Rehabilitacja po 40 latach (aktl.)

Rehabilitacja po 40 latach (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sąd Najwyższy uchylił wyrok śmierci wobec Stanisława Wawrzeckiego, skazanego i straconego w 1965 r. po głośnym procesie w "aferze mięsnej" oraz wyroki wobec dziewięciu innych wówczas skazanych.
SN uwzględnił kasację wniesioną przez rzecznika praw obywatelskich prof. Andrzeja Zolla na korzyść Wawrzeckiego i  innych podsądnych. Postępowanie zostało umorzone przez SN, bo dziś już żaden nie żyje, a cała sprawa przedawniła się w 1989 r.

W ustnym uzasadnieniu ostatecznego wyroku pięcioosobowego składu SN sędzia Stanisław Zabłocki podkreślił, że wyrok nie może służyć pełnej rehabilitacji skazanych, gdyż nawet kasacja RPO nie  podważała ich winy. "To bardziej rehabilitacja wymiaru sprawiedliwości, który przed 40 laty nie zapewnił im rzetelnego i  sprawiedliwego procesu" - powiedział sędzia. "Dzięki kasacji polski wymiar sprawiedliwości mógł zakwestionować jedną z ciemnych kart swej historii, ale nie mógł usunąć jej do końca wobec zastosowanej kary śmierci" - dodał.

Sędzia podkreślił, że doszło do wymierzenia kary śmierci za  przestępstwo przeciwko mieniu, co było trudne do pojęcia w kręgu kulturowym, do którego należała Polska. Oświadczył, że młodzi adwokaci mogliby się szkolić na podstawie działań ówczesnych obrońców oskarżonych, którzy robili wszystko, by proces był sprawiedliwy.

"Jestem szczęśliwy" - powiedział dziennikarzom po wyroku syn Wawrzeckiego Piotr, który był wśród inicjatorów wystąpienia o  kasację. Dodał, że wie, iż jego ojciec nie był nieskazitelny, ale  "nie o to nam chodziło". "Myślę, że to sprawa dla Instytutu Pamięci Narodowej" - tak odpowiedział na pytanie, kto ponosi odpowiedzialność za śmierć jego ojca.

Zarówno prokurator, jak i obrona poparły przed SN kasację RPO. Prokurator Marek Staszak powiedział w swym wystąpieniu, że  nie podziela tylko zarzutu kasacji, że sąd mógł zmienić tryb z  doraźnego na zwyczajny. Przedstawiciel RPO Marek Słojewski oświadczył, że tryb ten służył tylko jednemu celowi - by można było wymierzyć karę śmierci, a nie powinno się jej orzekać za  przestępstwa gospodarcze.

"Nie można oprzeć się wrażeniu, że był to wyrok na zamówienie polityczne" - powiedział obrońca Wawrzeckiego mec. Andrzej Litwak. "Żaden sąd nie jest w stanie zwrócić życia, ale SN jest w stanie zwrócić jemu i jego rodzinie godność" - podkreślił adwokat, według którego ta sprawa to ważny przyczynek do dyskusji o karze śmierci. "Było to zamówienie co najmniej KC, a raczej Biura Politycznego PZPR" - powiedział dziennikarzom Litwak. "Ten wyrok budzi odrazę" -  dodał. Podkreślił, że mięso było w PRL "artykułem strategicznym", a proces służył temu, by "uregulować rynek przy pomocy strachu".

Rzecznik zakwestionował wyrok jako wydany z błędami prawnymi, w  trybie doraźnym i bez prawa do rewizji. Kasacja nie kwestionowała ustaleń sądu co do winy skazanych, przedstawia natomiast argumenty dotyczące uchybień prawnych. Zarzuciła wyrokowi "rażące naruszenie prawa" przez zastosowanie trybu doraźnego, podczas gdy proces powinien był być prowadzony w trybie zwyczajnym. Zdaniem RPO, naruszyło to prawo oskarżonych do obrony, co gwarantowała ówczesna konstytucja PRL. SN uwzględnił wszystkie zarzuty kasacji.

Orzeczenie wobec Wawrzeckiego, dyrektora warszawskiego Miejskiego Handlu Mięsem, było jedynym wykonanym w PRL po 1956 r. wyrokiem śmierci za przestępstwo gospodarcze. Według wielu opinii, był to  "mord sądowy", a wyrok wydano faktycznie na najwyższych szczeblach władzy - nalegać miał na to szef PZPR Władysław Gomułka. Rada Państwa PRL nie skorzystała z prawa łaski, o co zwrócili się obrońcy. Wawrzeckiego powieszono.

Przyznał on, że przyjmował łapówki od kierowników sklepów mięsnych - w sumie ok. 3,5 mln ówczesnych zł. Oprócz niego oskarżono czterech dyrektorów handlu mięsem, czterech kierowników sklepów oraz właściciela prywatnej masarni. Prokurator wniósł o  trzy kary śmierci. Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy orzekł jedną. Czterech innych dyrektorów skazano na dożywocie; pozostali podsądni dostali od 12 do 9 lat więzienia; orzeczono też przepadek mienia i wysokie grzywny.

Tryb doraźny nakazywał, by wyrok był wydany zaraz po zamknięciu rozprawy, ale sąd odroczył ogłoszenie orzeczenia na następny dzień. Adwokaci uznali to już wtedy za złamanie prawa. Składowi sędziowskiemu przewodniczył Roman Kryże, oddelegowany specjalnie z  Sądu Najwyższego, który w okresie stalinowskim wydał wiele wyroków śmierci wobec żołnierzy AK.

Jak pisała kilka lat temu "Gazeta Wyborcza", w aktach sprawy Wawrzeckiego nie zachowały się m.in. przemówienia obrońców i mowa prokuratora; nie ma też zapisu rozprawy. Nie zachował się też protokół wykonania kary śmierci na Wawrzeckim.

em, pap