Wygramy wojnę z terrorystami!

Wygramy wojnę z terrorystami!

Dodano:   /  Zmieniono: 
W dorocznym orędziu o stanie państwa prezydent USA George W. Bush podkreślił sukcesy w walce z terroryzmem, bronił inwazji Iraku i przedstawił sytuację w USA w  korzystnych barwach.
W trwającym prawie godzinę wygłoszonym w Kongresie przemówieniu - którego wagę podnoszą tegoroczne wybory do Białego Domu - Bush dowodził, że wprowadzone po 11 września 2001 r. środki bezpieczeństwa w kraju i twarda polityka wobec krajów zagrażającym USA uczyniły Amerykę bardziej bezpieczną. Podkreślił zarazem, że mimo dotychczasowych osiągnięć wojna z terroryzmem daleka jest do zakończenia.

"Możemy iść naprzód z ufnością i zdecydowaniem, albo powrócić do niebezpiecznego złudzenia, że terroryści nie spiskują, a  przestępcze reżimy nie są dla nas zagrożeniem (...) Jest kuszące wierzyć, że niebezpieczeństwo jest za nami. Ta nadzieja jest zrozumiała, uspakajająca - i fałszywa" -- powiedział prezydent.

"Terroryści nadal knują spiski przeciw Ameryce i całemu cywilizowanemu światu. Za sprawą naszej woli i odwagi, niebezpieczeństwu temu położy się jednak kres" - mówił, przypomniawszy o licznych atakach terrorystycznych w ostatnich dwóch latach w wielu krajach, zamachach na wyspie Bali, w  Rijadzie, Jerozolimie, Stambule i Bagdadzie.

Uzasadnił następnie sens inwazji Iraku, polemizując z  zarzutami jej licznych krytyków. Reżimowi Saddama Husajna - argumentował - "nie można było pozwolić" na gromadzenie broni masowego rażenia. Nie wspominając, że broni takiej w Iraku nie znaleziono, powiedział po raz kolejny: "Świat bez Saddama Husajna jest bezpieczniejszym i lepszym miejscem".

Nawiązał do niedawnej decyzji Libii o rezygnacji z broni masowego rażenia i poddania swych arsenałów kontroli międzynarodowej. Krok libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego byłby - jak sugerował - niemożliwy bez użycia przez USA siły wobec reżimu w Bagdadzie.

Prezydent polemizował też z krytykami wytykającymi jego administracji, że operacja w Iraku nie ma charakteru bardziej międzynarodowego. Na dowód, że jest inaczej, wyliczył długą listę państw dostarczających koalicji swych wojsk, w tym Polskę (na jednym z ostatnich miejsc).

Obiecał wreszcie, że mimo ciągłych ataków na wojska koalicyjne w Iraku, w końcu doprowadzą tam one do pokoju i stabilizacji, umożliwiając powstanie nowego irackiego rządu. "Nigdy nie  pozwolimy się zastraszyć zbirom i mordercom" - powiedział, dodając: "Ten kraj (USA) będzie nadal przewodził wielkiej sprawie wolności".

Na sali Kongresu, jako jeden z zaproszonych gości, zasiadał w  czasie orędzia obok Pierwszej Damy, Laury Bush, przewodniczący Irackiej Rady Zarządzającej, Adnan Paczaczi.

Sprawy krajowe Bush poruszył dopiero w drugiej połowie przemówienia. Stwierdziwszy, że przeforsowane przez niego cięcia podatków pobudziły gospodarkę do przyspieszonego wzrostu, wezwał Kongres do uchwalenia ustawy wprowadzającej na stałe obecne niższe podatki (na razie obowiązują one tymczasowo). Przedstawił potem szereg społeczno-ekonomicznych inicjatyw zgodnych z głoszoną przez siebie formułą "konserwatyzmu z ludzką twarzą".

Zaproponował m.in. dotacje dla uniwersytetów na programy przeszkolenia zawodowego - co ma ułatwić przekwalifikowywanie się brobotnym - i ulgi podatkowe dla niezamożnych Amerykanów na wykupienie ubezpieczenia medycznego (15 procent mieszkańców USA nie posiada żadnego ubezpieczenia).

Obserwatorzy zwracają uwagę, że inicjatywy Busha są stosunkowo skromne finansowo z powodu trudnej sytuacji budżetowej - wysoki deficyt nie pozwala na nadmierne wydatki.

Wydarzeniem był apel prezydenta o uchwalenie przez Kongres poprawki do konstytucji uznającej małżeństwo za związek jedynie między mężczyzną a kobietą. ezwanie Busha, wymierzone w nasilające się w USA próby legalizacji małżeństw homoseksualnych, powitane zostało z aplauzem przez środowiska konserwatywne.

W swoich replikach Demokraci ostro skrytykowali prezydenckie orędzie. Przywódczyni demokratycznej mniejszości w Izbie Reprezentantów Nancy Pelosi przypomniała, że za rządów Busha nadwyżka budżetowa zamieniła się w prawie 500-miliardowy deficyt i  że gospodarka straciła 3 miliony miejsc pracy.

Jej zdaniem, polityka zagraniczna Busha doprowadziła głównie do  niepotrzebnych ofiar w Iraku i do konfliktów z sojusznikami USA.

"Musimy pokazać światu naszą wielkość, a nie tylko naszą siłę. Zamiast zrażać sobie naszych sprzymierzeńców, współpracujmy z  nimi. Zamiast rozdawać wielomilionowe kontrakty firmom z  politycznymi koneksjami, dzielmy się ciężarami i obowiązkami z  innymi krajami" - powiedziała Pelosi.

Wytknęła też republikańskiej administracji zaniedbania w ochronie przed terrorystami wewnątrz USA, nieszczelne granice i luki w kontroli na lotniskach.

em, pap