Zlekceważyli Al-Kaidę? (aktl.)

Zlekceważyli Al-Kaidę? (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Administracje George'a W. Busha i Billa Clintona nie wykorzystały możliwości zlikwidowania Al-Kaidy i jej przywódcy Osamy bin Ladena - orzekła komisja kongresu na podstawie źródeł.
Od wtorku trwają przesłuchania przed specjalną komisją do zbadania kulis ataku terrorystycznego 11 września 2001 r. Zanim do nich doszło, komisja na podstawie dokumentów opracowała wstępny raport, z którego wynika, że dwie kolejne administracje - Clintona i Busha - nie wykorzystały możliwości likwidacji Al-Kaidy. Jak stwierdzono w dokumencie, zarówno Clinton, jak i Bush, angażowali się w "długotrwałe, lecz bezowocne działania dyplomatyczne" zamiast uderzyć w bin Ladena jeszcze przed zamachami z 11 września.

Amerykańska armia za czasów Clintona uderzyła w cele terrorystów w Afganistanie i Sudanie po zamachach na ambasady USA w Afryce. Bin Laden jednak wyszedł z ataku cało.

Później pod koniec lat 90. wywiad trzykrotnie przekazywał administracji Clintona informacje na temat miejsca pobytu Osamy bin Ladena. Dane te mogły stać się podstawą bezpośredniego ataku na kryjówki szefa Al-Kaidy; za każdym razem jednak plany ataku były blokowane przez szefa CIA, George'a Teneta. Tenet uznawał, że wiadomości zdobyte przez pojedynczych agentów mogą okazać się nieprecyzyjne, a ewentualny atak mógłby spowodować wiele ofiar wśród ludności cywilnej - stwierdza raport.

Członek komisji, b. demokratyczny senator Bob Kerrey, powiedział prezentując wstępne ustalenia, że administracja USA nie powinna była tak dużej wagi przywiązywać do międzynarodowej krytyki, z  jaką zapewne spotkałaby się amerykańska akcja wojskowa przeciwko bin Ladenowi. "Mieliśmy już nabój w lufie i nie wystrzeliliśmy" -  powiedział Kerrey.

We wtorek na pytania komisji odpowiadali sekretarz stanu Colin Powell i jego poprzedniczka za czasów Clintona, Madeleine Albright. Drugi dzień przesłuchań ujawnił sprzeczności w relacjach byłych i obecnych członków rządu na temat sposobów walki z Al-Kaidą. Według raportu, przedstawiciele CIA nie byli pewni, czy mają upoważnienie do fizycznej likwidacji Osamy bin Ladena w latach 90., za rządów administracji prezydenta Clintona. Jednak zeznający w środę były doradca Clintona ds. bezpieczeństwa narodowego Samuel ("Sandy") Berger powiedział komisji, że ówczesny prezydent udzielił CIA "całkowitego upoważnienia" do zabicia szefa Al-Kaidy i nie powinno być co o tego żadnych niejasności. "Jeżeli funkcjonariusze CIA mieli jakieś wątpliwości w tej sprawie, to nie przekazali ich ani mnie, ani prezydentowi" - oświadczył. Tenet, który zeznawał przed Bergerem, unikał wyraźnej odpowiedzi na pytania o upoważnienie do zabicia bin Ladena, a komisja go nie naciskała.

Według obserwatorów, z dokumentów rządowych wynika, że agenci CIA i siły specjalne co prawda miały zgodę na zlikwidowanie bin Ladena, ale tylko warunkowo - w czasie operacji jego schwytania, gdyby się bronił i nie dał się wziąć żywcem. Administracja Clintona postanowiła unieszkodliwić szefa Al-Kaidy siłami opozycji walczącej przeciw reżimowi talibów w Afganistanie. Dyrektor CIA George Tenet uważał jednak, że szanse na zlikwidowanie bin Ladena w ten sposób są niewielkie - oceniał je na 10-20 procent.

Były koordynator ds. terroryzmu Richard Clarke, zeznając przed komisją, ponowił swoje zarzuty, że administracja prezydenta Busha dopiero po ataku 11 września 2001 r. zaczęła energiczniej walczyć z terroryzmem. W swojej wydanej właśnie książce Clarke oskarżył Busha, że wskutek obsesyjnego dążenia do rozprawy z Irakiem zaniedbał działania przeciw Al-Kaidzie na początku swej prezydentury, chociaż od połowy lat 90. ta siatka terrorystyczna organizowała zamachy na cele amerykańskie na całym świecie. Jego zdaniem, również obecnie wojna z Irakiem odbywa się kosztem walki z Al-Kaidą. "Atakując Irak prezydent Bush poważnie osłabił skuteczność wojny z terroryzmem" - ocenił Clarke.

Kiedy członkowie komisji przypomnieli mu, że w czasie swego urzędowania publicznie chwalił akcje rządu przeciw terrorystom, Clake odpowiedział: "Oczekiwano ode mnie ukazywania pozytywnych stron naszej polityki i niemówienia o negatywach".

Polemizował też z zarzutami Republikanów, że krytykuje Busha, ponieważ związał się z demokratycznym kandydatem na prezydenta, senatorem Johnem Kerrym, i liczy na posadę w jego przyszłej administracji. "Nie pracuję dla senatora Kerry'ego. I pozwólcie mi powiedzieć pod przysięgą: nie przyjmę żadnego stanowiska w ewentualnej przyszłej administracji Kerry'ego" - oświadczył Clarke.

Były koordynator ds. terroryzmu wziął jednocześnie na siebie odpowiedzialność za zaniedbania, które ułatwiły zadanie terrorystom. Przeprosił obecne w sali przesłuchań rodziny ofiar ataku 11 września. "Nasz rząd was zawiódł i ja was zawiodłem" - powiedział. Przyznał m.in., że w ogóle nie dotarły do niego informacje wywiadu, że dwaj przyszli porywacze samolotów 11 września przebywają w Stanach Zjednoczonych od dwóch lat, a inny terrorysta uczy się w USA sztuki pilotażu.

Clarke pełnił kierownicze funkcje w pionie walki z terroryzmem w  rządzie prezydentów: Busha seniora, Clintona i obecnego prezydenta. Z ostatniego stanowiska ustąpił dopiero kilka miesięcy temu.

Na przesłuchaniach przed komisją Clarke zwrócił poza tym uwagę na ograniczone możliwości działania CIA przed 11 września. Przypomniał, że Kongres i lewicujące media miały do CIA pretensje o przeprowadzanie tajnych operacji wywrotowych na świecie z  wykorzystaniem agentów naruszających prawa człowieka.

Komisja, złożona z 10 członków - pięciu Republikanów i pięciu Demokratów - ma ogłosić końcowy raport ze swych dochodzeń w lipcu. Przesłuchała już ponad tysiąc świadków.

Odpowiadając na zawarte w raporcie oskarżenia, że jego rząd zlekceważył sygnały ostrzegające przed atakiem 11 września 2001 r., prezydent Bush zapewnił, że gdyby miał odpowiednie informacje, podjęto by akcje zapobiegawcze. "Gdyby moja administracja miała jakiekolwiek informacje, że terroryści zamierzają zaatakować Nowy Jork 11 września, podjęlibyśmy działania" - powiedział dziennikarzom Bush po posiedzeniu swego gabinetu.

oj, em, pap