Dzieci Internetu

Dzieci Internetu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Obok niemal 900 tys. Marii żyje dziś w Polsce 38 Izaur i 28 Isaur
Jan, Stanisław, Maria, Zofia, Weronika, Franciszek - zapomniane jeszcze dwadzieścia lat temu imiona coraz częściej znów słychać w piaskownicy. Choć w mniejszych miastach wciąż panuje moda na łączenie wymyślnych imion z dość prostymi nazwiskami, w większych ośrodkach do łask wracają stare imiona, często wyłuskane z rodzinnych opowieści o przodkach.

Pierwszymi ofiarami absolutnego liberała - Internetu - są dzieci. Młodzi ludzie często znacznie lepiej niż dorośli posługują się komputerami, dlatego to dzieci powinny powiedzieć rodzicom, co im grozi ze strony Internetu i jak powinny być przed nim chronione... Z tego, że "król jest nagi", cieszą się ludzie interesu, studenci i profesorowie, a nawet duża część polityków wykorzystujących Internet jako skuteczne narzędzie zdobywania popularności. Niestety, była, jest i będzie druga strona medalu powodzi informacyjnej, kiedy ukształtowane od lat koryta pękają, stwarzając nowe, trudne do oszacowania źródła zagrożeń. Bez trudu można znaleźć w Internecie domowy przepis (w języku polskim) na skuteczną truciznę i instrukcję budowy bomby (składniki ze sklepu chemii gospodarstwa domowego) o niezłej sile rażenia. "Dwie trzecie badanych rodziców twierdzi, że ich dzieci otrzymały poza ich kontro- lą elektroniczne reklamy. 65 proc. dzieci przekonywano tą drogą do kupienia określonych towarów i korzystania ze wskazywanych usług" - czytamy w raporcie "Prywat- ność online" (www.ftc.gov/reports/privacy3/exeintro.htm), opublikowanym w czerwcu tego roku i skierowanym przez Federal Trade Commission (FTC) do Kongresu USA. Dzieci stanowią dużą i gwałtownie powiększającą się grupę użytkowników Internetu, dlatego są celem aktywnych zabiegów, m.in. autorów komercyjnych stron WWW. Spośród 1402 ocenianych w marcu tego roku witryn aż 212 było adresowanych właśnie do nich.
Sieć oferuje młodzieży pomoc w odrabianiu lekcji, rozrywkę w postaci coraz to nowszych gier, a przede wszystkim różne formy korespondencji elektronicznej: listy dyskusyjne, pogawędki itp. Niemal 10 mln młodych Amerykanów korzysta z Internetu (14 proc. wszystkich dzieci w USA; 4 mln w szkole, 5,7 mln w domu). Stanowią pokaźną część rynku konsumenckiego - każdego roku wydają miliardy dolarów i przekonują dorosłych do wydawania nie mniejszych sum. Nie kontrolowane przez rodziców nastolatki często beztrosko udzielają informacji o sobie. Dane te pozyskiwane są wtedy, gdy korzystają z Internetu: gdy zapisują się do grup dyskusyjnych, ściągają bezpłatne programy, wypełniają ankiety lub zaczynają się bawić grami komputerowymi. Często zachętą do podawania danych personalnych są atrakcyjne nagrody lub prośby o wypełnienie "książki gościa". Niemałą pokusą podania adresu jest możliwość wysłania elektronicznej kartki ze strony Warner Bros. (części Time Warner Inc.) z wizerunkiem bohaterów popularnych kreskówek "Looney Tunes" lub "Quest for Camelot". Osobiste informacje pozyskiwane od dzieci zawierają nazwiska, adresy elektroniczne i pocztowe, numery telefonów, daty urodzin, nazwy szkół itp. Najbardziej niebezpieczne jest podawanie danych bezpośrednio identyfikujących nadawcę (np. numer telefonu, adres). FBI i Departament Sprawiedliwości alarmują, że właśnie w ten sposób przestępcy coraz częściej nawiązują kontakty z przyszłymi ofiarami.
Tradycyjnie rodzice ostrzegają dzieci przed rozmowami z obcymi na ulicy, rzadko natomiast wspominają o podobnych niebezpieczeństwach w sieci. Pewną formą obrony przed tego typu zagrożeniem są specjalne programy, które pełnią funkcję Cerbera, uniemożliwiając dostęp do określonych witryn. Niektóre z nich poddano o cenie w elektronicznym wydaniu "Family PC" (www.zdnet.com/familypc). Jej wynik zależał od skuteczności ochrony użytkownika przed "brudną dwunastką", którą tworzyły epatujące agresją strony WWW i dwie listy dyskusyjne. Badający sprawność tych programów sprawdzali także ich skuteczność w selekcji informacji, gdy chodziło na przykład o umożliwienie dostępu do stron zawierających takie słowa jak "piersi", ale poświęconych rakowi piersi. Jednym z pozytywnie ocenionych programów był Cyber Patrol 3.3., pozwalający tworzyć dziesięć różnych profili ograniczeń w dostępie do Weba. Cyber Patrol składa się z dwóch list: Cyber Yes i Cyber Not, które blokują dzieciom dostęp do całych stron lub umożliwiają zapoznanie się tylko z określonymi fragmentami zbiorów informacyjnych. Listy te mogą być aktualizowane przez rodziców.

Ostrzegamy dzieci przed rozmowami z obcymi na ulicy, nie wspominamy zaś o podobnych niebezpieczeństwach w sieci


Rodzice i nauczyciele pracujący nad programem Cyber Patrol na podstawie analizy tysięcy stron stworzyli możliwość wyboru i filtrowania odbieranych przez dzieci informacji w dwunastu kategoriach, takich jak przemoc, akty seksualne, nagość, narkotyki itp. Prenumeratorzy mogą co tydzień aktualizować listę Cyber Not. Dzięki temu programowi można też ograniczyć czas, jaki dzieci spędzają na żeglowaniu po Internecie lub na zabawie określonymi grami. Elektroniczny "strażnik" pilnuje również, by dziecko nie mogło przekazać swojego imienia, numeru telefonu, adresu i innych osobistych danych podczas pogawędek za pośrednictwem sieci. Inny tego typu program (Cybersitter 97) kontroluje także wyspecyfikowane słowa czy liczby, np. numery kart kredytowych. Ponadto rodzice mogą skontrolować rejestr połączeń, w którym odnotowywane są próby łączenia się z zabronionymi stronami. Cerbery dla dzieci korzystają z nowo powstałych standardów. Jednym z nich jest Platform for Internet Content Selection (PICS), stanowiący coraz powszechniej akceptowany zbiór ograniczeń dostępu do sieci.
Połowa badanych rodziców jest zdania, że ich dzieci są bezpieczniejsze w sieci niż rok temu przede wszystkim dlatego, że lepiej rozumieją Internet. Zapewne poczucie to zostanie wzmocnione przez koalicję 50 dużych firm i organizacji (łącznie z America Online, Microsoft i AT&T), które w czerwcu tego roku ogłosiły powstanie Online Privacy Alliance. Członkowie owego aliansu przyrzekli chronić najmłodszych użytkowników Internetu przed "atakiem na prywatność" ("The New York Times", 29 czerwca 1998 r.).
W ogólnoświatowej sieci nie istnieją żadne powszechnie egzekwowane regulacje dostępu i upowszechniania jakichkolwiek informacji. Wszak Internet nie ma właściciela, a próby międzynarodowego uzgodnienia nawet prostych spraw (adresacja) natrafiają na ogromne trudności. Przepływ informacji ("Wild, Wild Web" - "Dzika, Dzika Sieć" ) nie napotyka skutecznych ograniczeń formalnych, religijnych czy kulturowych. Co najwyżej słyszymy "pobrzękiwanie szabelką" tych, którzy chcieliby położyć tamę "rozbieraniu informacyjnemu współczesnej cywilizacji" (np. przygody z internetową cenzurą w Niemczech i Chinach, TTP - pisaliśmy na ten temat we "Wprost" z 12 lipca 1998 r.). Czyżbyśmy na unormowanie elektronicznego ruchu informacyjnego na świecie potrzebowali tyle czasu, ile zajęło nam ustabilizowanie norm dotyczących sposobu ubierania się czy tradycyjnej wymiany informacji? Jeśli tak, w najbliższych latach należy się spodziewać coraz większego zamieszania na naszym globie - dotychczas zaledwie 1 proc. informacji dostępnych jest w postaci elektronicznej!

Więcej możesz przeczytać w 34/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.