Tylko dla orłów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polscy menedżerowie są coraz bardziej cenieni przez właścicieli zachodnich firm
W Polsce działa około trzech milionów firm. Mniej niż 1 proc. z nich notuje obroty liczone w dziesiątkach i setkach milionów złotych. O ich sukcesach decydują menedżerowie z pomysłami oraz właściciele nie przeszkadzający im w ich realizacji. Kim są twórcy sukcesów polskich firm? Jak osiągnęli sukces?
- W 1986 r. założyłem w Paryżu własną firmę zajmującą się wynajmem samochodów z kierowcami. Niebawem mieliśmy do dyspozycji sto pojazdów - opowiada o swoich początkach w biznesie Grzegorz Prądzyński, dziś prezes PBP Orbis Travel. - Zaczynaliśmy od jednego pokoju, w którym pracowały trzy osoby - wspomina Andrzej Miękus, dyrektor Przeglądu Reader?s Digest. - Gdy we wrześniu 1996 r. obejmowałem stanowisko dyrektora generalnego SmithKline Beecham Polska, firma zrealizowała tylko połowę rocznego planu sprzedaży - mówi Adam Śliwowski. - W latach 80. wpadłem na pomysł wydawania zbioru przepisów podatkowych, który sprzedawałem w dość wąskim gronie rzemieślników - mówi Ryszard Pieńkowski, dziś właściciel wydawnictwa Infor. To tylko początki drogi do sukcesu. Dalej jest ciężka praca, niekiedy niepowodzenia, poszukiwanie innej drogi. I nowy pomysł na sukces.
Śliwowski po studiach ekonomicznych i doktoracie na akademii medycznej na przełomie lat 70. i 80. pracował w zagranicznej firmie zajmującej się diagnostyką medyczną. Potem wyjechał do Wiesbaden, gdzie inna firma diagnostyczna zatrudniła go na stanowisku osoby odpowiedzialnej za rynki w Europie Środkowej i Wschodniej. W 1986 r. został członkiem wiedeńskiego zarządu regionalnego koncernu farmaceutycznego Eli Lilly. Do 1993 r. budował od podstaw sieć przedstawicielstw tej firmy w byłym Związku Radzieckim. - Następnym krokiem powinno być uruchomienie produkcji na miejscu. To był warunek dalszego rozwoju. Te plany nie mogły dojść do skutku. Zrozumiałem, że czeka mnie stagnacja - opowiada Śliwowski.
- Firma przynosiła dochody, ale nie na miarę moich aspiracji - mówi Prądzyński. Kupił więc udziały w dużym francuskim biurze turystycznym TTS i został dyrektorem generalnym. - To ciągle było za mało - wspomina. Mniejszym biurom podróży wiodło się coraz gorzej. - Zrozumiałem, że przyszłość należy do dużych, bogatych sieci turystycznych - opowiada Prądzyński. Włączył się do budowy takiej sieci. Korporacja Tourcom, w której został dyrektorem handlowym, z roku na rok powiększała swoje obroty. W jej skład weszło ponad 300 mniejszych biur podróży. Jej obroty sięgały 3 mld franków. Prądzyński awansował na stanowisko doradcy prezesa Tourcomu. - We Francji jednak pogorszyły się warunki uprawiania biznesu. Ludzie z pomysłami zaczęli wyjeżdżać za granicę, do USA i Kanady. Ja także zrozumiałem, że już więcej tam nie osiągnę - wyznaje Prądzyński.
Robert Butzke w 1981 r. zatrudnił się w elbląskim Zamechu. W 1990 r. jego firma weszła w skład megakoncernu ABB. Butzke objął stanowisko szefa handlu w jednym z zakładów Zamechu. - Akurat kończył się popyt na turbiny, było nam coraz trudniej sprzedawać nowe produkty - opowiada. W 1996 r. został prezesem zarządu i dyrektorem generalnym ABB Zamech. - Aby przetrwać, musieliśmy wymyślić nowy produkt - wspomina. Kierowany przez niego Zamech zaproponował "produkt na miarę klienta" - ofertę dla nie mających zbyt dużo pieniędzy na zakup nowego wyposażenia elektrowni i elektrociepłowni. - Wprowadziliśmy atrakcyjny finansowo tzw. pakiet modernizacyjny, zbudowaliśmy serwis. Następnie otworzyliśmy nasze biura regionalne w największych ośrodkach - opowiada Butzke. Zamech znów zaczął zdobywać zamówienia. Jego prezesa wymieniano w gronie najbardziej prężnych polskich menedżerów.
Andrzej Miękus na początku lat 90. pracował jako reporter i przygotował dla telewizji publicznej około stu godzin reportaży, programów publicystycznych itp. - W 1992 r. doszedłem do wniosku, że powinienem zacząć robić coś samodzielnie, na własne konto - opowiada. Akurat wtedy zrodził się pomysł, aby uzdrowić i rozbudować wydawany w Gdańsku peryferyjny "Businessman Magazine". Miękus objął funkcję szefa wydawnictwa Business Press, przeniósł redakcję magazynu do Warszawy. Po dwóch i pół roku "Businessmann" stał się jednym z najbardziej znanych polskich pism ekonomicznych. Wokół niego powstały inne przedsięwzięcia, na przykład klub i biblioteka "Businessmana" oraz dział szkoleń dla ludzi biznesu. - Przychody wydawnictwa wzrosły niemal o 1000 proc. Miałem pomysły na dalszy rozwój, ale jego właściciele jakoś nie mogli się porozumieć między sobą - wspomina Miękus. W 1994 r. otrzymał propozycję z planującego ekspansję w Polsce amerykańskiego Reader?s Digest. - Zupełnie nie znałem tego wydawnictwa, ale czułem, że tam uda mi się zrealizować to, co planowałem w Business Press - mówi. Potem dowiedział się, że nowe przedsięwzięcie będzie co najmniej pięciokrotnie większe od poprzedniego. Tymczasem trzy osoby, które miały je budować, dostały do dyspozycji zaledwie jeden pokój. - Wystarczyło to na początek. Nie spieszyliśmy się z działalnością wydawniczą. Najpierw postanowiliśmy przygotować rynek poprzez profesjonalny marketing - opowiada Miękus. Jego dopiero krzepnąca firma stała się jednym z prekursorów dotychczas nie znanego w Polsce marketingu bezpośredniego. Reader?s Digest wymógł także na Poczcie Polskiej poprawienie oferowanych przez nią usług. - Centrala nie przeszkadzała nam, a jedynie obserwowała nasze przedsięwzięcia - wspomina. Po niespełna pięciu latach kierowana przez niego firma znalazła się pod względem obrotów i zysku w ścisłej czołówce liczącego niemal 50 narodowych oddziałów światowego wydawnictwa Reader?s Digest. W 1997 r. stała się trzecią pod względem przychodów polską firmą wydawniczą. Każda z wydawanych przez nią pozycji książkowych wychodzi w nieprawdopodobnie dużym - jak na polskie warunki - nakładzie: ok. 150 tys. egzemplarzy. - Osiągnęliśmy błogą stabilność. Zdałem sobie sprawę, że teraz jedyną drogą rozwoju mogłaby być dla mnie powolna kariera w obrębie korporacji. To nie pasuje do mojego charakteru - konstatuje Miękus.
Krzysztof Foremniak wyjechał z Polski w stanie wojennym. Studiował w Austrii i tam rozpoczął pracę w Banku Austria. Trzy lata temu wrócił do kraju z zadaniem zorganizowania przedstawicielstwa swojego banku. Akurat wtedy doszło do jednej z pierwszych wielkich fuzji bankowych - Foremniak został włączony do zarządu nowo powstałego polskiego oddziału Bank Austria Creditanstalt. Brał udział w łączeniu obu banków, organizował akcję promocyjną nowej jednostki.
- Okazało się, że polskim przedsiębiorcom są naprawdę potrzebne poradniki pozwalające się obracać w gąszczu nowych przepisów finansowych, podatkowych itp. - mówi Pieńkowski. Wkrótce zaczął wydawać "Prawo Rzemieślnika", na którym zrobił pierwsze dość duże pieniądze. - Udało mi się chyba tylko dlatego, że wtedy nie znałem jeszcze biznesu wydawniczego i nie bałem się ryzyka - przyznaje. Potem stworzył nowe pismo - "Prawo Przedsiębiorcy", które okazało się naprawdę dochodowym przedsięwzięciem. - Firma zaczęła się rozwijać w tempie, o jakim wcześniej nawet nie marzyłem - mówi Pieńkowski. W każdym następnym roku powstawało kilka nowych tytułów. Przychody Inforu zaczęły się zwiększać o ok. 40 proc. rocznie. Obecnie wydaje on ponad 50 tytułów. W ubiegłym roku jego przychód sięgnął 130 mln zł. W 1999 r. będzie to prawdopodobnie 170 mln zł.
- W 1998 r. podjąłem ostateczną decyzję o wyjeździe ze zbyt ciasnej dla biznesu Francji, mimo że moja żona jest Francuzką - wspomina Grzegorz Prądzyński. Wrócił do Polski. Jego nazwisko szybko znalazło się w bazie danych jednej z firm zajmujących się wyszukiwaniem pracowników. Wkrótce otrzymał propozycję pracy w Orbisie. - Zorientowałem się, że PBP Orbis, choć znajdował się wówczas w bardzo dobrej sytuacji finansowej, nie miał zapewnionej równie dobrej przyszłości - opowiada Prądzyński. W Polsce nadal istnieje wiele małych biur, które m.in. dzięki niskim cenom odbierają klientów gigantom. Poza tym już zaczęła się ekspansja na polski rynek zagranicznych gigantów turystycznych, na dodatek korzystających z łagodniejszych przepisów finansowych. - Podjąłem jednak to wyzwanie, także dlatego, że w Polsce następuje gwałtowny rozwój turystyki - mówi Prądzyński. Objął funkcję prezesa zarządu Orbis Travel. - W Polsce rozpoczyna się wojna o to, kto będzie zbierał profity z turystyki za 10-15 lat. Będziemy wówczas największym krajowym biurem podróży i turystyki przyjazdowej. Znajdziemy się w gronie pięciu największych biur wyjazdowych - dodaje.
- Gdy ostatecznie zrozumiałem, że już nic nie zdziałam w moim koncernie, przeniosłem się do mniejszej, aczkolwiek bardzo dynamicznie rozwijającej się amerykańsko-brytyjskiej firmy Sterling Health - opowiada Adam Śliwowski. Przeprowadził się do Moskwy, gdzie od podstaw zaczął budować jej przedstawicielstwo. Sterling Health była pierwszą firmą, która prowadziła w Rosji profesjonalną reklamę telewizyjną, a także rozpoczęła tzw. BTL, czyli promocję i reklamę poza środkami masowego przekazu. Przez trzy lata otworzył w Rosji siedem przedstawicielstw. Po zmianach w strukturze firm został dyrektorem generalnym tamtejsze- go oddziału SmithKline Beecham. We wrześniu 1996 r. powierzono mu zadanie uzdrowienia pogrążonej w kłopotach polskiej filii SmithKline Beecham. Do końca roku z nawiązką nadrobili straty. Dziś jego firma kontroluje ok. 15 proc. polskiego rynku past do zębów i zalicza się do najlepszych w strukturach koncernu.
- Polscy menedżerowie są coraz bardziej cenieni przez właścicieli zachodnich firm. Wielu z nas udało się już przeskoczyć pewien etap i przełamać bariery tkwiące przede wszystkim w psychice - uważa Foremniak. - W Polsce zmienił się sposób postrzegania szefa firmy, menedżera, jako kogoś, kto umie "załatwić" coś, co zapewni przyszłość przedsiębiorstwu. Teraz on musi tę przyszłość po prostu wypracować - dodaje Śliwowski. - Ludzie z żyłką przedsiębiorczości, potrafiący rozwijać firmy i pomnażać zyski, są największą siłą każdego państwa - przekonuje Prądzyński.
- Za trzy, cztery lata roczny obrót Inforu wzrośnie do 500 mln zł - przewiduje Pieńkowski, który jest nie tylko właścicielem wydawnictwa, ale jednocześnie jego głównym menedżerem. W kierowanym przez Prądzyńskiego Orbisie Travel przeprowadza się gruntowną restrukturyzację - tworzy się nowe struktury zarządzające i zmienia wizerunek firmy. Trwa także rozbudowa własnych agencji, powstają nowoczesne salony podróży. - W Polsce znalazłem to, czego brakowało mi we Francji. Państwo musi jednak stworzyć jeszcze lepsze warunki dla biznesu. I jak najmniej ingerować administracyjnie w jego rozwój - dodaje Prądzyński. Prądzyński jest przekonany, że osiągnie sukces nie mniejszy niż we Francji.
- Odchodzę, zostawiam Reader?s Digest w bardzo dobrej sytuacji ekonomicznej. Zacznę budować coś nowego - zdradza Andrzej Miękus. Również Robert Butzke stanął przed nowym wyzwaniem: niedawno objął stanowisko prezesa zarządu i dyrektora generalnego Elektrimu Energetyki SA i Megadeksu SA.


Więcej możesz przeczytać w 39/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.