Kerry czyli Bush?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Najpewniejszy kandydat Demokratów na prezydenta USA wygrywa w sondażach z urzędującym prezydentem od czasu gdy zaczął głosić te same hasła co rywal.
Przewidywanie wyniku amerykańskich wyborów prezydenckich przypomina wróżenie z fusów - amerykańska opinia publiczna jest bardzo kapryśna. Idealni kandydaci już byli. Wesley Clark, czterogwiazdkowy generał, który jeszcze w 2001 wiernie salutował ekipie Busha, był - już jako demokrata - murowanym kandydatem na prezydenta. Po nim przyszedł Howard Dean, który też odpadł. Teraz jest John Kerry, senator z Północnej Karoliny, który nominację Partii Demokratycznej ma już w kieszeni. Jesienią stanie więc do walki z George'm Bushem, a już teraz sondaże dają mu wygraną z urzędującym prezydentem. Stało się tak, ponieważ kampania wyborcza Kerry'ego nieco "zmiękła" i swój środek odsunęła od krytyki Busha w stronę prezentowania niemal takich samych poglądów, jednak przy użyciu innych środków.

Kerry otwarcie mówi, że popiera wojnę w Iraku, ale sprzeciwia się neokonserwatywnemu prowadzeniu polityki zagranicznej; popiera uszczelnienie granic, ale nie kosztem wyrzucania imigrantów. Kampania rozbije się więc o kwestie, które i tak zaraz po wyborach zostaną zapomniane, czyli małżeństwa homoseksualne i stosunek do kary śmierci - już teraz Kerry w tej pierwszej kwestii rzucił wyzwanie Bushowi przedstawiając go jako zajadłego konserwatystę, który boi się nawet o tym rozmawiać.

Minus Johna Forbesa Kerryego to przede wszystkim fakt, że walczy z urzędującym prezydentem. George W. Bush na pewno wyciągnie wnioski z porażki swego ojca, który po pierwszej kadencji musiał opuścić fotel. Jego kampania skupi się na poprawie gospodarczej i obniżeniu podatków. Z drugiej strony Bush będzie zapewniał, że jest kontynuatorem dotychczasowej skutecznej polityki zagranicznej (zwłaszcza gdy uda się złapać przed wyborami bin Ladena). George W. Bush zapowiada, że jeszcze nie wystartował i się dopiero rozgrzewa. Jego zaplecze na pewno szykuje haki na Kerry'ego. Jednym z nich na pewno będzie fakt, że Kerry - lewicujący demokrata - jest najbogatszym senatorem USA.

Grzegorz Sadowski