"Przeze mnie rośniesz"

"Przeze mnie rośniesz"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie chcę sugerować, że działania antynazistów niemieckich były jakąś kalkulacją. Nie. Uważam natomiast, że przypisywanie tym działaniom ewangelicznej inspiracji jest mocno naciągane
Pan Stefan Niesiołowski odpowiedział na mój felieton sprzed dwóch tygodni (patrz "Poczta" na stronie 11). Antoine de Saint-Exupéry mówił: "Jeśli jestem od ciebie inny, w niczym nie naruszam twojej godności - przeze mnie rośniesz". Pomyślałem, że jest okazja, abyśmy obaj rośli, stąd też odpowiadam na odpowiedź Stefana Niesiołowskiego.
Pierwszego września 1939 r. na rozkaz Hitlera niemiecki Wehrmacht rozpoczął zabijanie bezbronnych ludzi. Żołnierze niemieccy zabijali zatem kobiety i niemowlęta, zabijali małe dziewczynki i chłopców z przedszkoli, zabijali sędziwych i niedołężnych starców, zabijali kaleki, chorych w szpitalach, noworodki i kobiety w ciąży. Wehrmachtowcy zabijali ludzi tylko dlatego, że ci ludzie byli Polakami, Żydami, Cyganami, Rosjanami. Rozstrzeliwano tych ludzi w ulicznych egzekucjach, setkami tysięcy, milionami, gazowano ludzi w obozach, wieszano w masowych egzekucjach, zakopywano żywcem, żywcem palono, zabijano zastrzykami fenolu w serce. O tych zbrodniach, o tych potwornościach, wiedział już wkrótce cały świat. Nie wydaje mi się możliwe, aby nie mieli o nich informacji wyżsi oficerowie Wehrmachtu. Jest trochę zastanawiające, że przez kilka wojennych lat służyli temu szatańskiemu obłędowi, choć byli jemu przeciwni. Świadomi tego piekła, nie znaleźli powodów lub możliwości działania, by zatrzymać to nad-zabijanie. Wreszcie po kilku latach doszło do próby. Nie chcę wcale sugerować, że działania antynazistów niemieckich i zamach 20 lipca 1944 r. - że wszystko to było spowodowane jakąś wynikającą z sytuacji na frontach kalkulacją. Nie. Uważam natomiast, że przypisywanie tym działaniom ewangelicznej inspiracji jest mocno naciągane. Przyznaję, że - jak pisze Niesiołowski - jestem historycznym ignorantem, coś niecoś jednak słyszałem o antynazistach w III Rzeszy. Obiło mi się o uszy nazwisko Dietricha Bonhoeffera, protestanckiego teologa więzionego i straconego przez hitlerowców tuż przed zakończeniem wojny. Wiem także, kim był Hans von Herwarth, słyszałem też o innych antynazistach związanych z von Stauffenbergiem. W książce von Herwartha "Między Hitlerem a Stalinem" - pisał ją bądź co bądź uczestnik tych wydarzeń - trudno jednak znaleźć potwierdzenie tezy Stefana Niesiołowskiego o inspiracjach Ewangelią. "Traktowali (ten czyn) przede wszystkim w kategoriach ofiary i poświęcenia" - pisze Niesiołowski. To "przede wszystkim" lekko mnie zastanawia. Von Stauffenberg jako zawodowy oficer miał z pewnością na uwadze skuteczność podejmowanego zamachu. Ofiarą jednak wolał nie być. Postawił teczkę z bombą i wyszedł. Wszystko to nie zmniejsza szacunku i uznania dla jego czynu. Tylko - powtarzam - nie te inspiracje i nie te kategorie. Bardziej znajduję te inspiracje chrześcijańskie w życiu, postawie i pisaniu innego żołnierza drugiej wojny. Antoine de Saint-Exupéry, już przeze mnie cytowany, w swoich "Zapiskach z czasów wojny" umieścił tekst, w którym chciał przekonać Amerykanów, że ich kraj powinien przystąpić do wojny. Był rok 1940. Mówił o pokoju świata, równowadze sił i o honorze, które można było ocalić, "gdyby naprzeciw stu milionów Niemców stanęło pięćset milionów Europejczyków, tak samo bliskich sobie, tak samo solidarnych, tak samo zagrożonych zagładą, a występujących w imię tego niesłychanego wyzwania, jakim jest samo ich istnienie. Nie będę tu podważał zasadności tego wyzwania, czy to w uczciwym, czy w nieuczciwym rozumieniu. Myślę, że Hitler rozumował uczciwie. I dlatego, że rozumował tak właśnie, niby Mahomet dzisiejszych czasów, należało go pobić. (...) Odkąd chrześcijaństwo ukształtowało świat, ta solidarność, zakłócana ludzką nieprawością i nieraz zdradzana, była jednak przez całe stulecia obecna. Wolność, wewnętrzny pokój i poszanowanie człowieka stanowią skarb, ale jest to skarb, który może być tylko powszechny". Exupéry pisał to w 1940 r. A wiedział to zawsze.
Pan Stefan Niesiołowski twierdzi, że mamy nieco odmienne rozumienie pojęcia bliźniego. Nawet nie "nieco". Zupełnie różne mamy. Dlatego chcę przywołać tu tylko zdarzenia z życia pewnej Amerykanki, która w roku 1953 miała lat dwanaście, może i chodziła do szkoły (w USA) prowadzonej przez siostry zakonne. 5 marca umarł Stalin i uczennice otrzymały polecenie, by pomodlić się za jego duszę. Ta, o której tu piszę, spytała: - Mam się modlić za Stalina? Dlaczego? - Bo to był bardzo zły człowiek i tylko nasza modlitwa może go uratować - brzmiała odpowiedź.
Pan Niesiołowski pominął wprawdzie sprawę PFRON, ale wyjaśnił mi za to "patos i wielkość, szczególnie pierwszej" wyprawy krzyżowej. W "Tygodniku Powszechnym" z lipca tego roku w artykule "Dwa światy" Wojciecha Pięciaka czytam m.in.:"900 lat temu pierwsza wyprawa krzyżowa zdobyła Jerozolimę i urządziła rzeź jej mieszkańców: muzułmanów, Żydów oraz chrześcijan wschodnich obrządków. Obchody tej rocznicy odbyły się niedawno w dwóch miejscach: Jerozolimie i Poznaniu. Aż trudno uwierzyć, że uczestnicy obu uroczystości są członkami tego samego Kościoła powszechnego. Poznańskie obchody (...) pod patronatem marszałek Senatu Alicji Grześkowiak (...). Pani marszałek nie mogła przybyć, przysłała natomiast list, w którym "podkreśliła ważność wyzwolenia Grobu Pańskiego dla świadomości ówczesnej Europy". Konrad Szymański (ZChN - T.) zdobycie Jerozolimy nazwał "najwznioślejszym w historii aktem szaleńczej walki w celu obrony wolności Kościoła, wartości, które leżą u stóp naszej cywilizacji. (...) W Popielec roku 2000 Jan Paweł II wypowie prośbę o przebaczenie za organizowane przez papiestwo wyprawy krzyżowe".
Panie Stefanie Miły, przecież Pan jest poważny facet, przeszłość Pan ma taką, że na baczność przed Panem stawać - działalność konspiracyjna za komuny, pięć lat więzienia, Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, NSZZ "S". W ważnych sprawach, w trudnych czasach wykazał się Pan odwagą i mądrością. Czy ja mam uważać, że serio Pan mnie upomina o przymiotnik? Bo jeśli tak, to ja Panu odpowiem: "Pan Tadeusz" Księga XI. "Wyszła msza - nie obejmie świątynia maleńka/ Całego zgromadzenia". Zapewniam Pana, że mogę tu dać dziesięć jeszcze cytatów z naszej literatury - we wszystkich msza bez przymiotnika! Rej, Biernacki, Szczypiorski wreszcie - "Msza za miasto Arras". Pozdrawiam Pana

Więcej możesz przeczytać w 37/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: