Prasowanie Europy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dawno w Europie nie było tak zmasowanej kampanii przeciw jednemu państwu, jak teraz przeciw Polsce.
"Polska będzie gwiazdą Unii Europejskiej" - oznajmiła kilka tygodni temu elita biznesowa UE. Sondaż przeprowadzony przez UPS Europe Business Monitor wykazał, że aż 44 proc. spośród 1453 topmenedżerów uważa Polskę za kraj przyszłości. Na drugim miejscu w tej klasyfikacji znalazły się Czechy, które wskazało 9 proc. respondentów. Listę zamykają Słowenia, Litwa i Słowacja z procentem wskazań. Po szczycie brukselskim to się zmieniło: teraz to Słowacja i Słowenia są "krajami przyszłości", zaś Polska - "zawalidrogą". Prasa europejska rozpisuje się na nasz temat; można wręcz powiedzieć, że media dokonały "drugiego odkrycia Polski". Do niedawna byliśmy nieokreśloną plamą na mapie lub przywoływaliśmy wspomnienia z lekcji geografii, dzisiaj jesteśmy bohaterami kronik politycznych. Ale nie jako "przyszła gwiazda Europy", lecz jako "zabójcy traktatu", "nacjonaliści", "naród nie czujący europejskiego ducha", "nie rozumiejący ani europejskich zasad, ani szczegółów".

Europa - ofiara Polaków i Hiszpanów

"Na szczycie w Brukseli rządy Hiszpanii i Polski dały do zrozumienia, jakiej Europy nie tolerują. Nie chcą, by zrodziło się coś nowego na Starym Kontynencie, nie chcą podmiotu politycznego, który byłby w stanie podejmować decyzje jednocześnie szybkie, sprawne i demokratyczne. Chcą status quo. (...) Na szczęście większość rządów obecnych w Brukseli nie zaakceptowała tej ofensywy konserwatyzmu" - napisała w artykule wstępnym dziennika "La Stampa" Barbara Spinelli, córka jednego z założycieli Wspólnoty Europejskiej Altiero Spinellego. Lewicowa "La Repubblica" chłostała: "Europa wet i szantaży narodowych, ciągnących się od Maastricht do Amsterdamu, z Amsterdamu do Nicei, dojechała do pętli... Europa, ofiara Hiszpanów i Polaków, stawia czoło rozszerzeniu bez traktatu, bez konstytucji, bez karty praw. (...) Nie przypadkiem to dwa tenory z "partii amerykańskiej" - Hiszpania i Polska - wymachiwały wetem w sprawie reformy głosowania, która dawałaby pierwszeństwo czynnikowi demograficznemu, a nie dyplomatycznemu, Europie narodów, a nie rządów. To te kraje, które były protagonistami niezgody na wojnę w Iraku - Francja, Belgia i Niemcy - odparły szantaż, ogłaszając fiasko szczytu". Komentator "Corriere della Sera" dodawał: "Polska deklaruje wierność Europie, ale nie ma żadnego problemu z zablokowaniem procesu konstytucyjnego. Bezpardonowa polityka skrywanego nacjonalizmu. Ofiara i kat Europy. (...) Tu Europa jeszcze nie dotarła - zatrzymała się na Odrze".

Stawka większa niż konstytucja

Krytykowała nas nie tylko od prasa. Napadali nas też politycy. Szczególnie aktywni byli Belgowie. Już 10 lat temu ówczesny chadecki premier, a dzisiejszy zastępca Giscarda d'Estaing w konwencie Jean-Luc Dehaene po wizycie w Polsce oświadczył gazecie "La Libre Belgique", że belgijskie fundusze na pomoc rozwojową należy przekazać Czechom, bo Polacy z pewnością je zmarnują. Dziś w Brukseli rządzą liberałowie, ale nastawienie do Polski się nie zmieniło. Zarówno premier Guy Verhofstadt, jak - zwłaszcza - minister spraw zagranicznych Louis Michel (o którym w Brukseli mówią, że najpierw "włącza" usta, a potem rozum) krytykują Polskę przy każdej okazji: od poparcia amerykańskiej interwencji w Iraku, poprzez niewypełnienie naszych przedakcesyjnych zobowiązań, do obarczania nas - wbrew wszelkiej logice - odpowiedzialnością za fiasko konferencji międzyrządowej.

Równie nieprzychylne wypowiedzi słychać było z Niemiec, gdzie za milczącym (a może nie tylko) przyzwoleniem Gerharda Schroedera odżywają antypolskie fobie i uprzedzenia. Ich wyrazem są nowe Polenwitze. Dowcipy o Polakach rzadziej już opowiadają satyrycy, ale w niemieckojęzycznym Internecie można ich znaleźć tysiące. Kolejki na granicy są dlatego, że "Polacy wracają trzema autami". Joschka Fischer w Polsce zapinał marynarkę, "by mu nie skradziono portfela z wewnętrznej kieszeni". Polscy żołnierze "nie pozwolą, by ktoś inny splądrował Irak".

Polski kozioł ofiarny

Może jednak jest trochę prawdy w krytykach, może pobłądziliśmy i powinniśmy zawrócić ze źle obranej drogi? Raczej nie: te same gazety w mniej eksponowanych miejscach przyznają nam rację. "La Stampa" obok wspomnianego artykułu Barbary Spinelli publikuje materiał zatytułowany "Nie Chiraca. Winny klęsce?" z podtytułem "Wszystkie "korytarze" w siedzibie rady przypisują winę kanclerzowi Schroederowi". "Corriere della Sera" cytuje Silvio Berlusconiego: "Gra się na zrzucenie winy za brak porozumienia na Polskę i Hiszpanię, ale te kraje mają prawomocne interesy, których bronią, tak jak zrobiłby to każdy inny, gdyby był na ich miejscu". "Le Monde" zauważał: "W Nicei Chirac uparcie odrzucał podwójną większość - państw i mieszkańców - proponowaną przez Berlin. (...) Dziś Hiszpania i Polska wskazywane są palcem jako źli uczniowie z europejskiej klasy, pod pretekstem, że odrzucają system ważenia głosów, przyjęty pod naciskiem Francji".

Skąd te różnice w opiniach? Czyżby aż tylu dobrych dziennikarzy naraz straciło rozum? Być może, ale bardziej prawdopodobne jest wytłumaczenie, że część dziennikarzy realizowała zadania wyznaczone nie przez redaktorów naczelnych, ale przez rządy i sekretariaty partii. Tu nie chodzi wszak tylko o antypatie do Polski. Francja, Niemcy i Beneluks grają o większą stawkę. Wszystko wskazuje na to, że zdecydowały już na swój sposób zinstytucjonalizować awangardę Giscarda, czy tzw. twarde jądro, jak ostatnio nazywa się w prasie grupę państw, które mają zamiar zawiązać unię A. Państwa te - z dodatkiem Austrii (wyraźnie wybrała rolę satelity Niemiec) i Grecji (rządzonej przez antyamerykańskich socjalistów) - mogą niebawem podpisać traktat konstytucyjny Giscarda w obecnym kształcie, ogłaszając się awangardą Europy. Traktat daje im do tego prawo. Dla Francji i Niemiec oznacza to, że nie będzie już potrzebna żadna konferencja międzyrządowa, nie będą konieczne negocjacje i kompromisy. Państwa, które zechcą dołączyć do unii A, będą po prostu musiały podpisać traktat konstytucyjny w obecnych kształcie. Jeśli im nie będzie odpowiadał, nic nie stoi na przeszkodzie, by nie podpisywały i pozostały tam, gdzie są, czyli w unii B. Problem w tym, że Europa niemiecko-francuska ma więcej oponentów, niż się Chiracowi i Schroederowi wydawało. Do awangardy Giscarda prawie na pewno nie przystąpią Wielka Brytania i Hiszpania. Po niedawnym zwrocie Berlusconiego raczej nie przyłączą się do niej również Włochy. Poza awangardą pozostanie Polska, a prawdopodobnie również Finlandia i Irlandia. Być może także kilka mniejszych krajów obecnej i przyszłej UE nie ugnie się pod dyktatem.

Liga antyoszczercza

Nikt tak dobrze jak sami Polacy nie wie, że na niemałą część krytyk zagranicznej prasy rzeczywiście zasługujemy. Ale też nikt tak dobrze jak zagraniczni dziennikarze nie wie, że dzisiaj Polska na naszym kontynencie stanowi anomalię tylko pod względem jakości dróg. Pod każdym innym względem - jeśli chodzi o niemądrych polityków, alienację władzy, korupcję, przestępczość, niesprawne urzędy itd. jesteśmy w "średniej kontynentalnej" albo wręcz wypadamy całkiem dobrze. Dlatego artykuły, jakie się o nas ukazały i jeszcze się ukażą, są niesprawiedliwe i zasługują na reakcję. Jaką? Są dwie szkoły.

Jeśli mamy pewność, że artykuły o Polsce są niesprawiedliwe, powinniśmy zorganizować masową kampanię informacyjną o Polsce, Polakach i polskiej racji stanu. Ogromna większość piszących o nas ostatnio dziennikarzy nigdy w Polsce nie była. A niemal wszyscy, którzy do nas przyjeżdżają, wracają albo oczarowani, albo pod wielkim wrażeniem. To będzie nawet sporo kosztować, ale każdemu krajowi nic się tak nie opłaca, jak inwestować w dziennikarzy, jak mieć prasę po swojej stronie. PAIiZ, UKIE, MSZ - wszystkie możliwe instytucje - powinny się natychmiast rozpocząć operację "czyścimy nasz image".

Jeśli dowiedziemy (co nie jest trudne), że zła prasa jest wynikiem planu kilku rządów, to może warto byłoby we współpracy z Polonią powołać do życia Ligę Antyoszczerczą na wzór żydowskiej Anti-Defamation League. "Naszą misją - czytamy w statucie ADL - jest zatrzymać, apelując do rozsądku, sumienia, a w razie potrzeby do prawa, oszczerstwa pod adresem narodu żydowskiego". Liga zbiera i analizuje wszystkie wypadki nienawiści rasowej (nie tylko przeciwko Żydom), dokumentuje je, prowadzi działalność wychowawczą i pedagogiczną, tłumaczy, a czasem zaskarża do sądów szczególnie jaskrawe wypadki ksenofobii. My też powinniśmy mieć podobną organizację, nasz Instytut Pamięci Międzynarodowej. Powinniśmy odnotowywać i dokumentować kalumnie, pełne fałszu artykuły prasowe, wypowiedzi polityków (poczynając od Louisa Michela), akty dyskryminacji Polaków czy chociażby niechęci do nich. Potem powinniśmy cierpliwie prostować kłamstwa i pomyłki, tłumaczyć, przekonywać, zapraszać dziennikarzy, dzieci i młodzież, a gdy będzie taka potrzeba, zaskarżyć do sądu szczególnie aktywnych oszczerców.

Jacek Pałasiński, Rzym, Współpraca: Piotr Cywiński, Berlin

Pełny tekst ukaże się w najnowszym 1101 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 29 grudnia.

W tym samym numerze: Brygady pracy duchowej (Polscy księża i misjonarze stali się jednym z naszych ważniejszych towarów eksportowych)