Kolonia karna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przyszłość Ukrainy wiąże się z Unią Europej- ską - oznajmił prezydent Jacques Chirac podczas pierwszej wizyty głowy państwa francuskiego w niepodległej Ukrainie. Perspektywa ta wygląda dziś jak miraż. Przesłania ją gęsta mgła rosyjskiej zapaści finansowej i głębokiego kryzysu gospodarczego samej Ukrainy. Kraj ten stoi dziś na skraju przepaści. Za grzech braku zdecydowanych reform może zapłacić straszną cenę. Załamanie rubla jest bowiem dla ledwie dyszącej gospodarki ukraińskiej niczym nóż na gardle.
Po uzyskaniu niepodległości w 1991 r. Ukraina nie poszła śladem Polski, Węgier czy byłych republik nadbałtyckich. Wprawdzie Kijów w odróżnieniu od Mińska coraz wyraźniej podkreślał swoje prozachodnie nastawienie, lecz pozostało ono głównie w sferze deklaracji politycznych. Reformy gospodarcze nie mogły ruszyć z miejsca. Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi na Ukrainie pisaliśmy, że kraj stoi przed odwróconym dylematem powojennych Niemiec - jest politycznym i dyplomatycznym olbrzymem (bez Kijowa Moskwa nie może marzyć o odbudowie imperium), ale gospodarczym karłem. Z całą ostrością widać dziś tę dysproporcję: niepodległość ma gliniane nogi. Znalazło to symboliczny wyraz podczas obchodów święta niepodległości - właśnie wtedy górnicy z Łuhańska, którzy mieli już dość oczekiwania na zaległe pensje, wdali się w zaciekłe starcia z milicją.
Ukraina ugina się pod ciężarem głębokiego kryzysu finansowego. Przyczyny są podobne do tych, które wywołały krach w Rosji: wielkie pożyczki zaciągane za granicą i niezdolność państwa do ściągnięcia liczonych już w miliardach dolarów zaległości podatkowych. Brak solidnych podwalin zdrowej gospodarki wolnorynkowej. Ukraińcy kopiowali bowiem raczej rosyjskie niż zachodnie wzorce, budując kapitalizm oligarchiczno-mafijny. Dewaluacja rubla pogłębiła ukraińskie trudności. Spadł kurs hrywny, pojawiły się obawy nie tylko o odpływ inwestycji zagranicznych, ale i o załamanie handlu z Rosją - nadal głównym partnerem handlowym Ukrainy. Wysyła ona do Rosji prawie 40 proc. swego eksportu o wartości 10 mld USD rocznie. Jest też uzależniona od rosyjskich nośników energii.
Po dewaluacji rubla hrywna osiągnęła granicę dopuszczalnego - według założeń rządu - spadku (2,25) w stosunku do dolara. W kantorach kurs ukraińskiej waluty spadł jeszcze bardziej. Przedstawiciele rządu starali się uspokoić obywateli, przekonując w wystąpieniach radiowych i telewizyjnych, że ich kraj może uniknąć losu Rosji. Ukraińcy jednak, podobnie jak wcześniej Rosjanie, ustawili się w kolejkach przed kantorami, żeby ocalić swe oszczędności, wymieniając je na zachodnie waluty. Większość chciała kupić choć parę dolarów. Ceny w sklepach i na bazarach natychmiast wzrosły (żywność zdrożała w sierpniu średnio o 15 proc.), a niektóre placówki handlujące sprzętem audiowizualnym zamknięto. Ich właściciele nie chcą sprzedawać towaru za słabnący pieniądz.
Narodowy Bank Ukrainy zdecydował się poświęcić znaczną część bardzo skromnych rezerw dewizowych na obronę hrywny. Jeszcze we wrześniu rezerwy - tak potrzebne jako gwarancja płatności za ważny dla funkcjonowania kraju import oraz spłaty potężnego zadłużenia zagranicznego (szacowanego na 18 mld USD) i wewnętrznego - mogą zostać wyczerpane. Od lipca zmniejszyły się już o przeszło połowę i wynoszą zaledwie nieco ponad 500 mln USD.
Zdesperowane władze gorączkowo szukają środków, które mogłyby uchronić państwo przed faktycznym bankructwem. Po drakońskie środki sięgnięto w stosunku do krajowych dłużników. Państwowa Administracja Podatkowa Ukrainy wzięła w zastaw ponad dwa tysiące samochodów służbowych należących do przedsiębiorstw, które zwlekały ze spłatą swoich należności wobec państwa. Krnąbrnych szefów tych firm rząd zmusił w sierpniu do uczestnictwa w swego rodzaju kolonii karnej, organizując im "szkolenie z obrony cywilnej". Mieli tam pozostać dopóty, dopóki nie zapłacą zaległych podatków, długów oraz pensji dla pracowników. Metody zaprowadzania porządku w publicznych finansach jako żywo pasowały raczej do arsenału środków stosowanych przez państwo-kołchoz, jakim jest Białoruś pod rządami prezydenta Aleksandra Łukaszenki, niż do kraju, który zgłasza europejskie aspiracje.
Krajowi wierzyciele państwa zostali nakłonieni do zamiany krótkoterminowych bonów skarbowych na obligacje długoterminowe; mają być spłacone dopiero po kilku latach. Inaczej jednak niż Rosja, która ogłosiła moratorium na spłatę należności inwestorom zagranicznym, Ukraina nie zdecydowała się na tak drastyczny krok w stosunku do nich. Minister finansów Ihor Mitjukow zaproponował zagranicznym posiadaczom ukraińskich bonów skarbowych jedynie dobrowolną zamianę na lokaty długoterminowe o łącznej wartości 600 mln USD. Trudno raczej oczekiwać żywiołowej reakcji na ten apel.
Chwilowym oddechem dla państwa ukraińskiego może być negocjowany bardzo długo kredyt z Międzynarodowego Funduszu Walutowego w wysokości 2,2 mld USD. W końcu obie strony zawarły porozumienie w tej sprawie. Ukraina zobowiązała się między innymi ograniczyć do końca tego roku wydatki budżetowe prawie o jedną trzecią! Ale uruchomienie środków opóźnia się, ponieważ MFW obserwuje na razie w gospodarce ukraińskiej skutki załamania w Rosji.

Ukraińcy kopiowali raczej rosyjskie niż zachodnie wzorce, budując kapitalizm oligarchiczno-mafijny


W obliczu katastrofy klasa polityczna zapomina o dzielących ją animozjach. "Los ludzi powinien stać ponad politycznymi ambicjami" - oznajmił Oleksandr Tkaczenko, przewodniczący parlamentu, w którym wcześniej snuto projekty pozbawienia władzy obecnego prezydenta Leonida Kuczmy. Zdaniem Tkaczenki, mówienie nadal o konflikcie parlamentu z rządem byłoby "niemoralne". Rząd i parlament pracują wspólnie nad "programem odrodzenia narodowego". Jego szczegóły nie są znane, ale chodzi o głęboką korektę dotychczasowej polityki gospodarczej, w tym stymulowanie produkcji krajowej i tworzenie nowych miejsc pracy.
Czy polityczne "zawieszenie broni" ma szansę się utrzymać? W październiku przyszłego roku odbędą się wybory prezydenckie. Obejmując urząd prezydenta w 1994 r., Leonid Kuczma obiecywał dążenie do uzyskania przez Ukrainę pełnej niezależności politycznej i ekonomicznej od Rosji. Miał zamiar przezwyciężyć głęboki kryzys gospodarczy (w tym systematyczny spadek produkcji od roku 1991) dzięki odważnej prywatyzacji i rozwijaniu kontaktów z Zachodem. Obietnice pozostały na papierze. Dziś prezydent ma nikłe poparcie społeczeństwa i trzeba niemal cudu, by mógł marzyć o kolejnej kadencji. Prędzej niż później należy się spodziewać ostrej walki politycznej o schedę po nim.
Tymczasem trwa zakulisowy bój o media. Codzienną praktyką jest ręczne sterowanie programami informacyjnymi. Przed marcowymi wyborami do parlamentu w mediach elektronicznych ze świecą można było szukać obiektywnych informacji. Prezydent atakuje zagranicznych właścicieli stacji telewizyjnych (spośród czterech jedna to joint-venture amerykańsko-ukraińska, a druga rosyjsko-ukraińska). Minister informacji ogłosił, że przedłużenie licencji dla prywatnych nadawców zostanie przesunięte z roku 2000 na 1999. W czerwcu krytyczna wobec prezydenta i "partii władzy" największa gazeta "Kijewskije Wiedomosti" przegrała proces o oszczerstwo wytoczony przez ministra spraw wewnętrznych. Dwaj przedstawiciele kierownictwa gazety zostali dopiero niedawno wypuszczeni z aresztu, w którym znaleźli się jeszcze przed wyborami parlamentarnymi. Oficjalnie zarzucano im głównie przestępstwa podatkowe.
Kuczma wykonuje rozpaczliwe ruchy, żeby poprawić swoje notowania, stąd jego populistyczne gesty w postaci szykanowania "pasożytów" z kręgów biznesowych i ukłony w stronę kombatantów. Podczas święta niepodległości prezydent nie przemawiał publicznie, a obchody niemal do złudzenia przypominały dęte uroczystości z czasów sowieckich - włącznie z pompatyczną wojskową defiladą. Przy okazji z ust przewodniczącego Tkaczenki padły słowa, że bez istnienia ZSRR nie byłoby dziś niepodległej Ukrainy... W nostalgicznej scenerii zabrakło miejsca na prozachodnią retorykę.


Więcej możesz przeczytać w 37/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.