Litwa ma prezydenta (aktl.)

Litwa ma prezydenta (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po obliczeniu głosów z ponad 90 proc. okręgów, w przedterminowych wyborach prezydenckich na Litwie nieznaczną przewagą głosów prowadzi Valdas Adamkus. Na jego wygraną wskazywały także sondaże exit polls.
Wyniki z 1902 okręgów wyborczych spośród 2038, wskazują, że za Valdasem Adamkusem opowiedziało się 51,51 proc. głosujących. Na Kazimierę Prunskiene, którą oficjalnie poparł były prezydent Rolandas Paksas, głos oddało 48,49 procent Litwinów.

Wstępnych wyników po obliczeniu głosów ze wszystkich okręgów wyborczych należy się spodziewać po północy, gdyż są problemy z  systemem komputerowym. Jednakże jak zaznaczył przewodniczący Głównej Komisji Wyborczej Zenonas Vaigauskas obecna tendencja prawdopodobnie zostanie zachowana.

"Nie mamy jeszcze ostatecznych wyników z okręgów wyborczych miasta Wilna, które jest bardziej przychylne Adamkusowi i wyników głosowania za granicą, której zdecydowanym faworytem jest również Adamkus" - powiedział Vaigauskas, zaznaczając, że "Litwa prawdopodobnie już ma prezydenta".

Sondaż przeprowadzony w niedzielę przez agencją informacyjną BNS wśród osób opuszczających lokale wyborcze wskazywał, że Adamkus powinien uzyskać 62,37 proc., Prunskiene natomiast - 37,63 proc.

Po pierwszej turze, w której przed dwoma tygodniami, uzyskali oni odpowiednio 30,18 proc. i 20,6 proc. głosów, obserwatorzy uważali, że szanse obydwu kandydatów są wyrównane.

Adamkus prezentuje opcję zdecydowanie prozachodnią, zaś Prunskiene, której udowodniono współpracę z KGB - nie opowiada się jednoznacznie za żadną z opcji.

Frekwencja w wyborach wyniosła ok. 50 proc., uwzględniając również głosy oddane korespondencyjnie.

Decyzja o przedterminowych wyborach zapadła po tym, jak w kwietniu za sprzeniewierzenie się konstytucji stanowisko prezydenta utracił Rolandas Paksas oskarżany m.in. o związki z tajnymi służbami rosyjskimi i światem przestępczym.

Wybory przebiegły spokojnie. Nie odnotowana incydentów. Komisja badała jedynie, czy w sobotę jeden z tygodników, "Ukininku patarejas" (Doradca Rolnika), nie naruszył ciszy przedwyborczej. W sobotnim numerze pisma zostało zamieszczone zdjęcie Prunskiene i informacja o jej wsparciu finansowym dla litewskiego skansenu w Rumszyszkach koło Kowna.

Wybory przebiegły w atmosferze skandalu, wywołanej ubiegłotygodniowymi rewizjami litewskich Służb Dochodzeń Specjalnych (STT) w siedzibach czterech głównych partii politycznych, w większości popierających Adamkusa. Powszechnie podejrzewano, że miały one na celu zdyskredytowanie tego kandydata. W tym kontekście padały też oskarżenia pod adresem Kremla o mieszanie się w wewnętrzne sprawy Litwy.

Skandal ten będzie miał wpływ na wynik niedzielnych wyborów prezydenckich - mówił premier Algirdas Brazauskas. "Sądzę, że skandal ten będzie miał wpływ na wynik wyborów. Coraz bardziej przekonuję się, że skandal, wywołany na kilka dni przed wyborami, nie był sprawą przypadkową, tylko jeszcze nie wiadomo, na czyje zlecenie zostało to zrobione" - powiedział po oddaniu głosu Brazauskas.

Również pełniący obowiązki prezydenta Arturas Paulauskas sądził, że rewizje będą miały wpływ na decyzje wyborców. "Wprowadziło to  tyle zamieszania, że zapewne niejeden przemyśli swój wybór" -  powiedział.

Przewodniczący Głównej Komisji Wyborczej Zenonas Vaigauskas nie wyklucza, że rezultaty niedzielnych wyborów prezydenckich mogą zostać zakwestionowane. "Mam wątpliwość co do prawomocności tych wyborów. Możemy spodziewać się spraw sądowych. To nieuniknione" - powiedział.

Prokurator generalny Litwy Antanas Klimaviczius, zapewniał, że rewizje w siedzibach czterech partii były związane z dochodzeniem w sprawie pięciu posłów, podejrzewanych o korupcję. Przyznał jednak, że na przeprowadzenie rewizji został wybrany nieodpowiedni moment. Nie jest jednak tajemnicą, że podczas afery ze zdymisjonowanym w kwietniu prezydentem Rolandasem Paksasem, szef STT stał po stronie Paksasa. Junokasa oskarżano wtedy, że wykonuje jego "zlecenia polityczne".

Jeden z liderów opozycji, przewodniczący ruchu narodowo-wyzwoleńczego "Sajudis", deputowany do Parlamentu Europejskiego Vytautas Landsbergis nazwał rewizje "zsynchronizowanym atakiem na wszystkie partie polityczne, które nie popierają kandydatki Rosji, Kazimiery Prunskiene". Zdaniem Landsbergisa, "był to akt politycznego terroru". "Po  Rolandasie Paksasie Rosja rozgrywa swą ostatnią kartę" - dodał.

Obserwatorzy zaznaczają, że trudno nie zauważyć "zbiegu okoliczności", iż rewizje rozpoczęto we wtorek, po tym, gdy w  poniedziałek ogłoszono wyniki sondaży, według których Adamkusa popierało 46 proc. respondentów, a jego rywalkę Prunskiene - 36 proc.

Kazimiera Prunskiene jednakże kategorycznie zaprzecza temu, że ma coś wspólnego z działaniami STT. Podobnie jak Valdas Adamkus twierdzi, że mają one wpływ destrukcyjny na demokrację wyborczą.

em, pap

Czytaj też: Kreml w Wilnie