Generał Bieniek uważa sprawę za zamkniętą.
W poniedziałek bułgarskie służby bezpieczeństwa zarzuciły polskim mediom naruszenie porozumienia i zbyt wczesne poinformowanie o wizycie prezydenta w Iraku. Miało to umożliwić napastnikom zorganizowanie się i dokonanie napadu na prezydencki konwój, kiedy Pyrwanow przejeżdżał z polskiego Obozu Lima w Karbali do bułgarskiej bazy Kilo w tym samym mieście.
Tymczasem tego samego dnia generał Bieniek powiedział, że do żadnego zamachu na delegację bułgarską nie doszło. Dodał, że w Karbali niemal przez cały czas słychać strzały i ochrona prezydenta prewencyjnie odpowiedziała ogniem na jedno z takich potencjalnych zagrożeń.
Dowódca dywizji potwierdził też, że - wbrew zarzutom strony bułgarskiej - polscy dziennikarze pracujący w Iraku zgodnie z umową przekazali informacje o wizycie prezydenta już po jego wylocie ze strefy środkowo-południowej, czyli kilka godzin po incydencie.
Dopiero we wtorek prasa bułgarska przyznała, że nieporozumienie wynikło z różnicy czasu pomiędzy Bułgarią a Irakiem i nie może być mowy o jakiejkolwiek winie polskich dziennikarzy. Do tej pory, nikt nie przeprosił jednak polskich korespondentów pracujących w Iraku za obciążenie ich winą za zamach (którego nie było) oraz podważenie ich profesjonalizmu w relacjonowaniu wizyt wysokich dostojników w Iraku.
em, pap