Jeszcze czas

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dwutysięczna złotówka nie zaczyna trzeciego tysiąca. Ona kończy drugi tysiąc. XXI w. i trzecie tysiąclecie zacznie się 1 stycznia 2001 r. Nie 500 dni, ale prawie 900 nam zostało
Jest w tej chwili kilka tematów "dyżurnych", które obowiązkowo powinien omówić w zasadzie każdy szanujący się felietonista. Te tematy to krzyże na żwirowisku, Zakopane 2006 - czy mamy robić zimowe igrzyska olimpijskie - i ojciec Rydzyk walczący w barwach Tormięsu Toruń. W zasadzie jest jeszcze piłka nożna, ale ponieważ jej nie ma, więc nie ma o czym pisać. Jestem pełen najwyższego uznania i podziwu dla prezesa Dziurowicza. Serio. To żadna kpina. Podziwiam faceta. Pokazał nam wszystkim, ile są warci nasi ministrowie i co potrafią. Potrafią straszyć - i na tym koniec. Nadzwyczajny to był dowód zupełnej indolencji naszego biednego rządu. Minister Dębski powinien po tym wszystkim uciec do Boliwii i tam się zastrzelić. Tylko przedtem powinien zrobić sobie operację plastyczną twarzy, żeby nikt nie poznał, kto się zastrzelił. Oczywiście - żartuję. Wiadomo przecież, że minister Dębski nie będzie umiał się zastrzelić.

Wymieniłem trzy tematy obowiązkowe i uważam, że powinienem się na nie - krótko - wypowiedzieć, choćby dlatego, że absolutnie nic ciekawego nie mam do napisania. Na szczęście nie ja jeden, co się codziennie potwierdza. A zatem: do roboty. Zanim jednak do niej przystąpię, słówko na nieważny (z pozoru) temat. Przeczytałem w gazecie "Życie" z 20 sierpnia całą stronę zatytułowaną: "500 dni do nowego tysiąclecia". Okazuje się - jak podaje "Życie" - że na bale sylwestrowe 31 grudnia 1999 r. na całym świecie nie ma już kart wstępu. Wszystko sprzedane! "Ludzie na całym świecie prześcigają się w pomysłach na obchody najhuczniejszego sylwestra tysiąclecia. Pozostało do niego jeszcze 500 dni" - napisano w gazecie i podano, że "w londyńskim hotelu Savoy, gdzie bilet kosztował kilkanaście tysięcy złotych, szczęśliwców wybierano w drodze losowania".
Mógłby przy okazji ktoś zapytać, dlaczego w Londynie na bal sylwestrowy sprzedaje się bilety za złotówki. Otóż - wyjaśniam - jest taki zwyczaj międzynarodowy, że różne imprezy (na całym świecie, bez względu na to, w jakim kraju się odbywają) są rozliczane w różnych walutach.Turnieje tenisowe są płacone w dolarach. Ale już piłka nożna - nie. W markach niemieckich! I to wszędzie. Klub hiszpański kupuje Holendra do zespołu - cenę podają w markach. Szachy rozliczane są we frankach szwajcarskich. A wynagrodzenia kolarzy są podawane też we frankach, ale francuskich. Czytając wiadomości sportowe, zawsze mam przy sobie aktualną tabelę kursów walutowych, żeby móc przeliczyć kolarza na tenisistę.
Wracajmy jednak do sylwestra. Dziennikarze"Życia" zapytali "znane osobistości o to, jak zamierzają spędzić sylwestra w 1999 r.". Pan Jacek Rybicki, wiceprzewodniczący AWS, powiedział, że "jeszcze za wcześnie na snucie jakichkolwiek planów". Dobre, co? Cały świat już dawno wykupił wszystkie bilety wszystkich wstępów na wszystkie bale w 1999 r., a polski wiceprzewodniczący głównej rządzącej partii w ogóle się tym nie przejmuje. Ale w końcu coś powiedział na ten temat. A powiedział tak: "Z jednej strony, powitanie nowego tysiąclecia powinno się odbyć w bardziej huczny sposób. Albo wręcz przeciwnie - mniej fajerwerków, a więcej refleksji". Konkretnie odpowiedział - to mi się podoba. Wprawdzie nie wie, jak spędzi, ale wie, jak się powinno, tyle że powinno się inaczej. Niestety, tak, jak wiceprzewodniczący AWS spędzi sylwestra, wielu spędza całe życie. Andrzej Urbańczyk, rzecznik prasowy SLD, "nie przewiduje jakiejś wielkiej fety w związku z pożegnaniem II tysiąclecia". Tomasz Nałęcz, wiceprzewodniczący Unii Pracy, a przy okazji mój kolega - bo też stały felietonista "Wprost" - nie przypisuje "większego znaczenia dacie 31 grudnia 1999 r.", i śmieje się, że dla niego wiek XXI zaczął się kilka lat temu, gdy zamienił długopis na klawiaturę komputera. Inny mój kolega, też stały felietonista, Lech Wałęsa, nie wie, gdzie się będzie bawił, ale za to wie, że "w takiej sytuacji, jaka jest obecnie, nie ma ochoty być ponownie prezydentem". Powiedział: "te pięć lat, które spędziłem w Warszawie, były dla mnie najcięższym okresem w życiu". No, szczerze mówiąc, dla nas też lekkie one nie były. Domyślam się, że w głębi serca, choć nigdy się do tego nie przyznał, Lech Wałęsa wdzięczny jest Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, że ten wygrał. Bo gdyby Kwaśniewski przegrał, Wałęsa musiałby być prezydentem, choć "nie ma na to ochoty". Znów przez kolejne pięć lat słyszelibyśmy - "nie chcę, ale muszę". Żadna przyjemność słyszeć to z ust najwyższego urzędnika w państwie. A i dla urzędnika - sprawować służbę społeczną z musu - to musi być katorga.
A teraz bomba! Otóż wszyscy na świecie, łącznie z naszymi redaktorami, politykami i dyrekcją londyńskiego hotelu Savoy, żegnają się z drugim tysiącleciem dziejów na "ostatnim balu sylwestrowym XX wieku - 31 grudnia 1999 r.", aby przywitać rok 2000, a z nim trzecie tysiąclecie i nikt, dosłownie nikt, nie zwrócił na to uwagi, że XX w. i drugie tysiąclecie skończy się rok później. Ostatnim sylwestrem XX w. będzie sylwester 31 grudnia 2000 r. Bo to jest dokładnie tak jak z pieniędzmi. Połóżcie 2 tys. zł na stole. Czy macie na stole choć grosik, który by zaczynał trzeci tysiąc złotych? Nie. Dwutysięczna złotówka nie zaczyna trzeciego tysiąca. Ona kończy drugi tysiąc. XXI w. i trzecie tysiąclecie zacznie się 1 stycznia 2001 r. Nie 500 dni, ale prawie 900 nam zostało.
Z okazji sylwestra 31 grudnia 1999 r. możemy za to wszyscy już dziś pozdrowić reżysera Sylwestra Chęcińskiego. Sylwek! Cały świat Cię pozdrawia! Wszystkie bilety na Ciebie są wykupione! Scenariusz pisze stały felietonista

Więcej możesz przeczytać w 36/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: