Co dalej z unijną konstytucją?

Co dalej z unijną konstytucją?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zebrani w Brukseli unijni przywódcy postanowili dalszy ciąg prac nad konstytucją powierzyć Irlandii, która od stycznia przejmie prezydencję w Unii Europejskiej.
"Rada Europejska (szefowie rządów UE) odnotowuje, że na obecnym etapie konferencja międzyrządowa nie zdołała dojść do  całościowego porozumienia w sprawie projektu traktatu konstytucyjnego" - głosi oficjalny komunikat wydany w sobotę na zakończenie szczytu Unii Europejskiej w Brukseli.

Negocjacje będą toczyć się dalej, pod prezydencją irlandzką, jednak - jak oświadczył irlandzki premier Bertie Ahern - nie należy się spodziewać ich wznowienia przed marcem przyszłego roku. Zdaniem szwedzkiego premiera Goerana Perssona, prawdziwe negocjacje będą prawdopodobnie prowadzone nawet już w okresie przywództwa Luksemburga" (pierwsza połowa 2005 r.)

Szkoda, że nie udało się przyjąć pierwszej konstytucji Unii Europejskiej, ale nie stało się nic strasznego i że trzeba rozmawiać dalej - mówią przywódcy europejscy. "Mamy działające instytucje, forsujemy poszerzenie, które nastąpi 1 maja (2004). Nie ma mowy o żadnym dramacie ani o kryzysie przez duże K" - powiedział w sobotę w Brukseli prezydent Francji Jacques Chirac.

Brytyjski premier Tony Blair wyraził opinię, że różnice nie do pokonania w sprawie siły głosu poszczególnych członków w poszerzonej UE są "absolutnie zrozumiałe". Podkreślił, że błędem byłoby "traktować to w apokaliptycznych kategoriach", i wyraził przekonanie, że ostatecznie problem zostanie rozwiązany.

Mimo pojednawczego tonu, przedstawiciele Francji i Niemiec obwiniali za fiasko Polskę i  Hiszpanię, które sprzeciwiły się wpisaniu do konstytucji zapisu o  odejściu w 2009 roku od korzystnego dla obu krajów nicejskiego systemu głosowania w Radzie UE. Przewodniczący obradom premier Włoch Silvio Berlusconi odmówił jednak obarczenia winą wyłącznie tych dwóch krajów, wskazał również na sztywne stanowiska Francji, Niemiec i Belgii. Te trzy kraje upierały się bowiem przy zaproponowanym przez Konwent Europejski systemie uzależniającym siłę głosu każdego państwa od liczby ludności.

Podkreślił, broniąc się przed zarzutami, że swój udział w niepowodzeniu rozmów ma też nieudolne prowadzenie konsultacji, powiedział, że przyczyną nieprzyjęcia konstytucji UE był "totalny brak porozumienia" tylko w jednej sprawie - siły głosu krajów członkowskich UE. Pozostałe w ogromnej większości zostały uzgodnione i nie będzie się już do nich wracać.

Kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, dał do zrozumienia, że to Polska i Hiszpania, stawiające interesy narodowe ponad ideę integracji europejskiej, ponoszą odpowiedzialność za niepowodzenie negocjacji na szczycie Unii Europejskiej. Dwa kraje nie chciały "wykonać żadnego ruchu" - oświadczył. Powiedział przy tym, że nie ocenia ich postawy z moralnego punktu widzenia. "W jednym kraju ma to tradycję, w drugim jest związane z punktami widzenia w polityce wewnętrznej" - ocenił.

Ostrzegł jednak, że jeśli nie uda się uchwalić konstytucji "w przewidywalnym czasie", może dojść do powstania Europy "dwóch prędkości". "Niemcy nie dążą do tego, lecz taki rozwój sytuacji będzie odpowiadać logice, jeśli prace nad konstytucją zakończą się fiaskiem". Dodał, że Niemcy są gotowe razem z Francją, Wielką Brytanią i nowymi krajami Unii do wykorzystania możliwości "wzmocnionej współpracy".

Obie strony zgodziły się, że brak wspólnego stanowiska w sprawie konstytucji jest co prawda niekorzystny dla wyniku konferencji, lecz że nie będzie miało negatywnych skutków dla stosunków niemiecko-polskich.

Ostrzej skrytykował Polskę niemiecki deputowany do Parlamentu Europejskiego Elmar Brok (CDU). "Myślę, że Polska bardzo szybko się zorientuje, że było to pyrrusowe zwycięstwo" - powiedział w wywiadzie wyemitowanym przez niemiecką telewizję Phoenix. "Jest to sytuacja bez precedensu w historii europejskiej integracji, że kraj, który dopiero wstępuje do Unii, nie będąc jeszcze jej członkiem doprowadza do upadku całego projektu".

Były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Niemiec Klaus Haensch, zarzucił wręcz Polsce i Hiszpanii, że zniweczyły wysiłki wielu krajów, zmierzające do przyjęcia konstytucji UE. "Dla Europy jest to katastrofa" - ubolewał. "Dwa kraje, Hiszpania, a zwłaszcza Polska, zadeklarowały, że nie ustąpią nawet na milimetr. To był powód niepowodzenia szczytu. Kraje te pokazały, że nie są w stanie wznieść się na poziom, od którego zaczyna się historia Europy" - dodał Niemiec.

Zapewnieniom premiera Leszka Millera o przyjaznych negocjacjach i wzajemnym przyjmowaniu swoich argumentów ze zrozumieniem przeczy ocena przywódcy opozycyjnej Komunistycznej Partii Czech i Moraw Miroslava Grebniczka. Jego zdaniem, przyczyną niepowodzenia brukselskiej konferencji było stanowisko Francji i Niemiec, zwłaszcza ich postępowanie wobec Polski i Hiszpanii.

Grebeniczek twierdzi, że przedstawiciele Francji i Niemiec grozili Polsce i Hiszpanii sankcjami i mówili wręcz, że nad nieposłusznymi wisi miecz Damoklesa - groźba wstrzymania inwestycji. "To nie jest metoda prowadząca do pozytywnych wyników" - podkreślił, dodając, że "niedopuszczalne jest, aby kontynuowano dyktat mocarstw wobec państw mniejszych, stających się dopiero członkami Unii".

Również wielu dyplomatów unijnych po zakończeniu rozmów wołało na widok polskich dziennikarzy: "Nie ma konstytucji, nie ma pieniędzy!" Minister w kancelarii premiera Tadeusz Iwiński stanowczo zaprzeczał jednak, jakoby Niemcy groziły Polsce zmniejszeniem wsparcia za pośrednictwem budżetu unijnego.

Wielu dyplomatów ostrzegało także w kuluarach szczytu, że Niemcy zajmą teraz niezwykle twardą postawę w zbliżających się targach o plany budżetowe Unii na lata 2007-2013. Aluzje tego rodzaju mieli podobno robić na zamkniętym spotkaniu z niemieckimi dziennikarzami kanclerz Schroeder i szef dyplomacji Joschka Fischer. Negocjacje w sprawie unijnej konstytucji będą się bowiem toczyć równolegle z debatą budżetową na lata 2007 - 2013.

Nie obawia się tego towarzyszący premierowi minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz. "Zależność między nimi "można rozpatrywać jakby w obu kierunkach, więc byłoby wyjątkowo niemądre wiązanie tych dwóch kwestii ze sobą" - powiedział, co zostało to odczytane jako ostrzeżenie dla tych niemieckich dyplomatów, którzy obecnym na szczycie dziennikarzom zapowiadali, że teraz "Niemcy usztywnią się" w unijnej debacie budżetowej.

Inni zapowiadali dalsze zacieśnienie więzi między państwami założycielskimi UE, zwłaszcza Francją, Niemcami i Belgią, ale na  razie nie powiodły się im nawet plany ogłoszenia wspólnej deklaracji o ambitnych planach integracyjnych założycielskiej szóstki (należą do niej także Holandia, Włochy i Luksemburg).

Prezydent Chirac nawiązał do swojego pomysłu sprzed kilku lat, żeby "pionierskie grupy" państw członkowskich zacieśniały integrację w takich dziedzinach jak obrona, polityka gospodarcza czy wymiar sprawiedliwości.

Świadectwem współdziałania "wielkiej trójki" było także spotkanie trzech przywódców z Berlusconim tuż przed końcowym obiadem w  sobotę. Dyplomaci podejrzewali, że przywódcy "wielkiej trójki" powiedzieli mu, żeby nie szukał dalej kompromisu, skoro nie ma  zgody na żaden z sugerowanych przez niego kompromisów.

Dyplomaci unijni twierdzili, że wcześniej Berlusconi kusił uczestników szczytu 3-4 wariantami. Jeden stanowiła "poprawiona Nicea" (przez dołożenie Niemcom kilku głosów). Inny - skorygowana propozycja konwentu z podniesionymi progami większości w stosunku do pierwotnej propozycji (ponad 50 proc. państw reprezentujących 60 proc. ludności UE).

Wreszcie były sugestie, żeby przejść na nowy system później niż w  2009 roku, chyba że przedtem sprzeciwiłaby się temu kwalifikowana większość w Radzie UE, liczona jeszcze według systemu nicejskiego.

Według unijnych dyplomatów, różne warianty były odrzucane a to przez Niemcy, a to Francję, a to Hiszpanię, Polska zaś odrzucała wszystko poza tzw. klauzulą rendez-vous. Przewidywałaby ona odłożenie decyzji o ewentualnym poprawianiu Nicei na kilka lat. Miller przyznał, że nie znalazło to szerszego poparcia.

em, pap

Czytaj też: Unijny pat!