Kwestia zapachu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ci, co teraz są w korpusie nawy, nie mogą spać spokojnie. Nawet jeśli w szafie SLD jest trup, to w gabinecie nie ma cieni, ale gotowi ministrowie z aktami nominacji na rok 2001
Tego nie mogę sobie wybaczyć. Tydzień temu, kiedy odpowiadałem na postawione w ankiecie pytanie: "Kim bym był, gdybym nie był kim jestem?", nawet nie przyszło mi do głowy coś, co dziś, po kilku dniach, wydaje mi się oczywiste. Chciałbym zostać szefem biura rzeczy znalezionych. Praca ciekawa, zysk pewny.

Czego też u nas nie można znaleźć. Dokumenty z URM na ulicy w Warszawie, dokumenty z wojska we Wrocławiu, starodruki z Krakowa wszędzie, a rakiety ze Skarżyska w lesie. W lesie koło Skarżyska znaleźli nawet igłę. To lepiej niż w stogu siana, ale z drugiej strony - igła była rosyjska. Właściwie chyba tylko jednej rzeczy cały czas u nas znaleźć nie można, choć na nosa niektórzy czują, że musi być gdzieś blisko. To trup w szafie SLD, o którego istnieniu jest przekonana Barbara Labuda. "Pora wyjąć tego trupa z szafy i zakopać go do ziemi" - napisała minister Labuda, wzywając sojusz do rozrachunku z PRL. Ależ jej się dostało. Józef Oleksy powiedział, że jego sumienie przeszło niejeden rachunek, czym - podobnie jak Henryk Goryszewski - dał dowód, że nie tylko trup, ale i wyrzuty sumienia są u nas nie do znalezienia. Co tu gadać o wyrzutach, gdy wybiegając w przyszłość tworzącego się SLD, były premier pyta "o spoistość wewnętrzną, o rodzący się obyczaj i tętno życia wewnętrznego". A życie wewnętrzne w nowej partii naprawdę tętni, o czym świadczy dyskusja nad trupem, który - jak wiadomo - tętna nie ma. Niejaki Witold Fontner z SLD-owskiej młodzieży zarzuca w "Trybunie" minister Labudzie, że jest hieną cmentarną, bo jak inaczej interpretować jego słowa, że "ktoś rozgrzebuje cmentarze i podrzuca nam coś do szafy". A więc trup tak naprawdę jest już nie w szafie, ale w ziemi. Po co więc Labuda chce go zakopywać? Ale niejaki Mariusz Łapiński, też SLD-owski młodzian, napisał do "Trybuny", że nie ma nie tylko trupa, ale i szafy. To jest trup czy go nie ma? A szafa? Jakiś czytelnik "Trybuny" zadzwonił do redakcji z informacją, że "to dawno zwietrzała mumia, która rozsypała się przy ťokrągłym stoleŤ". Znaczy się może i szafa jest, ale trupa nie ma, bo się rozsypał, a nawet jeśli coś z niego zostało, to na pewno nie śmierdzi.
Cała tętniąca życiem dyskusja poszłaby nie w tym kierunku, co trzeba, gdyby nie czujność Leszka Millera, który nadał jej właściwy ton i skierował na odpowiednie tory. "Polsce potrzebny jest zwrot ku człowiekowi" - powiedział przewodniczący, czym dał odpór Labudzie zwracającej się w stronę trupa. Przewodniczący ma oczywiście rację. Minister Labuda - może nie w zbożnym, ale w świeckim celu zbliżenia Unii Wolności do SLD - chce, by sojusz ułatwił ludziom unii zbliżenie przez przeprowadzenie sekcji zwłok, czyli trupa. Ale niedoczekanie. To kwestia zapachu. Tam, gdzie jedni o wrażliwych nozdrzach czują padlinę, inni wywąchują "Emporio Armani". A dla populacji dyskusja jest bez znaczenia. Jak komu śmierdzi padliną, to rachunek sumienia ludzi SLD i tak nie zmieni zapachowych doznań. A jak ktoś czuje Armaniego, to trudno, żeby podejrzewał istnienie trupa.
Zresztą o czym tu mowa. Polsce grożą poważne ruchy tektoniczne. Ziemia drży, bo od Bałtyku po Tatry i od Odry po Bug od wielu tygodni kilkadziesiąt tysięcy ludzi SLD miarowo przestępuje z nogi na nogę w oczekiwaniu na nadchodzące przejęcie władzy. Jeszcze nigdy w historii wynik wyborów nie wydawał się przesądzony tak długo przed wyborami. "Dochodząc, może dość rychło, do władzy (już dochodzę, drogi elektoracie), partia musi zachować więź z bazą" - pisze Józef Oleksy. Zachowując więź z bazą, były premier ostrzega przed (skąd ten cytat) zawrotem głowy od sukcesów. Ale łatwo mówić, gdy za plecami liderów napiera wygłodniały aktyw. Oleksy wylewa jednak zimną wodę na rozpalone głowy - "Zdrowa rywalizacja personalna na różnych etapach kampanii przedkongresowej nie może się toczyć wyłącznie w kontekście przyszłych ťkarierŤ (cudzysłów J.O.)". Zwycięstwo jest tak pewne, że liderzy SLD aż zaczęli się go bać. Przestraszyli się nie tylko nieposkromionego apetytu zwycięzców, ale także paraliżującego strachu wśród pokonanych. Leszek Miller zwraca się w tej sytuacji ku człowiekowi i uspokaja. W razie zwycięstwa (ależ kokieteria) jego partia postara się, by opozycja miała wpływ na bieg spraw publicznych. Szybko zostaje jednak przywołany do porządku. "Łatwo skrzywić ten zamysł - prostuje Józef Oleksy - i sprawić wrażenie, że wzywa się swoich zwolenników do wygrywania wyborów, a potem mówi się, że to nie z nich będzie się kształtował korpus nawy państwowej". Ci, co teraz są w korpusie nawy, nie mogą więc spać spokojnie. Nawet jeśli w szafie jest trup, to w gabinecie nie ma cieni, ale gotowi ministrowie z aktami nominacji na 2001 r.
Zwycięstwo dzielących skórę na niedźwiedziu na podstawie sondaży nie jest tak pewne, jak może się wydawać. Ale może się zdarzyć, trzeba więc na bieżąco sprawdzać puls życia wewnętrznego w partii zachowującej więź z bazą. Czy dobrze robię, że o tym piszę? Ja tylko słucham Józefa Oleksego: "Warto pobudzić we wszystkich gremiach takie dyskusje i refleksje, które pokierują myślenie polityczne ze sfery rządzenia na pole przewodzenia i oddziaływania długofalowego. Jest to możliwe i konieczne".
Więcej możesz przeczytać w 43/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.