Ty mnie, a ja tobie

Ty mnie, a ja tobie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zatrzymany
Zatrzymany Źródło: Fotolia / sp4764 / ret. Karol Wiszniewski
Minister Adam Glazur zapytał z ławy dla oskarżonych. – Dlaczego ja? Inni bogacili się bardziej nachalnie.

W październiku 1980 r. minister budownictwa Adam Glazur kazał swemu asystentowi, aby od dyrektora Stolbudu odebrał klucze do jego nowej daczy w Popowie. – Tylko nie baw się w jakieś tam protokoły odbioru – uprzedził pracownika. Asystent polecenia nie wykonał. Sprzeciwiła się zakładowa Solidarność. Nowi związkowcy zażądali obciążenia ministra pełnymi kosztami budowy, a w razie niewpłacenia pieniędzy – przekazania budynku załodze Stolbudu na dom wczasowy. Nazajutrz do gabinetu ministra weszli kontrolerzy NIK. Ich raport posłużył prokuratorowi do sporządzenia aktu oskarżenia. Adam Glazur otrzymał zarzut wyłudzenia materiałów budowlanych i innych, potrzebnych do wyposażenia willi pod klucz na sumę 2630 tys. zł. Koszty pracy brygad z kilkunastu przedsiębiorstw nie zostały wliczone.

Ponadto minister miał odpowiadać przed sądem za marnotrawstwo państwowych pieniędzy wydanych na upominki dla osób, na których przychylności mu zależało. Nie chodziło o tradycyjne breloczki do kluczy, długopisy, czy kalendarze. To już nie były siermiężne czasy Gomułki. Jeśli beneficjent mieszkał w Polsce i coś znaczył, np. zasiadał w centralnych organach administracji państwowej czy w komitecie partyjnym, mógł liczyć na pralkę automatyczną, radio, magnetofon stereo, aparat telefoniczny w modnej obudowie retro czy kupon wełny bielskiej na garnitur. Słowem, wszystko to, czego daremnie by szukał w świecących pustymi półkami sklepach. Gościa z zagranicy minister zwykle obdarowywał wyrobami na eksport Zjednoczenia Przemysłu Szklarskiego i Ceramicznego. Po telefonie sekretarki Glazura dyrektor fabryki Vitrocer wysyłał do siedziby resortu budownictwa paczki z serwisami do kawy, kompletami ozdabianych platyną kieliszków do wina. Żadna z przesyłek nie zawierała faktury. W rezultacie Vitrocer w ciągu trzech lat stracił towar wartości 18,5 mln zł. Kolejny zarzut dotyczył wyniesienia z gabinetu ministra dwóch rzeźbionych ciosów słonia.

Pani Glazurowa zabrała je po dymisji męża z funkcji ministra. Kły przywieźli z Nigerii w 1976 r. przedstawiciele Centrali Handlu Zagranicznego Budownictwa „Budimex”. Delegacja została nimi obdarowana w Lagos. W Warszawie kilkudziesięciokilogramowy podarunek podpierał ścianę gabinetu ministra. Wartość kłów ekspert z Desy ocenił na ponad 1 mln 300 tys. zł. Adam Glazur nie przyznał się do winy. Podczas śledztwa skarżył się w listach do KC, że ze strony organów ścigania spotkała go krzywda, przecież ciężko pracował dla dobra kraju.

Planowane straty

Na procesie wiele do powiedzenia mieli biegli i rewidenci finansowi. Skrupulatnie przeanalizowano historię powstania willi w Popowie. Z nader skromnej dokumentacji budowy wynikało, że Adam Glazur najpierw zapukał do gabinetu Janusza Wieczorka, szefa Urzędu Rady Ministrów. Ten wysoki urzędnik nie bez powodu nosił w gmachu w Alejach Ujazdowskich ksywę Święty Mikołaj; to on przydzielał właścicielom Polski Ludowej działki, mieszkania służbowe, dodatkowy metraż powierzchni w lokalach spółdzielczych, wydawał zgodę na wykupienie za grosze przedwojennych apartamentów w przejętych przez państwo kamienicach.

Minister Wieczorek dał koledze Glazurowi pismo do Urzędu Powiatowego w Wyszkowie, żeby mu przydzielili działkę budowlaną w pobliskiej wsi letniskowej nad Bugiem w Popowie Kościelnym. Sprawa została załatwiona od ręki, interesant oświadczył, że domek będzie budowany systemem gospodarczym i on ustanawia się kierownikiem budowy. W zasadzie na tym się skończyło chodzenie ministra koło daczy. Resztę załatwiali podwładni mu dyrektorzy przedsiębiorstw i zjednoczeń. I do nich należało zwiezienie nieosiągalnych w sklepach materiałów budowlanych oraz wysłanie brygad na budowę. Polecenia do pracodawców tych robotników wydawano przez telefon. Ale z zachowaniem harmonogramu prac. I tak: działkę ogrodziła Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska we Wrześni. Stalowe pręty na ozdobny płot załatwiono po znajomości w Przedsiębiorstwie Produkcji Pomocniczej Budownictwa Rolniczego w tym mieście. Za 2 tys. m ogrodzenia minister zapłacił tylko 17 tys. zł (w 1979 r. były to trzy przeciętne pensje). Na ustne polecenie dyrektora Zjednoczenia Przemysłu Kruszyw, Kamienia Budowlanego i Surowców Mineralnych architekt z podległego mu biura w Krakowie opracował projekt domu letniskowego w modnym na Mazowszu stylu zakopiańskim.

Dacza miała mieć trzy piętra o powierzchni mieszkalnej 250 mkw. W piwnicy sauna. Architekt nawet wystawił rachunek – 300 zł, który minister wspaniałomyślnie zapłacił. To samo zjednoczenie kazało zawieźć do Popowa pustaki. W ilości wystarczającej do zbudowania trzypiętrowej willi. Inwestora kosztowały tylko 17,5 tys. zł, bo rzekomo były wybrakowane. Kolejne polecenie otrzymało Przedsiębiorstwo Usług Geologicznych w Rzeszowie – miało wywiercić na działce studnię po wyjątkowo zaniżonych kosztach. Tak zwana obmurówka to już zadanie dla Przedsiębiorstwa Robót Odkrywkowych i Budowlanych Przemysłu Kamienia Budowlanego w Krakowie. W tym przypadku niepotrzebny był telefon ze Zjednoczenia Przemysłu Kruszyw; sprawę załatwił sam Glazur, słusznie oczekując rewanżu od podwładnego dyrektora z Krakowa, w którego domu letniskowym kilka miesięcy wcześniej na polecenie ministra wykonano pewne roboty. Faktura za nie została wystawiona na 10 tys. zł, podczas gdy faktyczny koszt wyniósł 43 tys. zł. Różnicę wpisano w „planowane straty” pewnej państwowej inwestycji. Przygotowaniem konstrukcji budynku zajął się Kombinat Produkcji i Montażu Obiektów Budowlanych „Stolbud”.

Nad robotami wykończeniowymi też czuwał Stolbud. I tak dalej… Większość rozpraw w sądzie zajęło skrupulatne wyliczanie biegłych, ile faktycznie kosztowało zbudowanie trzypiętrowej daczy ministra. Znaczą część procesu pochłonęło więc ustalanie wartości budynku. Ekspertyzy biegłych budziły wątpliwości, ostatecznie ustalono, że osiem zatrudnionych na placu budowy przedsiębiorstw w sumie dostało za pracę 473 tys. zł. Faktury niezapłacone opiewały na 1 mln 700 tys. Niektóre firmy w ogóle nie wystawiały faktur, bo ich kierownicy nie wiedzieli dla kogo. Kiedy jeden z brygadzistów zapytał swego szefa, kto za to wszystko płaci, usłyszał, że… Pan Bóg. Prace budowlane rozpoczęto na podstawie zamówienia następującej treści: „Proszę o wykonanie elementów wraz z montażem domku w Popowie, należność wpłacę po otrzymaniu rachunku. Adam Glazur”. Minister nie podpisał protokołu zdawczo-odbiorczego, ale zgłosił budynek do ubezpieczenia w PZU na 3 mln zł.

Wszyscy tak robili

Poza biegłymi wiele do powiedzenia mieli na procesie ci świadkowie, którzy w zakładowych komisjach Solidarności rozliczali dyrekcje z nadużycia władzy. Mówiono o bizantyjskich układach w służbowej hierarchii, wywożeniu całych brygad fabrycznymi autobusami nie tylko na plac budowy u Glazura, ale i inne parcele różnych szefów, gdzie kazano ludziom robić i nie zadawać pytań. Nikt nie księgował materiałów z magazynów. Tak działo się w całej Polsce i dopiero wypadki sierpniowe na Wybrzeżu ośmieliły robotników do nazwania złodziejstwa po imieniu. Sąd usłyszał też o fałszowaniu, za zgodą ministra Glazura, statystyk wznoszonych osiedli spółdzielczych. W efekty budownictwa mieszkalnego danego roku wliczano lokale oddawane do użytku w roku następnym bądź w stanie surowym.

Proces Adama Glazura trwał dwa miesiące. Obrońcy starali się przekonać sąd, że ich klient był pracowity i tego samego wymagał od podwładnych. Ale wobec treści oskarżenia brzmiało to dwuznacznie. Adam Glazur zapytał w ostatnim słowie, dlaczego to on został posadzony na ławie oskarżonych. „Przecież wszyscy dookoła tak robili, inni bogacili się bardziej nachalnie”. Były minister twierdził, ze stał się ofiarą politycznej rozgrywki. Prosił o uniewinnienie. Prokurator wnioskował o dziesięć lat więzienia. Sąd przyjął, że były minister zagarnął mienie społeczne wartości 1 mln 700 tys. zł. Ponadto przywłaszczył sobie ciosy słonia wartości 1 mln 300 tys. zł. Za to wszystko Adam Glazur został skazany na siedem lat więzienia, 150 tys. zł grzywny, przepadek willi w Popowie oraz pozbawienie praw obywatelskich na czas odbywania kary. Sędzia Lech Paprzycki w uzasadnieniu wyroku zauważył, że oskarżony nie chciał zrozumieć, na czym polegają jego winy.

A był sądzony za konkretne czyny. Wbrew temu, co wyjaśniał, nie ma dowodów, że zamierzał zapłacić za protekcyjne zbudowanie mu willi. Regulował tylko niektóre rachunki, bardzo zresztą zaniżone. A przecież jako minister od budownictwa powinien orientować się w kosztach materiałów i robocizny. „–Adam Glazur nie jest ofiarą ani rozgrywek wśród politycznych prominentów, ani robotniczego protestu kwestionującego autorytaryzm władzy – podkreślał sędzia. – Gniew ludu stanowi dyrektywę jedynie dla trybunałów rewolucyjnych, nie zaś dla sądów powszechnych praworządnej Rzeczypospolitej". Oskarżony dołączył do tych wysokich urzędników i funkcjonariuszy partyjnych, którzy gdy już wszystkiego na rynku brakowało, w biały dzień prześcigali się w rozkradaniu Polski. Dla nich państwowe znaczyło niczyje. W domu wszystko się przydawało, nawet kły słonia. O których w ostatniej chwili przypomniała sobie małżonka właśnie odwołanego ministra. Kiedy stało się oczywiste, że kły słonia to był dar afrykańskiego państwa dla rządu polskiego, Glazur zaczął przekonywać sąd, że tak naprawdę były dwie pary ciosów. Jedna dla Budimexu, druga dla ministra. Pamiątki różniło to, że ciosy Budimexu cuchnęły i z tego powodu zostały wyrzucone. Nie ma na tę okoliczność świadków. Kły znalazły cichą przystań w Muzeum Etnograficznym.

Państwowe, czyli niczyje

Kiedy po sierpniu 1980 r. nadszedł czas rozliczeń prominentów, niemal każdy miał zarzut brania lub dawania łapówek nazywanych upominkami. Podsądni wyjaśniali: nie tylko ja tak robiłem, wszedłem w coś, co już obowiązywało. W salach Sądu Wojewódzkiego w Warszawie tego rodzaju tłumaczenia powtarzały się jak echo. Eugeniusz Dostojewski, prezes Głównego Urzędu Ceł, przyznał, że za urzędową przychylność brał łapówki od Kazimierza Tyrańskiego, szefa Centrali Exportowo Importowej „Minex” (skazanego na 15 lat). Kiedy dyrektor miał przekroczyć punkt graniczny w Świeciu, Cieszynie czy na lotnisku Okęcie, prezes telefonował do podległych celników, aby tego gościa „przyjęli godnie”. Oznaczało to przepuszczenie turysty bez zaglądania do jego bagażu. W rewanżu za możliwość przemycenia zakazanego towaru prezes GUC dostawał różne towary nieobecne na polskim rynku – od luksusowych alkoholi poczynając, na elektronicznym sprzęcie kończąc.

Nie znał ograniczeń w szastaniu państwowymi pieniędzmi na podarunki prezes Radiokomitetu Maciej Szczepański, kolejny oskarżony w tym czasie. W mieszkaniu, które otrzymał po przeprowadzce z Katowic, znaleziono rzeczy należące do telewizji. Nie były wypożyczone; po prostu przywiezione (– Dlaczego pan nie zapłacił? – zapytano go w śledztwie. – Zapomniałem w nawale obowiązków służbowych – padła odpowiedź). Po kontroli NIK skrupulatnie podliczono, co należało do telewizji: fotel wyściełany, wentylator termo, stolik pod telefon itd. Lista jest bardzo długa – w sumie zarzucono Szczepańskiemu, że przywłaszczył mienie wartości 3 mln 750 tys. zł. Natomiast tytułem łapówek, również od gości zagranicznych, wpadło do kieszeni prezesa ok. 1,5 mln zł. Szczepański nie garnął tylko pod siebie. Z gestem paniska rozdawał pieniądze Radiokomitetu wysokim funkcjonariuszom administracyjno-partyjnym.

NIK wyliczyła, że prezenty z tej półki pochłonęły 900 tys. zł pieniędzy podatników. Drugie tyle poszło na przekupywanie delegacji zagranicznych. Prezes bronił się, przekonując sąd, że radio i telewizja nie funkcjonowały na bezludnej wyspie, lecz w ścisłych związkach i zależnościach z aktualną władzą. Został skazany na osiem lat. Wyszedł z aresztu z powodów zdrowotnych po prawie czterech latach. Zmarł w ubiegłym roku. W telewizji państwowej pozostawił po sobie opinię sprawnego menedżera. Przywłaszczone dobra z prokuratorskiej listy, które w 1982 r. tak bulwersowały na procesach prominentów, dziś wywołują tylko wzruszenie ramion. Wiele z tych „luksusów” można znaleźć na śmietniku. Ale czy to znaczy, że zmieniły się kryteria moralne dla władzy?

Więcej możesz przeczytać w 14/2016 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.