Damskie porady

Damskie porady

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dzięki pani Clinton wiemy już, że jeśli chłopiec był świadkiem kłótni między matką a babcią, może mieć w przyszłości wiele kochanek, a gdy zostanie prezydentem, będzie miał problemy z mówieniem prawdy
Z raczej nieoczekiwanej strony dostaliśmy właśnie porcję wiedzy o życiu rodzinnym. Pierwsza dama Ameryki, a więc i świata, Hillary Clinton była kiedyś hipisowskim dzieckiem-kwiatem, które na długi czas wysiadło na przystanku Woodstock. W związku z tym podejrzewano ją o skłonności do bagatelizowania znaczenia podstawowej społecznej komórki i podstawowych wartości. Nic bardziej błędnego.

Dlaczego Bill Clinton zdradzał żonę? Bo był nią znudzony? Bo jest erotomanem? Bo szukał przygód? Trzy razy nie. W wywiadzie dla nowego magazynu "Talk" pani Clinton stwierdziła, że liczne zdrady wynikały z jego dziecięcych przeżyć. Czteroletni Clinton walczył mianowicie o względy będących w totalnym konflikcie matki i babci. Psycholog wyjaśnił pierwszej damie, że taki emocjonalny szpagat pozostawia blizny i skłonność do zabiegania o względy kilku kobiet naraz. Panie powinny z tego wyciągnąć poważne wnioski. Dowiadując się o popełnionej przez męża zdradzie, muszą się zastanowić, czy mężowie nie są czasem ofiarami swoich dziecięcych przeżyć. Szczególnie groźny jest - jak widać - konflikt między dwiema kobietami. Doskonale wie o tym moja żona. Gdy tylko mnie obejmuje, rzuca się na nią nasza córka z krzykiem: "To jest mój tata!". W każdym razie dzięki pani Clinton wiemy już, że jeśli chłopiec był świadkiem kłótni między matką a babcią, może mieć w przyszłości wiele kochanek, a gdy zostanie prezydentem, będzie miał też problemy z mówieniem prawdy.
Kobiety powinny patrzeć na swoich mężów bez iluzji, tak jak amerykańska pierwsza dama, która w wywiadzie mówi o małżonku wprost: "Wiedziałam, że nie jest to pies, którego łatwo utrzymać na werandzie". A ponieważ pies nie wytrzymywał na werandzie, przychodził na nią jego kolega. Jak wynika z właśnie opublikowanej książki, gdy Bill Clinton urywał się z domu, jego żonę odwiedzał przyjaciel Clintonów, Vince Foster. Wychodził rano. Zapomnijmy jednak o niewinnych grzeszkach pani Clinton, bo są one niczym w porównaniu z wyczynami jej męża. Hillary Clinton nie jest małostkowa. Mówi, że to niezwykłe, iż Bill został takim człowiekiem, biorąc pod uwagę warunki, w jakich się wychowywał. Właśnie, drogie panie, należy patrzeć szerzej, a nie tylko przez pryzmat egoistycznego "mój ci on". Szerzej, to znaczy zobaczyć, że mąż nie jest aż taki zły, biorąc pod uwagę, jakim jest draniem. Hillary Clinton stwierdza autorytatywnie, iż w każdej rodzinie jest coś nie tak, i mądrze zauważa, że nie można tak po prostu odejść od partnera, bo należy mu pomóc. Tak, gdyby tylko kobiety słuchały pani Clinton, liczba rozwodów spadłaby dramatycznie. Kobiety powinny być przygotowane na kolejne zawody i ciosy. Żona prezydenta jeszcze moment przed wybuchem afery z Moniką Lewinsky była przekonana, że mąż już się wyleczył ze skoków w bok. Po takim zawodzie można by opuścić ręce i położyć na małżonku krzyżyk. Ale nie, Hillary Clinton, która stara się o stanowisko senatora ze stanu Nowy Jork i w związku z tym bez przerwy jest poza domem (Białym), mówi, że wierzy, iż tym razem mąż będzie wierny.
Stosunki państwa Clintonów po wielo-miesięcznym chłodzie ociepliły się, gdy prezydent powiedział, że stuprocentowo popiera senackie aspiracje żony. Tutaj ze słów prezydentowej wynikają też rady dla panów. Jeśli się podpadło, trzeba mówić żonie to, co chce usłyszeć, a nawet poprzeć coś, czemu się przeciwstawiamy. Moja żona wybaczyłaby mi wszystko (nie jest tego dużo, a już zupełnie nic kalibru prezydencko-Clintonowego), ale nie mogę jej poprzeć, bo nie chce wystartować w wyborach do Senatu. Sam prezydent zapytany, czy zgadza się z żoną, że jego dziecięce przeżycia uzasadniają niewierność małżeńską, odpowiedział: "Nie". Wniosek? Można się nie zgodzić z żoną pod warunkiem, że całą winę człowiek przypisze sobie. Pani Clinton pytana, dlaczego udzieliła wywiadu, w którym mówiła o tak intymnych sprawach, powiedziała, że chciała tę sprawę zrzucić z siebie. Rada dla kobiet - jeśli chcą podobne historie zrzucić z siebie, powinny udzielić komuś wywiadu.
Jasne, że ze słów pani Clinton wynikają rady tylko dla członków rodzin dysfunkcjonalnych. W jednym z panią Clinton nie sposób się bowiem zgodzić. Nie w każdej rodzinie jest coś nie tak. Wystarczy spojrzeć na polskie rodziny numer jeden i dwa, które z amerykańską pierwszą parą łączy jedynie model 2+1+pies (o kotach w tym miejscu nie mówimy). Pierwsza dama Jolanta Kwaśniewska zwierza się pismu "Marie Claire", że mąż trzyma ją za rękę przez sen, "jakby obawiał się, że od niego odejdę", że oboje tańczą rano w łazience, a od czasu, kiedy nie śpi z nimi córka, zakrada się do ich łóżka pies. Z kolei pani Ludgarda Buzek w wywiadzie dla "Vivy" mówi, że jej największym życiowym sukcesem jest dobry mąż. Te przykłady cieszą, bo pokazują, że rodzina stoi w Polsce na solidnych fundamentach, że z góry idzie dobry przykład, nie tak jak w USA, gdzie ryba psuje się od głowy prezydenta, a do łóżka wskakuje co najwyżej pies na kobiety. Pani Jolanta Kwaśniewska, pytana o Hillary Clinton i Monicagate, mówi, że na miejscu Hillary prawdopodobnie podbiłaby mężowi oko, odeszła albo kazała mu odejść. To dobre posunięcie, ale nie mogłaby wtedy raczej liczyć na jego poparcie, gdyby chciała zostać senatorem.
Więcej możesz przeczytać w 33/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.