej lub później go odkryje.

Gdzie można obejrzeć twoje prace?      

Współpracuję z domem aukcyjnym "Bohema”, jaki znajduje się przy ul. Poznańskiej oraz galerią "Quadrillion”, z siedzibą na ul. Mokotowskiej – jest to najlepsza galeria w Polsce, która ma najszerszą grupę odbiorców w kraju i na świecie. Publikuję również rysunki do sprzedaży w internetowej galerii "Cavaletto”. Prócz tego oczywiście sprzedaję indywidualnie.

Tworzysz głównie portrety. Co jest dla Ciebie najważniejsze w przedstawieniu twoich bohaterów?

Najważniejsze są twarz i oczy oraz dłonie. Boznańska zawsze zwracała na to uwagę, że dłonie też są częścią portretu. Pamiętam taką anegdotę związaną z twórczością Francisco Goi, który zapytany przez duchownego o realizację portretu, pyta jak sobie ten duchowny wyobraża swój obraz: "No, taki normalny portret, moja twarz i dłonie”, a na to Goya: "Ale to będzie cena podwójna”. Ręce bardzo dużo mówią o człowieku, niektórzy zupełnie ich unikają. Pamiętam, jak profesor Starowiejski mógł przedstawiać dłonie oddzielnie, ale nie przepadał za ich łączeniem z innymi elementami na obrazie. Ja nie mogę jednak od nich uciec. Większość moich portretów to kadry amerykańskie albo ukazujące całą postać. To jest prócz twarzy drugi element, którzy przyciąga uwagę. Reszta może być niedopowiedziana. Ja staram się jednak, żeby większość pracy pozostawała realistyczna, przy czym nie hiperrealistyczna, bo lubię jak widać pociągnięcia pędzla. Odbiorca wtedy wie, że obcuje z obrazem.

Czego starasz się unikać?

Powtarzalności, dlatego zmieniam środki wyrazu. Każdy człowiek jest inny, więcej – my sami wyglądamy każdego dnia inaczej, dlatego staram się korzystać z różnych technik. Zmieniam formaty, kolorystykę. Wykorzystuję pastele, maluję akryle na płótnie. Nie chciałabym, aby to, co maluję, było ze sztancy, wydawało się ludziom nudne. Najgorzej byłoby usłyszeć: „No Wasilewska jest charakterystyczna, ale przewidywalna”. Unikam tego, co tak powszechnie jest nazywane manierą.  

Czy posiadasz mistrza?   

Jeśli chodzi o sztukę, to ja się nieustannie bardzo pcham do wiedzy. Gdy dostałam się do liceum plastycznego w Orłowie, równolegle zapisałam się na prywatne lekcje do artysty-malarza Zdzisława Zaborowskiego, który był moim mistrzem przez lata. Wdrażał mi tajniki malarstwa olejnego. Robiliśmy różne kopie obrazów. Na dzień dzisiejszy mniej maluję olejno i zarzuciłam też kwestie pejzaży. Przede wszystkim do malowania olejnego potrzeba mieć określone warunki. Trzeba być świadomym artystą, aby malować w tej technice. Obecnie większość z nas żyje w miastach, funkcjonujemy szybko, jednocześnie staramy się żyć zdrowo. Zaś malarstwo olejne jest najbardziej toksyczną z technik. Sądzę, że jak będę miała inne warunki, moja pracownia będzie otwarta, ze stałą wentylacją, to wrócę wtedy do wielkich formatów. Marzy mi się tworzenie takich pejzaży, których jeszcze nigdy nie namalowałam. Ciągle wiem, że coś jest jeszcze przede mną. Cały czas mam takie nieodparte wrażenie, że jestem gdzieś w trakcie drogi i wszystko, co wielkie, jeszcze mnie spotka.   

Jak wygląda najlepszy dzień malarza?

Najlepsze są takie, kiedy wstajesz rano, cieszysz się z życia, podchodzisz do sztalugi i nagle zaczynasz rysować. Samemu do końca nie wiesz, co ci przyniesie ten dzień, ani ten rysunek. Wiele osób mówi mi, że jeśli maluję tego samego modela po raz kolejny, to ja wiem, jak on będzie wyglądał. Nieprawda. Ja wiem, jaki mam warsztat, to co sobie wypracowałam przez lata, czyli moją pewność ręki. Fakt, że staram się codziennie pracować, spowodował, że moja ręka jest lekka. Nie wiem, czy to sformułowanie jest zrozumiałe. Wiąże się to z innym pytaniem, które jest bardzo popularne: „Jak długo pani maluje?”. Należałoby odpowiedzieć, że maluje się całe życie. Na fakt, że jestem w stanie stworzyć obraz w godzinę, składają się dwa czynniki: sprawność techniczna, to że jestem pewna swojej ręki oraz kwestia pogodzenia z samym sobą i swoją pracą. Oczywiście, mówi się, że kiedy artysta przeżywa męki, to przelewa te uczucia w dzieło. Niewątpliwie tak jest, ponieważ to jest określona chwila i chcemy ją uwiecznić. Jednakże, aby pracować na co dzień, trzeba być pogodzonym z samym sobą. Ja osiągnęłam ten stan. Niezależnie od bagażu radości i problemów, jakie mi towarzyszą, ja sama, z tym co robię, jestem szczęśliwa.  

Laura La Wasilewska – artystka i niezależny kurator sztuki. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem, ilustracją, designem, fotografią i krytyką sztuki. Absolwentka Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie. W 2010 roku obroniła dyplom z wyróżnieniem na Wydziale Malarstwa w pracowni prof. Antoniego Fałata, aneks z rysunku u prof. Barbary Szubińskiej. Studiowała również pod kierunkiem prof. Franciszka Starowieyskiego i prof. Wiktora Zina.  Artystka ma już na swoim koncie kilkanaście indywidualnych oraz kilkadziesiąt wystaw zbiorowych w kraju i zagranicą (m.in. w 2014 w Berlinie, Lizbonie). Kuratorka wystaw, współzałożycielka sekcji Młodzi Sztuką przy OW ZPAP oraz współorganizatorka wielu wydarzeń artystycznych.

Galeria:
Laura La Wasilewska