Bush: to krucjata antyterrorystyczna

Bush: to krucjata antyterrorystyczna

Dodano:   /  Zmieniono: 
W pierwszą rocznicę wojny w Iraku, George Bush zaapelował o wspólny front i niezłomność w wojnie z terroryzmem, której nieodłącznym elementem jest - według niego - kampania iracka.
"Terroryści nie akceptują nie tylko naszej polityki. Nie akceptują naszego istnienia jako wolnych narodów. Żadne ustępstwa nie uśmierzą ich nienawiści. Żadne koncesje nie zadowolą ich nieograniczonych żądań. Ich ostateczną ambicją jest panować w krajach Bliskiego Wschodu i szantażować resztę świata bronią masowego terroru" - powiedział Bush na uroczystym spotkaniu w Białym Domu z okazji pierwszej rocznicy wojny w Iraku.

"Nie jest możliwy odrębny pokój z terrorystycznymi wrogami. Jakakolwiek oznaka naszej słabości lub odwrotu po prostu uzasadnia dla nich sens terrorystycznej przemocy" - oświadczył z naciskiem Bush w obecności ambasadorów kilkudziesięciu państw, w tym Polski.

Prezydencki apel o jedność nabrał szczególnego znaczenia wobec sygnałów kruszenia się międzynarodowej koalicji w Iraku - zapowiedzi wycofania wojsk przez premiera-elekta Hiszpanii oraz wypowiedzi prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, odebranej w USA jako wyraz zniecierpliwienia Polski jej zaangażowaniem w Iraku.

"Żaden kraj ani region nie jest wyłączony z terrorystycznej kampanii przemocy. Te ataki to test naszej woli. Każdy atak obliczony jest na osłabienie ducha naszych narodów i podzielenie nas. Na każdy atak trzeba więc odpowiedzieć nie tylko żałobą, ale i determinacją, silniejszym zdecydowaniem i jeszcze śmielszym działaniem przeciw zabójcom" - powiedział Bush.

"Jest obowiązkiem każdego rządu walczyć i unicestwić to zagrożenie. Nie ma neutralnego gruntu w walce między cywilizacją a terrorem, gdyż nie ma neutralnego gruntu między dobrem a złem, wolnością a niewolnictwem oraz życiem a śmiercią" - oświadczył prezydent.

Bush przedstawił także operację w Iraku jako część szeroko zakrojonej krucjaty o demokrację na całym Bliskim Wschodzie, a nawet kontynuację amerykańskich wysiłków na rzecz szerzenia tego ustroju na całym świecie.

"W 1980 roku przykład Polski zapalił płomień wolności w całej Europie Wschodniej " - powiedział, dodając, że obecnie należy dążyć do jego rozniecenia na Bliskim Wschodzie i w całym świecie arabskim i muzułmańskim, gdzie dominują na razie rządy autokratyczne.

Komentując wystąpienie Busha, jego demokratyczni krytycy podkreślili, że ich zdaniem wojna w Iraku nie była potrzebna do zwalczania terroryzmu.

"Bush próbuje stworzyć wrażenie, że walka w Iraku jest niezbędną częścią wojny z terroryzmem. To jest główna różnica, jaka nas dzieli. Wojna w Iraku nie jest nieodłącznym elementem wojny z terrorem. Rok po inwazji Al-Kaida zdobyła przyczółki w Iraku i jesteśmy tam w niebezpieczeństwie" - powiedział w telewizji CNN emerytowany generał Wesley Clark, były dowódca NATO i były kandydat do demokratycznej nominacji prezydenckiej.

"Administracja popełniła strategiczny błąd, wciągając nas do Iraku. Teraz nie odniesiemy tam sukcesu, jeśli nie przyciągniemy sojuszników w inny sposób niż obecnie" - dodał generał.

***

W pierwszą rocznicę inwazji na Irak amerykańskie gazety oceniają, że wojna nie osiągnęła na razie większości celów, które wiązał z nią rząd USA, natomiast jej koszty okazały się dużo większe, niż przewidywali jej zwolennicy.

Piątkowy "Washington Post" zwraca uwagę, że administracja prezydenta Busha, uzasadniając potrzebę siłowego usunięcia reżimu Saddama Husajna, podała nadmiernie optymistyczne prognozy kosztów operacji wojskowej, skali jej trudności, spodziewanego oporu przeciwnika i przewidywanych strat koalicji. Dziennik przypomniał, że 23 kwietnia 2003 r., a więc już po zdobyciu Bagdadu, administracja podała, iż odbudowa Iraku będzie kosztować USA 1,7 miliarda dolarów. Już jednak pięć miesięcy później rząd poprosił Kongres o dodatkowe 20 mld dolarów na ten cel, a dziś szacuje się te koszty na 75-90 mld dolarów rocznie.

"Administracja nie tylko drastycznie zaniżyła koszty finansowe okupacji Iraku, lecz również poważnie nie doceniła trudności w pacyfikacji tego kraju. O ile pokój i demokracja mogą jeszcze zapanować w tym regionie, to pewne wczesne sygnały wskazują, że akcja wojskowa USA miała skutek przeciwny" - pisze gazeta.

Zwraca ona uwagę na optymistyczne prognozy ministra obrony Donalda Rumsfelda sprzed wojny, że potrwa ona "sześć dni lub sześć tygodni". Wprawdzie Bagdad zdobyto i reżim Saddama usunięto w  ciągu trzech tygodni - przypomina "Washington Post" - ale walka z  ruchem oporu trwa już rok i nie widać jej końca.

Nawet ultrakonserwatywny "Washington Times" przyznał w  piątek, że "rok po inwazji na Irak i obaleniu reżimu Saddama krwawe powstanie ciągle trwa, podsycane przez terrorystów i byłych zwolenników dawnego reżimu".

Lewicujący "New York Times", który od początku zajmował stanowisko krytyczne wobec wojny, ocenia w artykule redakcyjnym, że bilans tej operacji jest po roku zdecydowanie negatywny. Dziennik przypomina, że w Iraku nie znaleziono broni masowego rażenia - co było głównym uzasadnieniem inwazji - ani dowodów, by reżim Saddama miał cokolwiek wspólnego z atakiem terrorystycznym 11 września 2001 r.

"Inwazja na Irak i obalenie jego przywódcy nie uczyniły praktycznie nic dla powstrzymania terroryzmu. Ataki terrorystyczne trwają mimo schwytania Saddama Husajna. Wojna w Iraku w istocie odciągnęła ograniczone środki od wojny z terrorystami w  Afganistanie i innych regionach" - napisał "N.Y.Times".

Zwraca on też uwagę na polityczne koszty dla USA na arenie międzynarodowej, skłócenie z sojusznikami w Europie i najnowsze wątpliwości, pojawiające się nawet w krajach początkowo sprzymierzonych z iracką polityką USA, jak Hiszpania.

em, pap