Powrót Zorro

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kino ciągle żywi się starymi mitami. Postać Zorro to - obok szlachetnego obrońcy prawa w westernie i sowizdrzała z komedii chaplinowskiej - jeden z najtrwalszych symboli filmowej popkultury. Wchodząca właśnie na ekrany "Maska Zorro" (reż. Martin Campbell) przypomina tę postać w zgoła klasycznym wydaniu.
Kino ciągle żywi się starymi mitami. Postać Zorro to - obok szlachetnego obrońcy prawa w westernie i sowizdrzała z komedii chaplinowskiej - jeden z najtrwalszych symboli filmowej popkultury. Wchodząca właśnie na ekrany "Maska Zorro" (reż. Martin Campbell) przypomina tę postać w zgoła klasycznym wydaniu. Fabuła najnowszych przygód Zorro ma napęd tradycyjny dzięki powieleniu przez scenarzystów sprawdzonych chwytów "dumasowskich". Jest motyw zemsty rodowej, jest piękna szlachcianka, która okazuje się dzieckiem nie swoich rodziców, szlachetny konspirator, który wiedzie podwójne życie, itd. Siły dobra reprezentuje biedny, lecz po intensywnym treningu nadludzko dzielny i inteligentny mściciel ludu, a siły zła - tyran i degenerat. Intryga została utrzymana w tonacji patetycznej i sentymentalnej, bez najmniejszych akcentów autoironicznych, jakie kilka lat temu tak wydatnie umilały projekcję "Robin Hooda. Księcia złodziei" z Kevinem Costnerem. Jako uzupełnienie tradycyjnego "wsadu" awanturniczego widz otrzymuje woltyżerkę na poziomie cyrkowym oraz antologię pejzażu meksykańskiego do zastosowania w folderach turystycznych. Całość powinna się pieczętować znakiem "remastered", co oznaczałoby, że otrzymujemy wprawdzie produkt zleżały, ale poddany modnej obróbce cyfrowej. I tak premierowa "Maska Zorro" ?98 od razu staje się filmem historycznym: z użyciem najnowszych metod logistycznych demonstruje widzowi anatomię filmu "płaszcza i szpady" jakby żywcem przeniesionego sprzed co najmniej trzech dekad w lata 90.

Postać Zorro (co po hiszpańsku oznacza lisa) trafiła do literatury prawem popłuczyn. Po wyczerpaniu się tematu zbójeckiego w światowej literaturze popularnej jeszcze w połowie zeszłego wieku motyw "szlachetnego zbója" wracał w XX wieku sporadycznie i tylko w powieści zeszytowej. Publiczności, zwłaszcza amerykańskiej, nie bawiły już poczciwe bajania o Kartuszu ("najzuchwalszym wodzu bandytów") czy Rinaldo Rinaldinim ("największym wodzu bandytów w Abruzzach"), lecz raczej pitawalowe historyjki policyjne i komiksy z udziałem takich nadludzi, jak Dick Tracy i Superman. Udanym partnerem obu tych gigantów okazał się XIX-wieczny w formie, a XX-wieczny w wyrazie mściciel Zorro. W obieg groszowej zeszytowej literatury sensacyjnej wprowadził go w 1919 r. weteran policyjnych kronik gazetowych, niejaki Johnston McCulley. Cykl literackich przygód Zorro wystartował pod tytułem "Przekleństwo Capistrano" i dopiero w wydaniu książkowym legendarny pseudonim został przesunięty do tytułu. W sensie historycznym Zorro okazał się biograficzną składanką całej czeredy rozbójniczej operującej w Meksyku i Kalifornii na przełomie stuleci. Mamy tu więc pożyczkę z Joa- quina Muriety, który wsławił się rozbójniczą kampanią przeciw poszukiwaczom złota, dybiącym na złotonośne grunta meksykańskich chłopów, jest kilka rysów Salomona Marii Simeona Pico - kapryśnego łupieżcy zarówno bogatych, jak i biednych, jest też fragment wizerunku niejakiego Jose Marii Avila, który swym bandyckim ramieniem wsparł nawet rewolucję meksykańską. Dzisiaj bibliografia przygód Zorro obejmuje przeszło 70 powieści. Akcja pierwowzoru startuje w latach 20. zeszłego wieku, a swoje wzięcie u amerykańskiego czytelnika zawdzięcza miłemu dla tamtejszego ucha podbiciu politycznemu. Ostatecznie bowiem Zorro (w cywilu meksykański szlachcic Don Diego de la Vega) zwalcza okrutnych i pazernych gubernatorów Nowej Hiszpanii, rządzących się na terenach dzisiejszej Kalifornii. Tym samym wspiera dążenia jej uciskanych mieszkańców oraz ludności pobliskiego Teksasu do oderwania się od Meksyku i przyłączenia do Stanów Zjednoczonych, co w wypadku Kalifornii dokonało się w 1848 r. W pewnym sensie jest więc Zorro zdrajcą kraju ojczystego, ale i pionierem internacjonalizmu na kontynencie amerykańskim. Z kart powieści na ekrany Zorro przedostał się wręcz błyskawicznie, bo już w 1920 r., czyli zaledwie rok po premierze literackiej. Rolę tytułową w niemym filmie "Maska Zorro" objął wysoko wówczas wyspecjalizowany w kreacjach awanturniczych gwiazdor Douglas Fairbanks. Większość prac fizycznych związanych z nową rolą wykonywał sam, z łatwością wyręczając kaskaderów. Liczba zawodowych fechmistrzów i jeźdźców rosła jednak lawinowo w każdej kolejnej ekranizacji wraz ze wzrostem zasobu cyrkowych sztuczek, które w porozumieniu ze swym rumakiem praktykował Zorro. Pełen wdzięku i brawury Fairbanks tak zakosztował w poetyce płaszcza i szpady, że już w następnym roku pojawił się w "Trzech muszkieterach", dwa lata później w ,,Robin Hoodzie", a cztery lata później w "Złodzieju z Bagdadu". Dzięki temu stał się najbardziej znanym skautowskim ideałem świata zachodniego. Z poważniejszym rozmachem Hollywood powrócił do tematu dopiero po 20 latach obrazem "Znak Zorro" z udziałem Tyrone?a Powera, rzesz statystów i bizantyjskich dekoracji, co uczyniło film superprodukcją sezonu 1940. "Znak Zorro" to już nie epopeja ludowa, ale opowieść miłosna. Diego wprawdzie walczy z pachołkami hiszpańskiego gubernatora, lecz ostatecznym celem jego wysiłków jest nie tyle ulżenie doli uciśnionych, ile zdobycie pięknej Lolity, przy czym wcale nie przeszkadza mu, że pochodzi ona z rodu arystokratycznego, który on własną szpadą zwalcza po nocach. Zamiast roli skauta czy mściciela Zorro przybiera więc rolę szarmanckiego uwodziciela i tkliwego kochanka.

Zorro oswojony przez kino łatwo trafił na mały ekran. Zaanektował go w 1957 r. Walt Disney, który zobaczył w nim materiał na beztroski serial w typie rodzinnym, pozbawiony ostrza klasowego i politycznego, a skoncentrowany na perypetiach o charakterze harcerskim. Obsada okazała się kanoniczna. Guy Williams w roli mściciela obnosił fizjonomię latynoskiego czarusia, ozdobioną tzw. zabójczym wąsikiem. Giermkował mu głuchoniemy Bernardo, odwrotność Sancho Pansy, jeżeli chodzi o trzeźwość i praktyczność w konspiracyjnej robocie. Przeciwnikiem z pierwszej linii był matołkowaty sierżant Garcia o gołębim sercu i sybaryckich skłonnościach. Do wycinania znaku "Z" jego brzuszysko nadawało się idealnie. Walorów obsady dopełniał rumak koloru węgla, który stawał dęba pod melodię czołówki, rozpoznawalną od pierwszych taktów. Serial zdobył widownię szturmem pod każdą szerokością geograficzną, a Disney zdyskontował szczytującą "zorromanię" pierwszą światową sprzedażą gadżetów sygnowanych słynnym "Z". W Polsce serialowi nadano funkcję wabika mającego utrzymać dziecięcą widownię przy oleistym czwartkowym "Ekranie z bratkiem". Poza filmami, które pamięta historia kina, Zorro dawał się używać w bardzo licznych marnych przedsięwzięciach ekranowych. Pierwszej klapy doświadczył sam Fairbanks, który na siłę próbował przedłużyć własny sukces z 1920 r., występując kilka lat później w mizernej dokrętce "Don Q, syn Zorro". Mało znaczące artystycznie i produkcyjnie okazywały się seriale kinowe o Zorro, produkowane w Ameryce z końcem lat 30. - "Zorro powraca" czy "Waleczny legion Zorro". Po wojnie zaś hiszpańskiego bohatera przejęła Europa. We francusko-włoskiej produkcji z 1975 r. w czarnej maseczce występował sam Alain Delon. W innym obrazie obowiązki mściciela pełniła nawet aktorka - Barbara Meredith, w jeszcze innym Zorro spotykał na swej drodze trzech muszkieterów. Na Starym Kontynencie miał Zorro jeszcze jednego - poza Robin Hoodem - poważnego rywala: Fanfana Tulipana, który zrobił zawrotną karierę w sezonie 1951 dzięki opowieści o losach zuchwałego huzara (Gerard Philipe) i pięknej Cyganki (Gina Lollobrigida). Fabuła mieściła wszystko: obóz cygański, więzienie, królewski dwór i bitwę, którą Fanfan Tulipan wygrywa w pojedynkę. Niestety, Gerard Philipe nie zdążył się utrwalić w pamięci publiczności jako romantyczny awanturnik, ponieważ zmarł przedwcześnie w 1959 r.

W kilku włosko- i hiszpańskojęzycznych filmach nakręconych w latach 60. Zorro popisuje się manierami rodem ze spaghetti westernów. Dla dopełnienia obrazu ów mściciel reprodukowany był też w wersji wyuzdanej ("Erotyczne przygody Zorro"), a nawet homoseksualnej ("Zorro. The Gay Blade"). Liczba filmów z jego udziałem dawno przekroczyła siedemdziesiątkę, co lokuje tę postać na piątym miejscu najwyżej frekwentowanych figur ekranu. Zorro pozwolił się wyprzedzić absolutnemu rekordziście rankingu: Sherlockowi Holmesowi, o którym nakręcono 211 fabuł, powierzając tytułową rolę 75 aktorom, z których jeden był nawet czarnoskóry. Częściej niż Zorro widywano też na ekranie Drakulę (160 filmów), Frankensteina (115 filmów), Tarzana (98 filmów). Zorro poważnie zdystansował za to swojego europejskiego odpowiednika Robin Hooda, który gościł na ekranie tylko 58 razy. Dla równowagi warto przy okazji odnotować dzieje rodzimego mściciela ludowego - Janosika (1688-1713). Zaczął na Słowacji jako powstaniec antyhabsburski, a skończył jako zbójnik tatrzański, łupiący każdego, kto się nawinął, co też zostało skwitowane wyrokiem śmierci, wykonanym widowiskowo w Liptowskim Mikulaszu. Wielkiego szczęścia do popkultury Janosik nie miał. Z łaski wiodącego militarysty polskiego kina Jerzego Passendorfera zyskał w serialu telewizyjnym fizjonomię i muskulaturę Marka Perepeczki, najsilniej umięśnionego wówczas aktora polskiego. Pejzaż, w którym się poruszał, był prekursorskim połączeniem tatrzańskich turni z kredowymi pagórkami Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Obróbce literackiej poddał natomiast Janosika krótko po wojnie literat Jalu Kurek, prokurując na jego temat trzytomową, męczącą powieść. W pierwszym tomie mścicielowi (tu rocznik 1918) zmienił nazwisko na Jaś Dziura, w drugim kazał mu walczyć z sanacyjnym wyzyskiem chłopa, a w trzecim - zasilić ludową partyzantkę na Podhalu.

Więcej możesz przeczytać w 41/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.