Unia Pracy po raz kolejny udowodniła, że jest jedynie satelitą postkomunistów. Gdyby nie ich upokarzająca pomoc, w Sejmie nie byłoby już klubu UP.
PSL brnie w groteskowy spektakl zatytułowany "Janusz Wojciechowski na premiera". Trzeba mieć typowo chłopską bezczelność, żeby domagać się władzy w sytuacji, gdy wyborcy mówią ci jednoznacznie "nie".
Roman Jagieliński tylko potwierdził opinię o swoim ugrupowaniu, zrywając z SLD i wpadając w ramiona Andrzeja Leppera. Natomiast dla wyborców Samoobrony jest to niepokojący sygnał - co tak zgrane postaci robią w okolicach dziewiczej Samoobrony, nigdy nie skalanej władzą?
Na tym spektaklu tracą nie tylko jego uczestnicy. Traci przede wszystkim parlament, który coraz trudniej szanować i brać poważnie.
Igor Zalewski