Były komendant przesłuchiwany

Były komendant przesłuchiwany

Dodano:   /  Zmieniono: 
Były komendant główny policji Antoni Kowalczyk zeznawał jako świadek w sprawie policyjnej akcji w Magdalence, w której zginęło dwóch policjantów.
Tę nieoficjalną informację podaną w środę przez prasę potwierdził rzecznik nadzorującej śledztwo Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, Zbigniew Jaskólski. Nie chciał jednak zdradzić żadnych szczegółów.

"Życie Warszawy" podało, że dwa miesiące przed akcją w Magdalence szef policyjnych komandosów, Kuba Jałoszyński, złożył zapotrzebowanie na nowy sprzęt, m.in. broń. Pismo, według gazety, pozostało bez odpowiedzi. Tymczasem podczas akcji niektórym antyterrorystom zacinały się pistolety maszynowe. O zakupie broni dla policji decydował zastępca Kowalczyka gen. Zbigniew Chwaliński. Prokuratura w Ostrołęce ma też sprawdzać, dlaczego antyterroryści nie dostali odpowiedniego sprzętu.

Pod koniec stycznia śledztwo w sprawie zajść w Magdalence przedłużono do końca marca. Ostrołęcka prokuratura zapowiedziała, że w tej sprawie zostaną postawione zarzuty odpowiedzialnym za nieprawidłowości. W listopadzie prokuratura informowała, że jeśli zostaną postawione zarzuty, będą obejmować "niedopełnienie przez funkcjonariuszy policji obowiązków służbowych w zakresie przygotowania i przeprowadzenia akcji zatrzymania oraz narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszczerbku na zdrowiu".

Policyjną akcję w podwarszawskiej Magdalence przeprowadzono w  nocy z 5 na 6 marca 2003 r. Jej celem było zatrzymanie Roberta Cieślaka i Igora Pikusa, zamieszanych w zabójstwo policjanta w  Parolach w 2002 r. W wyniku wymiany ognia budynek, w którym znajdowali się przestępcy, częściowo spłonął. Obaj bandyci zginęli, jak się później okazało, w wyniku zaczadzenia. Podczas akcji zginęło jednak dwóch policjantów (jeden na miejscu, drugi zmarł w szpitalu), a kilkunastu zostało rannych. Duża liczba ofiar wynikała z braku rozeznania policji w sytuacji. Policja nie wiedziała, że na posesji, gdzie ukrywali się bandyci, rozmieszczono zamaskowane urządzenia wybuchowe.

Raport z wewnętrznego śledztwa w policji zwraca też uwagę, że w Magdalence policja nie wykorzystała "elementu zaskoczenia". Zabrakło też "wariantu zapasowego" na wypadek niepomyślnego rozwoju sytuacji. Nie było też zapasowej amunicji i karabinków kałasznikow, a przed rozpoczęciem niebezpiecznej akcji nie pomyślano o zabezpieczeniu pomocy medycznej.

Ostrołęcka prokuratura przesłuchała ponad 100 osób - policjantów biorących bezpośredni udział w szturmie i grupę stanowiącą ich wsparcie. Zeznawali też członkowie komisji resortowej powołanej przez szefa policji, sporządzającej raport KGP w tej sprawie, grupa ekspertów pod przewodnictwem byłego dowódcy GROM-u generała Sławomira Petelickiego oraz załogi karetek pogotowia.

em, pap