- Mąż trzymał teczki w szafce tuż pod sufitem. Powiedział, że jaki będę mieć jakieś kłopoty, to mam iść do prezesa IPN-u - tłumaczyła Maria Kiszczak zapytana o to, dlaczego chciała sprzedać dokumentu IPN-owi. W rozmowie z reporterem programu "Uwaga" przyznała jednak, że "zrobiła to za wcześnie". - Mój mąż specjalnie zabrał do swojego domu te dokumenty, żeby Wałęsa pozostał polskim bohaterem, żeby go nie zrzucać z piedestału, na który postawiło go społeczeństwo - tłumaczyła.
"Mój mąż nie popełnił żadnych zbrodni"
Maria Kiszczak odniosła się także do kwestii śmierci ks. Jerzego Popiełuszki [w tym czasie to gen. Kiszczak był szefem MSW - red ] stwierdziła, że zdaniem gen. Kiszczaka "nie powinno do tego dojść". - To nie była jego inicjatywa. To była prowokacja. Mój mąż nie popełnił żadnych zbrodni. Nie wydał żadnego rozkazu użycia broni. To są kompletne bzdury. W tym wyraża się polska nienawiść - stwierdziła wdowa po generale.
Kiszczak zaznaczyła, że ma nadzieję iż opinia publiczna zmieni zdanie o jej mężu. - Kochał Polskę. Wiem że nie wszyscy się z tym zgodzą, ale prędzej czy później musi do historyków, do świadomości społeczeństwa dotrzeć fakt, że wszystko co robił, to robił dla dobra Polaków - podkreśliła.
Szafa Kiszczaka
Przypomnijmy, 16 lutego do domu wdowy po gen. Czesławie Kiszczaku wkroczył prokurator w towarzystwie pracowników Instytutu Pamięci Narodowej. Zabezpieczono dokumenty dot. tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Bolek”, które to dokumenty Maria Kiszczak chciała sprzedać Instytutowi. Według relacji rzecznik prasowej IPN, wdowa po Czesławie Kiszczaku 16 lutego spotkała się m.in. z prezesem Instytutu i żądała 90 tys. złotych w zamian za przyniesione akta. Jako dowód na wagę posiadanych dokumentów przedstawiła "odręcznie kartkę papieru zatytułowaną „Informacja opracowania ze słów T.W. »Bolek« z odbytego spotkania w dniu 16.XI.1974 roku”.
TVN 24